Vedrana Rudan, Oby cię
matka urodziła, tłum. Marta Dobrowolska-Kierył, wyd. Drzewo Babel
Vedrana Rudan to autorka,
którą kojarzę z niewyparzonym językiem i uczciwością bohaterów
względem siebie, nawet gdy prawda jest niewygodna i niezbyt piękna.
Chociaż tym razem Rudan nie rozlicza Chorwatów z wojny, nadal
pozostaje sobą. I to z taką konsekwencją, że miałam ochotę
rzucić jej książką w kąt – taka wydawała mi się szokująca i
okrutna. Wszystko przez niechęć, jaką główna bohaterka, kobieta
dojrzała i ustawiona w życiu zawodowym, jak prywatnym, obdarza
swoją schorowaną matkę staruszkę. Jednak, jak to u Vedrany Rudan,
nic nie jest takie oczywiste, jakie się wydaje w pierwszej chwili. W
monologu córki, w jej emocjonalnej szarpaninie pobrzmiewają głównie
echa rozpaczy i bezsilności. Czysta nienawiść byłaby dla niej
łatwiejsza, zdrowsza. I chociaż ma powody, by ją czuć, jest ona
poza jej zasięgiem.
Historia matki i córki
zaczyna się dla nas w momencie, gdy dziewięćdziesięciolatkę
trzeba umieścić w domu opieki. „Oby cię matka urodziła” to
przede wszystkim zapis rozmów obu kobiet (ale nie tylko ich) oraz
przemyśleń głównej bohaterki i jej powrotów w przeszłość. To
także pokazany z kilku stron obraz małżeństwa i związków,
raczej przygnębiający niż romantyczny. Oraz opis sytuacji, gdy
nasze życie dominuje opieka nad kimś zniedołężniałym, zależnym
od nas i naszego dobrego słowa. Nad kimś, kto nas niegdyś zawiódł,
nie kochał wystarczająco mocno, nie ochronił. A teraz żąda
niemożliwego – bezwarunkowego oddania i miłości połączonych z
nieustanną obecnością. Dla głównej bohaterki to sytuacja budząca
złość i jednocześnie poczucie winy. W tym kontekście znaczący
jest tutaj tytuł. „Oby cię matka urodziła” brzmi jak obelga,
kojarzy się z klątwą, wykrzywia to, co w założeniu powinno być
proste i piękne. Tym samym chorwacka pisarka narusza najświętsze
tabu matczynej miłości.
Podziwiam szczerość i
odwagę Vedrany Rudan, a nade wszystko doceniam, że nie znajduję w jej
powieści prowokacji i szukania taniej sensacji. „Oby cię
matka urodziła” nie tylko szokuje, nie jest też szukaniem
usprawiedliwienia. To opis mierzenia się z sobą, z przeszłością,
ze złymi uczuciami. A jest to długi i niełatwy proces, zwłaszcza że chodzi o osobę tak bliską, jak potrafi być wyłącznie matka. Jej bóle i zniedołężnienie nie ułatwiają bynajmniej sprawy.
Wierzcie mi, „Oby cię matka urodziła”
potrafi nie raz zaskoczyć, nie dwa. Chociaż w pierwszej chwili
wywołuje silną niechęć, ma do przekazania dużo więcej niż
zadawnione urazy między córką a matką. Ostrzegam – to nie jest
krzepiąca lektura, za to bardzo prawdziwa.