czwartek, 14 lipca 2016

Vedrana Rudan, Oby cię matka urodziła

Vedrana Rudan, Oby cię matka urodziła, tłum. Marta Dobrowolska-Kierył, wyd. Drzewo Babel

Vedrana Rudan to autorka, którą kojarzę z niewyparzonym językiem i uczciwością bohaterów względem siebie, nawet gdy prawda jest niewygodna i niezbyt piękna. Chociaż tym razem Rudan nie rozlicza Chorwatów z wojny, nadal pozostaje sobą. I to z taką konsekwencją, że miałam ochotę rzucić jej książką w kąt – taka wydawała mi się szokująca i okrutna. Wszystko przez niechęć, jaką główna bohaterka, kobieta dojrzała i ustawiona w życiu zawodowym, jak prywatnym, obdarza swoją schorowaną matkę staruszkę. Jednak, jak to u Vedrany Rudan, nic nie jest takie oczywiste, jakie się wydaje w pierwszej chwili. W monologu córki, w jej emocjonalnej szarpaninie pobrzmiewają głównie echa rozpaczy i bezsilności. Czysta nienawiść byłaby dla niej łatwiejsza, zdrowsza. I chociaż ma powody, by ją czuć, jest ona poza jej zasięgiem.

Historia matki i córki zaczyna się dla nas w momencie, gdy dziewięćdziesięciolatkę trzeba umieścić w domu opieki. „Oby cię matka urodziła” to przede wszystkim zapis rozmów obu kobiet (ale nie tylko ich) oraz przemyśleń głównej bohaterki i jej powrotów w przeszłość. To także pokazany z kilku stron obraz małżeństwa i związków, raczej przygnębiający niż romantyczny. Oraz opis sytuacji, gdy nasze życie dominuje opieka nad kimś zniedołężniałym, zależnym od nas i naszego dobrego słowa. Nad kimś, kto nas niegdyś zawiódł, nie kochał wystarczająco mocno, nie ochronił. A teraz żąda niemożliwego – bezwarunkowego oddania i miłości połączonych z nieustanną obecnością. Dla głównej bohaterki to sytuacja budząca złość i jednocześnie poczucie winy. W tym kontekście znaczący jest tutaj tytuł. „Oby cię matka urodziła” brzmi jak obelga, kojarzy się z klątwą, wykrzywia to, co w założeniu powinno być proste i piękne. Tym samym chorwacka pisarka narusza najświętsze tabu matczynej miłości.

Podziwiam szczerość i odwagę Vedrany Rudan, a nade wszystko doceniam, że nie znajduję w jej powieści prowokacji i szukania taniej sensacji. „Oby cię matka urodziła” nie tylko szokuje, nie jest też szukaniem usprawiedliwienia. To opis mierzenia się z sobą, z przeszłością, ze złymi uczuciami. A jest to długi i niełatwy proces, zwłaszcza że chodzi o osobę tak bliską, jak potrafi być wyłącznie matka. Jej bóle i zniedołężnienie nie ułatwiają  bynajmniej sprawy.

Wierzcie mi, „Oby cię matka urodziła” potrafi nie raz zaskoczyć, nie dwa. Chociaż w pierwszej chwili wywołuje silną niechęć, ma do przekazania dużo więcej niż zadawnione urazy między córką a matką. Ostrzegam – to nie jest krzepiąca lektura, za to bardzo prawdziwa.