Paulina Wilk, Znaki
szczególne, wyd. Wydawnictwo Literackie
Nie lubię uogólnień,
czytając, wolę doznawać świata poprzez czyjeś indywidualne
przeżycia. Ale Paulina Wilk ma dar, który mnie przekonuje do jej
pisania. To dar widzenia z lotu ptaka. Rzadka umiejętność
spojrzenia niejako z góry na daną zbiorowość, wychwycenia
nierzucających się w oczy symptomów, analizowania
zmian w obyczajowości, skrystalizowania w plastycznym opisie tego,
co najważniejsze, odpowiadające charakterowi społeczności,
którą przyszło podglądać pisarce. Łatwo przychodzi jej
dostrzeganie ogólnych prawideł rządzących rzeczywistością,
wyłapywanie trendów, którym ulegają ludzie z różnych powodów –
ze względu na tradycję, religię, przemiany historyczne albo
kulturę.
Pierwszy raz miałam do
czynienia z jej specyficznym widzeniem świata za sprawą artykułu o
współczesnych Japończykach w magazynie „Kontynenty”. Pamiętam,
jak rozbiła w puch moje przekonania o tym nowoczesnym,
wysokorozwiniętym społeczeństwie. Potem były nagrodzone
Bursztynowym Motylem „Lalki w ogniu”, gdzie swoim niepowtarzalnym
stylem opisała Indie. W „Znakach szczególnych” w ten sam sposób
podchodzi do swojego dzieciństwa w PRL-u, dorastania w czasach
przełomu i zmian oraz dorosłości, która możliwościami i
pułapkami w niczym nie przypomina życia rodziców wszystkich tych,
którzy urodzili się między '75 a '85 rokiem poprzedniego wieku. I
o których, o sobie też, Paulina Wilk mówi „... my,
z bladym wspomnieniem reżimu, z jaskrawą pamięcią przełomu, jego
radości i całkowitej odmiany otaczającego świata. (…) Jesteśmy
starzy i nowi zarazem, przecięci na pół. Tylko jedna nogą
przynależąc do wolnego świata, drugą zatrzymani w historii”
s. 241.
Gdy Paulina Wilk pisze o
swoim miasteczku, kolegach, rodzicach i sąsiadach, nawet siebie
widzi jako część większej całości. Los pojedynczy, ale nie do
końca indywidualny, bo uwarunkowany tymi samymi okolicznościami, co
u rówieśników. Ta sama wieczorynka w telewizji, te same rajstopy,
aluminiowe puszki ustawione w taką samą, mającą wzbudzać podziw
piramidkę. Nabożny stosunek do pierwszych politycznych idoli,
wyborów i pierwsze rozczarowania demokracją. Edukacyjny boom, który
miał pozbawić nowe pokolenie kompleksów i wyposażyć je w
niezbędne umiejętności, które ostatecznie przekonają Europę, że
Polska jest jej częścią nie tylko geograficznie. Uczyliśmy
się za dwa pokolenia. Nasza edukacja miała zasypać półwieczna
wyrwę, nasze powodzenie – stanowić rekompensatę za perspektywy
odebrane rodzicom. My nie szliśmy co rano do szkoły – szliśmy na
Zachód. (s. 83) Wreszcie zachłyśnięcie się nowymi
możliwościami. Hołubienie praw wolnego rynku i szok, gdy za ich
sprawą zostaje się bez pracy, za to z ratami kredytu do spłacenia.
Paulina Wilk nie
odnotowuje tylko tego, co nowe. Chętnie cofa się w czasie, ponownie
sięga wstecz, porównuje, tym samym dokonując bilansu zysku i
strat. Tylko czasami czuję w jej prozie żal, że wszystko rozegrało
się inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy. Zresztą styl, którego
podstawą nie jest osobiste, tylko zbiorowe doświadczenie siłą
rzeczy będzie mniej emocjonalny, więcej w nim znajdzie się
ogólników.
„Znaki szczególne”
okazały się dla mnie ciekawym doświadczeniem, wyszukiwaniem
różnic, których - im dalej od dziecięcego podwórka, gdzie
rządziła równość i wyobraźnia, a niemile widziany był egoizm –
tym więcej. Choć jednocześnie czuję się częścią nurtu, który
tak barwnie i z namysłem opisuje autorka. I jestem bardzo ciekawa,
czy zmiana, o której pisze na ostatnich stronach, okaże się czymś
trwałym i czy stanie się wzorem dla naszych dzieci,
które przecież rzadko wspólnie bawią się na dworze?
Zaskakujące jest to jak niewiele osób pisze na ten temat. Lubię sposób patrzenia Pauliny Wilk, także jestem bardzo ciekawa - jak poradziła sobie z własnym podwórkiem ;)
OdpowiedzUsuńNajciemniej pod latarnią :) Teraz widzę, że przyszło mi żyć w ciekawych czasach, ale żeby to odkryć, potrzebowałam Pauliny Wilk :)
UsuńPaulina Wilk pisze też o mnie, więc odkąd usłyszałam o tej książce, mam wielką ochotę sprawdzić, czy zgodzę się ze spostrzeżeniami autorki. "Lalki" też już czekają na swoją kolej:)
OdpowiedzUsuńZnam to, znam - u mnie też wiele ciekawych tytułów czeka w kolejce. P.W. nie powinna Cię rozczarować, używa przepięknego, obrazowego języka :)
UsuńPrzeczytałam książkę Pauliny "jednym tchem" dawno nie czytałam eseju napisanego tak wnikliwym obrazem i językiem, zaskoczyła mnie ta 34 letnia młoda dziennikarka, obieżyświat, nie tylko dlatego, ze napisała bestseller "Lalki w ogniu" ale również dlatego, ze odważyła się scharakteryzować pokolenie przełomu. To pokolenie moich wnuków! jednak to co ja widziałam z perspektywy mojego sukcesu osiągniętego w latach dziewięćdziesiątych, Paulina widzi oczami nastolatki pracej do przeodu, ja byłam szczęśliwa, ze dożyłam wolności, ona szczęśliwa bo garściami korzystała z przyśpieszonej edukacji, studiów, języków, tego o czym my pokolenie powojenne mogliśmy marzyć. Dlatego dla mnie ta książka ma większe znaczenie, gdyż otwiera mi oczy na postrzeganie transformacji przez ludzi młodych, którzy rwali do przodu aby tę transformację osiodłać i wykorzystać, czy są zadowoleni? czy udało się pokonać przeszkody, czy sukces przed nimi? warto sięgnąć po tę książkę, gdyż sposób patrzenia na ówczesne zmiany oczami młodej osoby bezkompromisowej ceniącej prawdy pierwsze jest nie do przecenienia, polecam
OdpowiedzUsuńJadwiga
www.okiemjadwigi.pl
Zdumiewałam się, czytając, jak zgrabnie splecione w słowa są te trafne spostrzeżenia. Przyznać muszę, że z racji identyfikacji z opisywanym pokoleniem, mój odbiór był emocjonalno-wspomnieniowy.
OdpowiedzUsuń