wtorek, 3 marca 2015

A.S.A. Harrison, W cieniu




A.S.A. Harrison, W cieniu, tłum. Dorota Malina, wyd. Znak Literanova

Co się dzieje, gdy mężczyzna po wielu latach dobrego związku odchodzi do innej kobiety? Co go do tego popycha, co naraz staje się dla niego najważniejsze? Czy i co myśli o poprzedniej partnerce? A co z nią, pozostałą na gruzach dotychczasowego życia? A.S.A. Harrison w powieści „W cieniu” krok po kroku pokazuje rozpad dotychczasowych więzi, obnaża ich drugie dno, zagląda do myśli swoich bohaterów i dokonuje drobiazgowej analizy ich osobowości. Robi wszystko, by pokazać ich w najpełniejszym wymiarze. I cóż, to akurat mężczyzna jest tym, który wypada w tym porównaniu gorzej. To właśnie naprowadziło mnie na myśl, że pod nic nie mówiącymi inicjałami A.S.A. kryje się pisarka, nie pisarz. I rzeczywiście. Nie znam jednak zdania czytelnika-mężczyzny na temat tej książki. Być może to nie Todda, ale akurat Jodi odczytałby jako negatywną postać?

Na pewno autorka postarała się, byśmy poznali jej bohaterów jak najlepiej. Ułatwia to konstrukcja książki, podzielona na rozdziały, w których narratorem jest raz jedno z nich, raz drugie. Moment rozejścia się to także pretekst, by pokazać oboje jako oddzielne, indywidualne jednostki, które także przed poznaniem się i rozpoczęciem wspólnego życia, miały już swoją historię, swoje doświadczenia. To coś, co nas kształtuje i ma wpływ na nasze decyzje, również te względem ukochanego człowieka. W przypadku Jodi jest to tym bardziej widoczne, że po odejściu Todda wraca ona do wspomnień z terapii adlerowskiej, którą przeszła jako początkująca terapeutka, by lepiej wczuć się w położenie swoich przyszłych pacjentów. Oczywiście to czysta fikcja pamiętać słowo w słowo rozmowy prowadzone lata temu, ale literatura rządzi się swoimi prawami, więc można przymknąć na to oko. Lecz jest coś innego, czego nie potrafię zignorować. Coś, co przeszkadzało mi w odbiorze lektury.

Na okładce możemy przeczytać, że książka dostała nagrodę „Guardiana” dla najlepszego thrillera. To prawda, że zapowiedź morderstwa pojawia się bodajże już na drugiej stronie powieści. I jest to bardzo elektryzująca wiadomość. Jednak treść „W cieniu” ma w sobie niewiele stricte sensacyjnych elementów. Przede wszystkim „W cieniu” nie jest thrillerem, nawet psychologicznym. Ani kryminałem z głębią, chociaż w końcu dojdzie tu do spraw kryminalnych, które zmienią losy głównych bohaterów. A nawet doczekamy się śledztwa. Niemniej to nie one dominują w fabule.

A.S.Ę. Harrison bardziej pochłania rozpisanie osobowości swoich postaci na części pierwsze, ich wzajemne interakcje i odbiór świata, szczególnie po rozstaniu. Jeśli miałbym określić jej prozę, nazwałabym ją przede wszystkim psychologiczną, trochę obyczajową, ale na pewno nie sensacyjną. Dużo łatwiej zaczęło mi się czytać „W cieniu”, kiedy zrozumiałam, że mogę sobie odpuścić szukanie wątków kryminalnych. Chociaż na dłuższą metę grzebanie się w czyichś emocjach i myślach okazało się dla mnie trochę nudnawe („W cieniu” liczy w końcu ponad 300 stron) i po ponad połowie pozwalałam sobie czasami na przeskakiwanie tekstu wzrokiem. W końcu byłam przygotowana na inny typ literatury, a i ambitne podejście do tematu Harrison zwyczajnie mnie przerosło. Na szczęście, w nagrodę zakończenie okazało się niespodzianką i to pomysłowo niezwiązaną z Toddem.

W cieniu” to dobrze napisana i skonstruowana powieść, tylko niepotrzebnie i fałszywie sklasyfikowana jako thriller. Jako portret małżeństwa, które kończy się na skutek zdrady, jest boleśnie przekonujący, tchnie autentyzmem. I ma swój ciąg dalszy. Jedyne, czym grzeszy – przynajmniej w moich oczach – to drobiazgowość i nadmiar szczegółów. Sądzę jednak, że dla czytelników lubujących się w psychologicznych niuansach, „W cieniu” jest jak znalazł!

5 komentarzy :

  1. Lubię psychologiczne książki, więc jest duże prawdopodobieństwo, że zajrzę i do tej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi nie zagrało w tej książce, niby wszystko ok, bardzo realistyczne i przebija się przez powierzchnię, a jakoś nie wzbudziło emocji. Dobrze się czytało, ale wrażenie wywarło niewielkie. Może dlatego, że za dużo już takich historii przeczytałam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi przeszkadzało to, że wciąż czekałam na przemianę Jodi w morderczynię. A ta nie chciała nastąpić.Może gdybym miała inne nastawienie, to kto wie.

      Usuń
    2. Ja nie czekałam, nie nastawiałam się na thriller, także u mnie to nie to.

      Usuń