niedziela, 28 lutego 2016

Katarzyna Surmiak-Domańska, Mokradełko



Katarzyna Surmiak-Domańska, Mokradełko, Wydawnictwo Czarne

Niewielka książeczka w twardej oprawie, w której aż kipie od emocji. Katarzyna Surmiak-Domańska przygląda się w niej dojrzałej kobiecie, która jako dziecko była molestowana przez ojca przy milczącej aprobacie matki. Halszka Opfer nie zepchnęła tamtych wydarzeń głęboko do podświadomości, nie zapomniała. Pod pseudonimem napisała o tamtych wydarzeniach książkę. „Kato-tato” wzbudził swego czasu falę zainteresowania i współczucia. Lecz Surmiak-Domańską interesuje reakcja najbliższych Halszki, to jak ją postrzegają i oceniają decyzję o ujawnieniu tak intymnych i wstydliwych wydarzeń. Okazuje się, że Halszka z trudem mieści się w stereotyp ofiary. Jej zachowanie uwiera mniej lub więcej, ale uwiera. To szokująca konkluzja, zwłaszcza w kontekście tego, że kilka kobiet z otoczenia Halszki również doświadczyło przemocy seksualnej. Może nie w takim stopniu, nie w tym wieku, co Halszka, ale zawsze.

Możliwe, że zamysłem dziennikarki było zbadanie tylko tego zagadnienia. Jednak w pewnym momencie jej reportaż zaczyna przybierać inną formę. Ciężar ciężkości przenosi się na obecne relacje między matką, która udawała, że nie wie, a pozostawioną samą sobie córką. To opis przyciągania i odpychania, emocjonalnego terroru, któremu podlegają obie strony. Szukanie potwierdzenia miłości i próby odkupywania winy, ale nie takie, jak byśmy mogli oczekiwać i jakich potrzebuje Halszka. W niej wciąż tkwi tęsknota za matką, która kocha i broni, a przynajmniej przyznaje się do bierności i przymykania oczu na to, czego nie można było nie zauważyć. Do słowa „przepraszam” z jej ust. To ta część książki, w której wyjdą na jaw szczegóły z dzieciństwa Halszki. Wstrząsające, chociaż wydawałoby się, że współcześnie nic nie jest w stanie nas wzburzyć. To zasługa Surmiak-Domańskiej, która nie ujawniła ich wcześniej, choć oczywiście w ogólnym zarysie zapoznała czytelników z historią swojej bohaterki.

O skali zaangażowania dziennikarki może świadczyć fakt, że ona sama w pewnym momencie staje się bohaterką własnego reportażu. Osobą, której się powierza swoje przemyślenia i która, jeśli pozwala sobie na jakiś komentarz, to raczej skierowany do czytelników, nie rozmówców. Dziennikarka stara się zachować obiektywizm, ale czy jest to możliwe, gdy w grę wchodzi krzywda na bezbronnym dziecku? Tak straszna i ponawiana po wielokroć, że nie zmazuje jej upływ czasu, temperament ofiary, ani nawet to, że przebaczyła swojemu oprawcy.

Mokradełko” to wypowiedzi osób złączonych ze sobą przez los i postawionych wobec tych samych faktów. Surmiak-Domańska uchwyciła ich reakcje, oddała głos, nam pozostawia zastanawianie się nad niepojętymi meandrami ludzkiej psychiki. A jest o czym pomyśleć, chociaż objętość „Mokradełka” może temu przeczyć. Siła rażenia tej książeczki jest jednak piorunująca.

czwartek, 11 lutego 2016

Piotr Ibrahim Kalwas, Egipt: haram halal



Piotr Ibrahim Kalwas, Egipt: haram halal, wyd. Dowody na Istnienie

Dlaczego w Egipcie nie trzepie się dywanów na dworze i czym różnią się salafici od członków Bractwa Muzułmańskiego? Dlaczego Egipcjanie uważają, że mają najlepszą kuchnię świata i kto z nich popiera rządy armii? Co czeka tych, którzy zmienią wyznanie? I dlaczego najpopularniejszą zachodnią książką, jedną z nielicznych, które są tu tłumaczone, jest akurat „Mein Kampf”? To wszystko i więcej znajdziemy w „Egipcie: haram halal” Piotra Ibrahima Kalwasa. Książce na swój sposób osobistej i naznaczonej dziennikarską dociekliwością.

Kalwas to polski dziennikarz, który nawrócił się na islam i zamieszkał na stałe z rodziną w egipskiej Aleksandrii. Jego teksty są interesujące, ponieważ powstały po okresie zachłyśnięcia się nowym, tak naturalnym dla każdego neofity. Bywają krytyczne, ale pozbawione zgorzknienia, które może wywołać utrata złudzeń czy stanięcie twarzą w twarz z pozbawioną piękna rzeczywistością. Kalwasowi nie przeszkadza ona przyznawać się do zachwytu arabskim światem, jego smakami i kolorami, nawet jeśli przeważają w nim śmieci na ulicach, religijna hipokryzja oraz niepotrzebne okrucieństwo wobec obrzezywanych kobiet i zarzynanych z pobudek religijnych zwierząt.

Religia to najważniejszy punkt odniesienia książki Kalwasa. Rzutuje ona na niemal wszystkie dziedziny życia, wkracza i w przepisy prawne i w intymne chwile pomiędzy ludźmi. Stosunek do niej decyduje, jak Egipcjanie nawzajem się postrzegają, jak funkcjonują społecznie i jak sobie radzą na co dzień z restrykcyjnymi nakazami, które decydują o tym, co jest haram, czyli zabronione, a co jest halal – dozwolone. Napięcia, jakie pojawiają się za sprawą tych pojęć prowadzą do zjawisk zadziwiających z naszego europejskiego punktu widzenia. Na przykład takich jak te, gdy manifestujące swą religijność muzułmanki w hidżabach na głowach jednocześnie są mocno wymalowanymi dziewczętami w obcisłych ciuchach. Gdy ulice usiane są puszkami i butelkami po alkoholu, którego... nikt w Egipcie nie pije. I gdy telewizja emituje filmy ze scenami przemocy, a cenzuruje pocałunki i nagość nawet za cenę zrozumiałości.

Kalwasa fascynuje takie podejście do islamu, widzi w nim bierność wobec uświęconej setkami lat trwania tradycji, strach przed samodzielnym myśleniem i wrogą reakcją otoczenia. Jego przewagą jest praktykowanie tej samej religii, co większość Egipcjan. Niekiedy celowo się do tego nie przyznaje, chcąc wychwycić wszystkie niuanse i dotrzeć do sedna zakłamania. Tym bardziej, że stosunek Egipcjan do islamu wykracza poza przysłowiowe cztery ściany, nie jest sprawą prywatną i ma duży wpływ na politykę tego kraju.

Egipt: haram halal” oferuje nam szersze spojrzenie na współczesny Egipt i jego bolączki niż tylko wyrwane z kontekstu scenki rodzajowe czy ciekawostki, na jakie mógłby natrafić przeciętny turysta. Nie ma w sobie nic z przewodnika, dlatego ktoś, kto sięgnie po ten tytuł nie znajdzie tu żadnych zachęcających do zwiedzania opisów czy zdjęć. Dużym plusem książki są rozmówcy autora wywodzący się z różnych środowisk i prezentujący różne poglądy. Kalwas zadał sobie trud, by znaleźć na przykład egipskich ateistów, a nawet uczestników nielegalnego koncertu heavy metalowego. Paradoksalnie ich istnienie jest nadzieją na inny, pozbawiony obłudy Egipt.