Eric Lomax, Droga do
zapomnienia, tłum. Dorota Malina, wyd. Znak Literanova
Film na podstawie tej
książki jest już w kinach. I chociaż go nie oglądałam, a jego
zapowiedź mignęła mi przed oczami bodaj tylko raz, to wystarczyło,
by w mojej głowie powstały skojarzenia, które dodatkowo podsyciła
twarz Nicole Kidman na okładce książki. Ponieważ nastawiłam się
na określone treści, pierwsze dwadzieścia stron tej opowieści
okazały się męką. Bynajmniej nie z winy autora, a mojej
wyobraźni, która nastawiła się na inny odbiór. Nijak nie mogłam
dopasować początku tej książki do spodziewanych przez siebie
wojennych przeżyć i niesamowitej miłości, którą główny
bohater miał otrzymać niejako w nagrodę w zamian za trudy niewoli.
Te pierwsze strony, przez
które przebrnęłam z takim trudem, naprowadziły mnie w końcu na
właściwe tory. Zaczęłam wreszcie wczytywać się w relację Erica
Lomaksa z należną jej uwagą, bez jakichkolwiek oczekiwań i
uprzedzania faktów. W rezultacie poznałam jedną z tych tak bardzo
poruszających historii niezawinionego cierpienia. Głęboki dramat
człowieka, dla którego wojna skończyła się dopiero kilkadziesiąt
lat po zakończeniu działań wojennych. Wspomnienia Erica Lomaksa są
szczerą, nieupiększoną opowieścią o własnym życiu, spisaną u
jego schyłku i z głęboką świadomością co do motywów swojego
postępowania i wyborów. Także tych, które okazały się błędne.
„Droga do zapomnienia”
składa się jakby z trzech, a nawet czterech części. Pierwsza
opowiada o dzieciństwie, szkole, pierwszej pracy i uwielbieniu dla
wytworów techniki, która w latach przedwojennych była namacalnym
dowodem triumfu ludzkiego rozumu i postępu, jeszcze niesplamionym
niewolniczą pracą i masowymi ludobójstwami. Dla młodego Erica
ukoronowaniem wieku węgla i pary były parowozy. I to do tych
rozdziałów najpełniej (ale nie tylko) odnosi się tytuł oryginału
- „The railway man”. Kolejna, najbardziej wstrząsająca część
opowiada o służbie autora na Malajach, japońskiej niewoli,
najpierw stosunkowo znośnej, która jednak później staje się
pasmem brutalnych tortur, także psychicznych, ciągłego napięcia i
wyniszczenia fizycznego, które nie pozwala w nocy spać, bo nic nie
oddziela od gołych desek sterczących kości ludzkiego ciała. Po
wyzwoleniu Eric Lomax próbuje żyć tak jak inni. W przekonaniu
ogółu on i inni jeńcy japońskiej armii bezczynnie spędzili wojnę
w niewoli. W Europie wydarzyło się dość okropności, by ktoś
chciał słuchać o kolejnych, mających miejsce na drugiej półkuli.
Tysiące mężczyzn powróciło do domu z koszmarami, problemami z
wyrażaniem uczuć i psychiką więźniów. Wszystko to niszczy nie
tylko Erica.
I tu jest czas na Nicole
Kidman, a właściwie na Patti, drugą żonę Erica, pod wpływem
której decyduje się on na leczenie jako sześćdziesięciolatek.
Bez tej terapii ta książka nie mogłaby powstać, bez niej Eric
Lomax nie byłby w stanie opowiedzieć o swoich wypieranych latami ze
świadomości przeżyciach. Widać to nie tylko w szczegółach
biografii, ale przede wszystkim w trafnych refleksjach jej autora. W
całej tej historii, mimo bólu, jaki ze sobą niesie, czuć
pogodzenie się z uczuciami bezbronności, lęku i nienawiści,
akceptację ich konsekwencji, a także wiedzy, że czasu nie da się
cofnąć. Eric Lomax zaczyna patrzeć w przyszłość, nie za siebie.
A w przyszłości czeka na niego... jeden z byłych oprawców! Także
to spotkanie należy do niełatwych i emocjonujących dla obu stron.
Eric Lomax i Nagase Takashi podczas II wojny światowej
„Drogę do zapomnienia”
czytałam ze ściśniętym sercem. Podczas lektury tej książki
przychodzi taki moment, gdy każda strona jest niewiadomą i jest tak
już niemal do końca. Być może dlatego, że jest to historia
autentyczna, a przez to droga do przebaczenia i skruchy, do wyjścia
z roli ofiary jest czymś tak złożonym i trudnym. Niestety również
dlatego, że ludzie są niewyobrażalnie pomysłowi w okrucieństwie.
Cierpienia nie da się
zważyć, nie da się porównać, wątpię, by dało je się
zrozumieć. Jeśli jednak ktoś bierze za nie odpowiedzialność i
stara się o zadośćuczynienie – jest nadzieja. Wspomnienia
Lomaksa ją dają, bo też miał on szczęście poznać swojego wroga
jako dręczonego wyrzutami sumienia człowieka.
Eric Lomax i Nagase Takashi podczas spotkania w 1998 roku na moście na rzece Kwai
PS. Książkę polecam
szczególnie rozkochanym w kulturze japońskiej, których nie brakuje
w naszym kraju (i do których również się zaliczam). Oby poznanie
jej ciemnej strony uchroniło ich przed brakiem krytycyzmu i
bezmyślnym zachwytem nad wszystkim, co japońskie.
Zdjęcia Erica Lomaxa i Nagase Takashi pobrałam ze strony AITY
Książkę zdecydowanie warto przeczytać, bo i historia jest warta opowiedzenia. Za moment kończę lekturę i jestem pod dużym wrazeniem, przymierzam się do recenzji, która na pewno będzie pozytywna. Polecam też film, robi naprawdę duże wrażenie. Chociaż - jak to w ekranizacji - kilku scen brakuje i nie wszystko jest dobrze pokazane, historia opowiedziana jest dobrze i wywołuje emocje.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że adaptacja filmowa jest udana, nawet mimo pewnych braków. A książka? Zaskoczyła mnie.
UsuńBardzo chcę to przeczytać! Widziałam kiedyś zapowiedź i filmu i planowałam go obejrzeć, ale książka ma pierwszeństwo! :)
OdpowiedzUsuń