Clara
Sánchez,
Skradziona, tłum.
Łukasz Müller,
wyd. Znak
Literanova
Ta książka by nie powstała, gdyby nie dramat wielu tysięcy hiszpańskich rodzin, których dzieci zostały sprzedane i oddane do adopcji bez ich wiedzy i zgody. Porywanie niemowląt odbywało się poprzez lekarzy, pielęgniarki, położne, a także, co bardzo znamienne i bynajmniej nie będące wyjątkiem, przez zakonnice i księży biorących aktywny udział w tym procederze. Po porodzie prawdziwych rodziców informowano o śmieci noworodka. Nie zawsze jednak zamykało to sprawę. Sama Sánchez wspomina w wywiadzie udzielonym na portalu Na temat o przypadkach matek, które były przekonane, że ich dzieci żyją, podczas gdy otoczenie uważało je za zbyt przewrażliwione, niepotrafiące pogodzić się z rzeczywistością, czasem nawet szalone.
W
„Skradzionej” taką
tragiczną postacią
jest matka
Véroniki,
Roberta. Jej
przeczucia i
wątpliwości co
do śmierci
najstarszej córki
Laury mają
niebagatelny wpływ
na jej
zdrowie, podejście
do życia,
a zwłaszcza
na funkcjonowanie
całej rodziny,
w której
pojawiła się
jeszcze dwójka
dzieci – Véronica
i Angel.
To właśnie
Véronica
jest główną
narratorką tej
historii i
za jej
pośrednictwem widzimy,
jakiego spustoszenia
może dokonać
w psychice
matki niepewność
co do
losów dziecka.
Z czasem
Véronica
przestaje być
tylko biernym
obserwatorem. Choroba
Roberty popycha
ją do
działania na
własną rękę
i szukania
odpowiedzi, czy
jej matka
rzeczywiście całe
życie miała
rację, czy
dręczyła ją
tylko chorobliwa
obsesja – efekt
traumy wywołanej
szokiem po
niespodziewanej śmierci
pierwszej córki.
Równolegle, chociaż
rzadziej, mamy
do czynienia
z głosem
samej Laury,
co dowodzi
jej istnienia,
ale nie
wskazuje jednoznacznie,
że jest
ona akurat
porwaną dziewczynką.
Śledztwo
Véroniki
jest chaotyczne,
raczej intuicyjne,
nawet nieporadne
w porównaniu
z błyskotliwymi
akcjami, o
których czytuje
się w
książkach sensacyjnych.
Jednak to
mająca nieokiełznany
charakter i
wolę walki
Véronica
dociera dużo
dalej niż
była w
stanie zrobić
to jej
matka. Poznaje
pewne fakty
z życia
rodziny, które
tłumaczą na
przykład niechęć
Roberty do
jej własnych
rodziców. Véronikę
zaczyna też
zastanawiać zachowanie
osób z
najbliższego otoczenia
Roberty. Nastolatka
skrzętnie wykorzystuje
każdy strzęp
informacji czy
poszlakę. Relacja
Laury pozwala
nam spojrzeć
na te
zmagania z
drugiej strony,
poznać codzienność
tej drugiej,
jakże innej
dziewczyny.
„Skradziona” różni się od typowego thrillera. Nie brak w niej napięcia, ale jest ono innego rodzaju. Autorka kładzie nacisk nie tyle na akcję, ile na emocje bohaterów, w tym wypadku głównie Véroniki i Laury. Jej książka opowiada o wewnętrznym rozdarciu wywołanym przez naruszenie więzi – i tych pomiędzy członkami biologicznej rodziny, jak i pomiędzy przybranymi opiekunami a adoptowanym dzieckiem. Odkrycie prawdy przez Véronikę nie okazuje się happy endem, przynosi ulgę, ale i nowe wyzwania. Sánchez prawie w ogóle nie zajmuje się sprawcami, nam pozostawiając ocenę ich cynizmu, ignorancji, chciwości i chęci zastąpienia Boga. Swoją książkę pisarka poświęca ofiarom, stawiając pod znakiem zapytania wypaczoną moralność tych, którzy odgórnie decydowali, kto zasługuje na wychowanie dziecka, a kto nie. Biorąc za to grube pieniądze.
„Skradziona” to lektura przejmująca, jeden z wielu możliwych scenariuszy, które życie przygotowało dla jednego z około 60 tysięcy skradzionych po narodzinach Hiszpanów. I być może dla wielu innych dzieci na świecie. Chociaż budowa postaci Véroniki budziła w kilku momentach moje wątpliwości (chodzi mi o przywoływanie w środku powieści jak „na zawołanie” pewnych faktów, które miały w tym momencie uwiarygodnić jej motywację czy zachowanie), a i narracja nie ucierpiałby, gdyby ją trochę skrócić, generalnie oceniam tę książkę pozytywnie. Za to, że dotyka spraw ważnych i bolesnych, oddając całkowicie głos tym, którzy latami cierpieli bez swojej winy, dorosłym i dzieciom zmagającym się z poczuciem braku.