William
Dalrymple, Miasto dżinów. Rok w Delhi, tłum. Berenika Anna
Janczarska, ilustrowała Olivia Fraser, wyd. Oficyna Literacka Noir
sur Blanc
Cieszę
się, że Noir sur Blanc wydaje literaturę, nie zważając na czas
jej powstania. Inaczej nie moglibyśmy docenić dobrego pióra i
przenikliwej inteligencji tych autorów *, którzy mieli pecha
urodzić się zbyt wcześnie, przed epoką, w której królują hity
z ostatniego miesiąca i panuje kult nowości. „Miasto dżinów”
zostało napisane na początku lat 90., a jego treść obejmuje sumę
doświadczeń i historycznych poszukiwań, które stały się
udziałem Williama Dalrymple'a w drugiej połowie lat 80. Upływ lat
sprawił, że teraźniejszość narratora stała się już jedną z
zastygłych warstw czasu, do których dokopywał się z taką
fascynacją, tak samo otwarty na wiedzę zdobywaną w bibliotekach,
jak poprzez rozmowy z ludźmi. Ten ostatni czynnik sprawia, że
„Miasta dżinów” nie czyta się jak typowej książki
historycznej. Znaleźć w niej można elementy reportażu, a nawet
osobiste wzmianki, które ładnie komponują się w jedną całość.
A przede wszystkim – nie dominują nad tym co, dla autora
najważniejsze. Czyli nad dziejami Delhi, jednego z najstarszych miast
świata.
Dalrymple
stopniowo cofa się coraz bardziej w głąb przeszłości metropolii,
za punkt wyjścia mając zawsze teraźniejszość. Szuka powiązań
między tymi momentami w czasie, zapoznając nas z losami królów,
świętych mężów, podróżników i malowniczych awanturników. A
także zwykłych mieszkańców, na których życiu odcisnęły piętno
decyzje polityków lub po prostu zmieniający się świat. Dziwnie
się czułam, czytając o delhijczykach, którzy musieli opuścić
swoje miasto w 1947 roku, po tym jak podzielono kraj na hinduistyczne
Indie i muzułmański Pakistan. O ludziach, którzy zabrali ze sobą
nazwy ulic, dzielnic, sklepy, przysmaki, a przede wszystkim tęsknotę.
Oraz o innych ludziach, tych, którzy zajęli opustoszałe domy,
zakasali rękawy i postanowili się jak najlepiej urządzić w nowym
otoczeniu *. Fakt podziału, dramatyczna w skutkach wymiana ludności i
towarzyszące im rzezie były mi znane. William Dalrymple nadał im
ludzką twarz, tchnął w nie życie, z masy wyłuskał człowieka.
Tego rodzaju zabieg często stosuje w swojej książce, odmalowując
jednocześnie przed naszymi oczami morze ruin, imponujące
pozostałości pałaców, świątyń, grobowców pokonanych przez
czas, ale wciąż wykorzystywanych przez mieszkańców miasta.
Autor
miał szczęście spotkać rozmówców, którzy swoim sposobem bycia,
profesją lub pochodzeniem świadczą o jakiejś części przeszłości
Delhi. Są wśród nich hidżrowie, eunuchowie niegdyś pełniący
ważne funkcje na dworze Wielkich Mogołów, obecnie sprowadzeni do
roli kuglarzy. Córki pułkownika, których młodość przypadła na
czasy brytyjskiego kolonializmu oraz ostatnia z rodu, autentyczna
mogolska księżniczka na skromnej posadzie bibliotekarki. Archeolog,
który pomaga mu dotrzeć do sedna „Mahabharaty”, indyjskiego
eposu narodowego. Potomkowie rodzin anglo-indyjskich, nie
akceptowanych przez żadną ze stron, z których się wywodzą. Czy
nawet nie idący z duchem czasu kaligraf.
Do
wszystkich zalet „Miasta dżinów” dorzucę jeszcze nowe słowa i
pojęcia. Lubię je zbierać, bo rzadko się zdarza, bym z jakimś
miała do czynienia po raz pierwszy. Tym razem natrafiłam na
Lutyensowskie, czyli
zaprojektowane przez brytyjskiego architekta Lutyensa (nie doczekał
się hasła po polsku w wikipedii) oraz Transoksania,
kraina między rzekami Amur-daria i Sur-daria, miejsce narodzin
Tamerlana. A to tylko ułamek ekscytujących odkryć, jakich
dokonałam dzięki tej książce!
*na
przykład Ella Maillart, szwajcarska dziennikarka z jej
„Wysłanniczką specjalną do Mandżurii”
*doświadczenia
delhijczyków są bardzo podobne do przeżyć starych breslauerów i
nowego pokolenia wrocławian
To już druga pozytywna opinia o tej książce, na jaką dziś trafiłam w blogosferze. Zaraz sprawdzę dostępność tej pozycji w bibliotece, choć mam świadomość że to nowość i pewnie nici z tego. Prawdopodobnie będę musiała jeszcze trochę poczekać, aby ją poznać...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNigdy nic nie wiadomo. A może znajdziesz "Powrót króla" tego autora, książkę wydaną rok temu, także nagradzaną i podobno wartą przeczytania tak samo, jak "Rok w Delhi"?
UsuńTakie publikacje lubię właśnie za możliwość poznawania nowych słów i ich znaczeń. To, co dla innych jest codziennością, dla mnie jest okazem, który badam poprzez literaturę. Z chęcią sięgnę po tę pozycję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię zachęciłam. Życzę fascynującej literackiej podróży :)
Usuń