Dariusz Zaborek, Czesałam
ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską,
wyd. Wydawnictwo Czarne
Wywiad z Alicją
Gawlikowską-Świerszczyńską jest zdumiewający pod każdym
względem. To, że Dariusz Zaborek natrafił na naprawdę niezwykłą
rozmówczynię, wiedziałam od chwili, gdy zapoznałam się z jej
notatką biograficzną. 12 lat – śmierć matki, 16 lat – śmierć
ojca, 18 lat – wybuch wojny, praca w konspiracji, wpadka i cztery
lata obozu koncentracyjnego. Wystarczy jedna nieszczęśliwa
okoliczność, by złamać osobę tak młodą i niedojrzałą. Ale
nie Alicję Gawlikowską-Świerszczyńską, obecnie
dziewięćdziesięcioletnią staruszkę o łagodnych niebieskich
oczach, które wpatrują się w nas z okładki.
Pytana o czteroletni pobyt
w obozie dla kobiet Ravensbrück,
zaprzecza, by było to piekło. Ani razu nie uderza w lament, chociaż
wspomina rzeczy wstrząsające. Stara się wciąż na trzeźwo
patrzeć na swoją przeszłość i teraźniejszość – bez
rozczulania, z akceptacją faktów, których nie miała i nie ma mocy
zmienić. Nie jest osobą bez serca, bez emocji, też miewa problemy,
by nad nimi zapanować, co słychać szczególnie, gdy wspomina
przedwcześnie zmarłą córkę. Uważa jednak, że można sobie
wyćwiczyć psychikę w unikaniu trudnych wspomnień i rozmyślań o
rozpaczliwym położeniu. A nawet, że można się nauczyć skupiać
na tym, co w danej sytuacji jest ładne i daje przyjemność, np.
wschód słońca w Ravensbrück.
Prócz łutu zwykłego szczęścia to właśnie takie podejście
pozwoliło jej przetrwać obóz koncentracyjny i ułatwiło powrót
do domu.
Alicja
Gawlikowska-Świerszczyńska zdaje sobie sprawę, że takim sposobem
myślenia wyróżnia się z tłumu. Niejako prowokacyjne (choć w
końcu zgodnie z prawdą) wspomina, jak to z obozu przywiozła sobie
porządny damski płaszcz, który służył jej jeszcze lata po
wojnie. Wciąż docenia dużo lepsze warunki, które miała jako
więźniarka z dłuższym stażem w porównaniu do kobiet, które
trafiły do Ravensbrück
przed końcem wojny. Wie, że uśmiech na jej twarzy stwarza
wrażenie, jakby omijały ją zwykłe ludzkie przypadłości –
śmierć w rodzinie, choroby, osobiste porażki. A jednak wciąż
konsekwentnie dystansuje się wobec jęków, narzekań i nie pozwala
traktować siebie wyłącznie jako ofiary. Bo się nią nie czuje.
Może nie każdy musi się
zgadzać z wyborami życiowymi bohaterki wywiadu „Czesałam ciepłe
króliki”, ale przyznaję, że jej sposób na radzenie sobie z
kłopotami jest najbardziej sensowny ze wszystkich porad, jakie
kiedykolwiek zdarzyło mi się słyszeć lub czytać. A na pewno
stanowi świetne antidotum na otaczające nas morze malkontenctwa i
pesymizmu. Co lepsze – jak świadczą o tym wspomnienia Alicji
Gawlikowskiej-Świerszczyńskiej – nie wyklucza on obecności
bliskich ludzi w naszym życiu. Jestem jak najbardziej pod wrażeniem!
O, jaka świetna książka! Widuję ją na stronach księgarń, które regularnie nawiedzam i za każdym razem zastanawiam się: kupić, nie kupić? Jest w niej coś baaardzo kuszącego, chyba ta siła Alicji Gawlikowskiej-Świerszczyńskiej! Myślałam, że sobie w końcu odpuszczę tę książkę, ale nie mogę, no nie mogę po prostu :)
OdpowiedzUsuńMnie tak uwiodła od pierwszego spojrzenia na okładkę. Ten dziwny, ale przyciągający tytuł, ta notka biograficzna, po przeczytaniu której ugięły się pode mną nogi. Jednak można przetrwać najgorsze. Jak? Jakim kosztem? Musiałam się dowiedzieć!!!
UsuńJestem w trakcie czytania, przyznam się, że jestem na takim życiowym zakręcie, że dla zdrowia psychicznego unikam trudnych i smutnych tematów, filmów....ale z tą książką jest inaczej. Temat nie jest łatwy, życie Pani Alicji nie rozpieszczało, ale wyrobiła w sobie jakąś nadzwyczajną moc dystansowania się od otaczającej ją beznadziei, ta kobieta przekazuje nam swoją receptę na przetrwanie, na przeżycie, na to żeby się cieszyć mimo wszystko. To jest bardzo mądra i pouczająca opowieść.
OdpowiedzUsuńNie na wszystko mamy w życiu wpływ, na własna psychikę jak widać - tak. Dla mnie ta książka jest drogowskazem.
Usuń