poniedziałek, 19 maja 2014

Ilja Trojanow, Kolekcjoner światów




Ilja Trojanow, Kolekcjoner światów, tłum. Ryszard Turczyn, wyd. Oficyna Literacka Noir sur Blanc

Dziewiętnasty wiek to czas spektakularnych odkryć geograficznych, czas gorączkowego wypełniania białych plam na mapie, zapisywania nowych nazw rzek, gór, jezior, płaskowyżów. To także pierwsze, nieśmiałe próby poznawania obcych, egzotycznych zwyczajów spisywanych raczej jako ciekawostki i ułatwienie dla następnych podróżników, niż rzeczywista próba zrozumienia innych tradycji, a co dopiero – uznania ich za równoprawne, ważne, a nawet mogące czegoś nauczyć. Jak udowadnia Sven Lindqvist w eseju „Wytępić to całe bydło” (W.A.B., 2009) - nie był to wynik obojętności czy po prostu naturalnego przywiązania do swojej kultury, ale wyraz głęboko zakorzenionego rasizmu, który usprawiedliwiał przy pomocy naukowych teorii znikanie z powierzchni Ziemi ludów o niższym poziomie cywilizacyjnym czy podbijanie i wyzysk ekonomiczny innych, które mogły się poszczycić o wiele bogatszym dorobkiem historycznym i kulturowym niż Brytyjczycy, Niemcy, Francuzi, Holendrzy czy Belgowie.

Richard Francis Burton, widziany oczami Ilji Trojanowa, jest na tym tle kimś wyjątkowym. Trojanow przedstawia go jako Brytyjczyka, który – w przeciwieństwie do swoich ziomków - lubił zgłębiać inne obyczaje i przyswajać dziwnie brzmiące języki; czytać święte pisma, by je cytować w odpowiednim momencie; podpatrywać, jak się je, pije, rozmawia, trzyma łokcie i stopy, by potem razem z ubraniem przybierać cudzą tożsamość, inną skórę. Po to, by być jednym ze swoich w miejsce obcego, darzonego nieufnością Europejczyka. W tej nienasyconej ciekawości innej tradycji i innego postrzegania rzeczywistości najprawdopodobniej leżał sukces Burtona, który jako pierwszy Europejczyk (oczywiście w przebraniu) odbył hadżdż i dotarł do świętych dla muzułmanów miast Mekki i Medyny.

Richard Francis Burton, 1864 (źródło http://en.wikipedia.org/wiki/Richard_Francis_Burton)

Richard Burton był podróżnikiem, oficerem, szpiegiem, odkrywcą, dyplomatą, pisarzem, lingwistą i poliglotą (znał 29 języków i 11 dialektów! *). Lista jego podróży jest imponująca, biorąc pod uwagę dziewiętnastowieczne realia i ograniczenia – dzisiejszy Pakistan, Bliski Wschód, Somalia, środkowa Afryka i kontynent południowoamerykański, wizyta w Stanach Zjednoczonych. Ale Ilja Trojanow od początku przestrzega swoich czytelników, że napisana przez niego biografia Burtona nieznacznie opiera się na faktach, a w dużej mierze jest owocem jego wyobraźni, osobistych poszukiwań i fascynacji osobą odkrywcy. Z życiorysu Burtona Trojanow wybiera tylko niektóre okresy – wojskową służbę w Indiach, która znacząco wpłynęła na wybory życiowe Burtona, pielgrzymkę do Mekki i Medyny oraz poszukiwanie źródeł Nilu razem z Johnem Hanningiem Spekem.

 Richard Burton jako Mirza Abdullah, lekarz z Persji (źródło: jak wyżej)

Język Trojanowa jest sugestywny, bogaty, niemal zmysłowy w opisie fizycznych doznań. Ambicją autora jest byśmy nie tylko odczuwali i odbierali świat jak Burton, ale byśmy poznawali go razem z nim. Stąd w „Kolekcjonerze światów” obfitość oszałamiających szczegółów, realia oddane i nakreślone z największą pieczołowitością, tak że polskie tłumaczenie zostało poddane konsultacji specjalistów od Indii Brytyjskich, Arabii i Afryki Wschodniej, a sama powieść kończy się słownikiem. Zaglądanie co i rusz na tył książki jest może kłopotliwe, ale bez wyjaśnień różnych słów i terminów czytanie „Kolekcjonera ...” byłoby krążeniem po omacku. To prawda, że także dlatego jest to jeden z powodów, dla których "Kolekcjoner ..." to lektura wymagająca, która usatysfakcjonuje raczej bardziej ambitnych czytelników. Ci na pewno docenią mnogość wątków, postaci i doświadczeń, które stały się udziałem Burtona.

Ilja Trojanow zastosował jeden ciekawy chwyt. Narratorami powieści (obok pojawiającego się co jakiś czas Burtona), uczynił osoby z jego najbliższego otoczenia. Wybrał jednak tych, których głosu w 19. wieku nikt nie słuchał i których opiniami nikt się nie interesował. Wiernego służącego, który wprowadzał swego pana w hinduski styl życia. Współtowarzyszy podróży do Mekki, którzy, poza jednym wyjątkiem, byli niezachwianie przekonani, że mają do czynienia z mirzą Abdullahem, bratem w wierze. Wreszcie Sidiego Bombaya z Zanzibaru, byłego niewolnika, przewodnika wyprawy Burtona i Speke'a, którego relacja podważa mit Burtona jako tego, który zawsze widział wartość w obcej kulturze i nie przekreślał także tego, czego nie rozumiał. Prócz żądzy poznania Bombay dostrzegał w Burtonie również chęć rywalizacji, ambicję bycia pierwszym, które przekreślały jak najbardziej oczywisty fakt, że ziemie, które ze Spekem przemierzali, są już zamieszkane i nie trzeba ich ani odkrywać, ani nazywać.

PS. Chciałabym się kiedyś dowiedzieć, czy rzeczywiście „miejscowe” nazwy, które zapisywał na swojej mapie John Speke i których znaczenia nie rozumiał, naprawdę były żartem afrykańskich tragarzy i przewodników? :)

* informacja za http://pl.wikipedia.org/wiki/Richard_Francis_Burton

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz