Marta Guzowska, Chciwość, wyd. Burda Książki
Dawno temu pewien marzyciel uwierzył, że Troja, miasto opisane w „Illiadzie”
istniało naprawdę. Była druga połowa 19. wieku, gdy Heinrich
Schliemann, niemiecki archeolog amator udowodnił, że przeczucie go
nie myliło. W Turcji, na wzgórzu Hirssalik odnalazł pozostałości
starożytnego miasta. Oraz skarb nazwany skarbem Priama, w tym
diademem Heleny, w którym sfotografował swoją grecką żonę
Sophię. Kosztowności zostały wywiezione do Berlina, a po wojnie
trafiły w ręce Rosjan jako wojenny łup. Ale czy wszystkie? Autorka
„Chciwości” potrafi obudzić w czytelnikach wątpliwości. Na
nich opiera fabułę swojej powieści i bardzo fajnie jej to
wychodzi.
Biorąc pod uwagę, jak
niewiele mam czasu na czytanie, z radością odkryłam, że
„Chciwość„ Marty Guzowskiej należy do tych książek, które
same się czytają. Niby brałam ją na chwilkę do ręki, a tu bach!
nagle jestem kilka rozdziałów dalej. Nawet na moment nie wpadałam
w rozkojarzenie porwana akcją, jej nagłymi zwrotami i wiedzą z
pierwszej ręki na temat wykopalisk archeologicznych, zabytków
sprzed tysięcy lat i towarzystwa naukowców. Bo Marta Guzowska nie
tylko jest autorką świetnych kryminałów (i laureatką nagrody
Wielkiego Kalibru), ale również archeologiem.
„Chciwość” ma
bardziej sensacyjny charakter niż dotychczasowe książki
Guzowskiej. Bliżej mu do thrillera niż kryminału. Postać
kontrowersyjnego antropologa Mario Ybla zastępuje doktor Simona
Brenner, specjalistka od starożytnej biżuterii i... złodziejka,
która wpada w tarapaty podczas wykonywania kolejnego zlecenia.
Którego przedmiotem jest wspomniany wcześniej diadem Heleny. Simona
jest równie wyrazistą postacią co Mario Ybl (tyle, że bardziej
społeczną), inteligentną i szybko reagującą na zmiany, co tylko
dodaje smaczku lekturze. Wie, kiedy może sobie pozwolić na docinki,
a kiedy dyplomatycznie milczeć (to akurat rzadko kiedy ma okazję
demonstrować). A przede wszystkim – w jej otoczeniu ciągle coś
się dzieje.
Nie wiem, jak to się
Guzowskiej udało, ale mimo szybkiego tempa akcji, oddała atmosferę
tureckiej prowincji i greckich wysepek, a upał, o którym pisze,
wręcz fizycznie odczuwa się na własnej skórze. Tło powieściowe
jest równie dopracowane, jak pierwszy plan. Informacje historyczne
są podane w sam raz, na tyle, by uwierzyć w profesję głównej
bohaterki i zainteresować czytelnika. Grono naukowców i studentów
zostało przedstawione realistycznie jako zbiorowisko ludzi z krwi i
kości, zdolnych także do złego (to akurat dla powieści Guzowskiej
typowe). Za każdym razem mnie to szokuje, chociaż tak naprawdę nie
ma w tym nic dziwnego. Pęd do wiedzy i naukowe tytuły nie są
przecież równoznaczne z szlachetnością czy przyzwoitością.
Sophia Schliemann w tzw. diademie Heleny (wikipedia)
Książka Guzowskiej ma
właściwie tylko dwie wady, których łatwo było uniknąć –
nieciekawą okładkę, która łatwo może zniknąć w gąszczu
innych powieści oraz... ogólnikowy tytuł. Aż się prosi, by
nawiązywał do Troi i diademu Heleny! Osobiście nie pogardziłabym
także zdjęciem Sophii Schliemann w tej złotej ozdobie głowy. Na
szczęście można je sobie „wygooglować”.
Mimo tych drobiazgów
polecam jak najbardziej, bo świetnie się z „Chciwością”
bawiłam.