piątek, 7 listopada 2014

Małgorzata Szumska, Zielona sukienka. Przez Rosję i Kazachstan śladami rodzinnej historii



Małgorzata Szumska, Zielona sukienka. Przez Rosję i Kazachstan śladami rodzinnej historii, wyd. Znak Literanova

Małgorzata Szumska ruszyła na wschód. Wypiła morze samogonu, a przy tym poznała wielu serdecznych ludzi i kilkoro takich, których należy się strzec. Odnalazła nie tylko przyjaciółkę swojej babci, ale nawet dom, w którym ta mieszkała przed sześćdziesięciu laty. Brała udział w szamańskich rytuałach nad Bajkałem, a Rosjanka czytająca sny wyjaśniła jej, jak powinna dalej kierować swoim życiem. Natomiast w Kazachstanie ubolewano, że „niestety ma męża”. Najważniejsze jednak, co Szumska zyskała. Jeszcze większą bliskość z dziadkami i głębsze zrozumienie ich niełatwych losów. Podróż autorki do Rosji i Kazachstanu nie była poszukiwaniem silnych emocji i niecodziennych przeżyć, które może zapewnić „dziki wschód”. We wstępie Szumska pisze o tym, że ten szlak wyznaczył jej sam Stalin, na którego rozkaz wciąż po wojnie zsyłano ludzi do ciężkiej pracy na Syberii lub do Kazachstanu. Bo mieli nieodpowiednie pochodzenie, więcej zwierząt gospodarskich, ktoś złożył na nich donos lub działali w akowskiej partyzantce jak dziadek autorki.

Małżeństwo Janki i Staszka przeszło poważną próbę, gdy w latach 50. ją przesiedlono z rodzicami, rodzeństwem i maleńkim synkiem na Syberię, a jego do jednej z karagandzkich kopalni w Kazachstanie. Niepewność co do jutra, ciężkie warunki, walka o każdy kolejny dzień stały ich udziałem na długie lata. Małgorzata Szumska stara się oddać choć cząstkę tych przeżyć, lepi je ze wspomnień z dzieciństwa, z opowieści snutych przez babcię i dziadka, z własnych domysłów co do stanu psychicznego i emocjonalnego bliskich jej osób. Wreszcie osobiście konfrontuje je z pozostałościami po okrutnej historii w Rosji oraz w Kazachstanie, który w międzyczasie stał się niepodległym państwem (jak się okaże, nie gwarantuje to dostępu do wszystkich informacji z czasów ZSSR).

Głównie na początku książki autorka stosuje metodę, która najlepiej trafia do wyobraźni. Przetwarza wspomnienia swoje oraz swoich dziadków w sugestywne obrazy. Wybiera przy tym konkretne sytuacje, czasem nawet chwile, które potrafią wiele powiedzieć i o specyfice wojennej i powojennej historii Wileńszczyzny oraz jej polskich mieszkańców. Jak i o doświadczeniach dziecka, przed którym nie ukrywa się trudnej prawdy i które bawi się w partyzanta strzelającego nie do Niemca, ale do Sowieta. To przenikanie różnych planów osobowych skutkuje niestety czasem zbędnymi powtórzeniami. A nawet niewielkimi dziurami w ciągu narracji (np. z pierwszych rozdziałów nie wynika, że Janka i Staszek pochodzili z tej samej wioski; bardzo późno poznajemy też wyjaśnienie tytułu nawiązującego do babcinej sukienki, chociaż już wcześniej autorka o niej napomyka jako o rzeczy znaczącej w rodzinnych opowieściach).

To tylko kilka moich zarzutów wobec tej książki, która uświadamia, jak silne są międzypokoleniowe więzi i jak ważna jest rola pamięci zwykłych ludzi, którzy mieli być tylko trybikami zmiażdżonymi przez machinę historii. A którzy na złość jej przeżyli i nie bali się mówić swojej wersji prawdy. „Zielona sukienka” mimo tego wszystkiego bywa także lekka, niemal frywolna. To dlatego, że Małgorzata Szumska chętnie dzieli się także swoimi przeżyciami z podróży śladami zesłanych dziadków, a one nie zawsze bywają poważne, a nawet rozsądne. Najważniejsze, że mimo pewnych niedoskonałości, całość czyta się dobrze, wręcz lekko. I to że Janka ze Staszkiem odnaleźli się po latach i wrócili z bliskimi do Polski. Bez nich w końcu nie byłoby ani Małgorzaty Szumskiej, ani „Zielonej sukienki”.