Ilja Trojanow, Kolekcjoner
światów, tłum. Ryszard Turczyn, wyd. Oficyna Literacka Noir sur
Blanc
Dziewiętnasty wiek to
czas spektakularnych odkryć geograficznych, czas gorączkowego
wypełniania białych plam na mapie, zapisywania nowych nazw rzek,
gór, jezior, płaskowyżów. To także pierwsze, nieśmiałe próby
poznawania obcych, egzotycznych zwyczajów spisywanych raczej jako
ciekawostki i ułatwienie dla następnych podróżników, niż
rzeczywista próba zrozumienia innych tradycji, a co dopiero –
uznania ich za równoprawne, ważne, a nawet mogące czegoś nauczyć.
Jak udowadnia Sven Lindqvist w eseju „Wytępić to całe bydło”
(W.A.B., 2009) - nie był to wynik obojętności czy po prostu
naturalnego przywiązania do swojej kultury, ale wyraz głęboko
zakorzenionego rasizmu, który usprawiedliwiał przy pomocy naukowych
teorii znikanie z powierzchni Ziemi ludów o niższym poziomie
cywilizacyjnym czy podbijanie i wyzysk ekonomiczny innych, które
mogły się poszczycić o wiele bogatszym dorobkiem historycznym i
kulturowym niż Brytyjczycy, Niemcy, Francuzi, Holendrzy czy
Belgowie.
Richard Francis Burton,
widziany oczami Ilji Trojanowa, jest na tym tle kimś wyjątkowym.
Trojanow przedstawia go jako Brytyjczyka, który – w
przeciwieństwie do swoich ziomków - lubił zgłębiać inne
obyczaje i przyswajać dziwnie brzmiące języki; czytać święte
pisma, by je cytować w odpowiednim momencie; podpatrywać, jak się
je, pije, rozmawia, trzyma łokcie i stopy, by potem razem z ubraniem
przybierać cudzą tożsamość, inną skórę. Po to, by być
jednym ze swoich w miejsce obcego, darzonego nieufnością
Europejczyka. W tej nienasyconej ciekawości innej tradycji i innego
postrzegania rzeczywistości najprawdopodobniej leżał sukces
Burtona, który jako pierwszy Europejczyk (oczywiście w przebraniu)
odbył hadżdż i dotarł do świętych dla muzułmanów miast Mekki
i Medyny.
Richard Francis Burton, 1864 (źródło http://en.wikipedia.org/wiki/Richard_Francis_Burton)
Richard Burton był
podróżnikiem, oficerem, szpiegiem, odkrywcą, dyplomatą, pisarzem,
lingwistą i poliglotą (znał 29 języków i 11 dialektów! *). Lista
jego podróży jest imponująca, biorąc pod uwagę
dziewiętnastowieczne realia i ograniczenia – dzisiejszy Pakistan,
Bliski Wschód, Somalia, środkowa Afryka i kontynent
południowoamerykański, wizyta w Stanach Zjednoczonych. Ale Ilja
Trojanow od początku przestrzega swoich czytelników, że napisana
przez niego biografia Burtona nieznacznie opiera się na faktach, a w
dużej mierze jest owocem jego wyobraźni, osobistych poszukiwań i
fascynacji osobą odkrywcy. Z życiorysu Burtona Trojanow wybiera
tylko niektóre okresy – wojskową służbę w Indiach, która
znacząco wpłynęła na wybory życiowe Burtona, pielgrzymkę do
Mekki i Medyny oraz poszukiwanie źródeł Nilu razem z Johnem
Hanningiem Spekem.
Richard Burton jako Mirza Abdullah, lekarz z Persji (źródło: jak wyżej)
Język Trojanowa jest
sugestywny, bogaty, niemal zmysłowy w opisie fizycznych doznań.
Ambicją autora jest byśmy nie tylko odczuwali i odbierali świat
jak Burton, ale byśmy poznawali go razem z nim. Stąd w
„Kolekcjonerze światów” obfitość oszałamiających
szczegółów, realia oddane i nakreślone z największą
pieczołowitością, tak że polskie tłumaczenie zostało poddane
konsultacji specjalistów od Indii Brytyjskich, Arabii i Afryki
Wschodniej, a sama powieść kończy się słownikiem. Zaglądanie co
i rusz na tył książki jest może kłopotliwe, ale bez wyjaśnień
różnych słów i terminów czytanie „Kolekcjonera ...” byłoby
krążeniem po omacku. To prawda, że także dlatego jest to jeden z powodów, dla których "Kolekcjoner ..."
to lektura wymagająca, która usatysfakcjonuje raczej bardziej
ambitnych czytelników. Ci na pewno docenią mnogość wątków,
postaci i doświadczeń, które stały się udziałem Burtona.
Ilja Trojanow zastosował
jeden ciekawy chwyt. Narratorami powieści (obok pojawiającego się co jakiś czas Burtona), uczynił osoby z jego najbliższego
otoczenia. Wybrał jednak tych, których głosu w 19. wieku nikt nie słuchał i których opiniami nikt się nie
interesował. Wiernego służącego, który wprowadzał swego pana
w hinduski styl życia. Współtowarzyszy podróży do Mekki, którzy,
poza jednym wyjątkiem, byli niezachwianie przekonani, że mają do
czynienia z mirzą Abdullahem, bratem w wierze. Wreszcie Sidiego Bombaya z Zanzibaru,
byłego niewolnika, przewodnika wyprawy Burtona i Speke'a, którego
relacja podważa mit Burtona jako tego, który zawsze widział
wartość w obcej kulturze i nie
przekreślał także tego, czego nie rozumiał. Prócz żądzy
poznania Bombay dostrzegał w Burtonie również chęć rywalizacji,
ambicję bycia pierwszym, które przekreślały jak najbardziej
oczywisty fakt, że ziemie, które ze Spekem przemierzali, są już
zamieszkane i nie trzeba ich ani odkrywać, ani nazywać.
PS. Chciałabym się
kiedyś dowiedzieć, czy rzeczywiście „miejscowe” nazwy, które
zapisywał na swojej mapie John Speke i których znaczenia nie
rozumiał, naprawdę były żartem afrykańskich tragarzy i
przewodników? :)
* informacja za http://pl.wikipedia.org/wiki/Richard_Francis_Burton
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz