sobota, 20 grudnia 2014

Stanisława Kuszelewska-Rayska, Kobiety



Stanisława Kuszelewska-Rayska, Kobiety, wyd. Zysk i S-ka

Bałam się tej książki. Wiedziałam, że opowiada o drugiej wojnie światowej. A czy po kilkudziesięciu latach wydawania tomów wspomnień, opracowań naukowych, kręcenia mniej lub bardzie ambitnych filmów oraz seriali mogłoby mnie coś w tej materii jeszcze zadziwić? „Kobiety” Kuszelewskiej-Rayskiej okazały się majstersztykiem literackim, nie tyle zaskakującym, co zachwycającym pięknem języka polskiego z niegdysiejszymi zdrobnieniami i określeniami, emocjami, które wywołuje zawsze tak dobitna puenta, przeglądem postaw i okoliczności, których nawet nie mogłaby sobie wyobrazić osoba, która nie była świadkiem oraz uczestnikiem opisywanych wydarzeń. Strach użyć słów typu „heroizm” czy „bohaterstwo”, tak się zużyły przez lata. Ale tylko one przychodzą mi na myśl po przeczytaniu „Kobiet” oraz dołączonych do tomu „Dziwów życia” - pierwszych polskich autobiograficznych opowieści o kobietach prowadzących działalność podziemną (wydanych kolejno w 1946 i 1948 roku). To przede wszystkim krótkie scenki ukazujące codzienność okupacji na przykładzie konkretnych osób, także znanych, chociaż dla mnie akurat rozpoznawalna jest już tylko Zofia Kossak-Szczucka – zepchnięta z rowerem do rowu przez niemiecką ciężarówkę i modląca się w duchu, by niemieckim żołnierzom nie chciało się jej ratować. Bo miała przy sobie całą torbę nielegalnych papierów. Ot, paradoks.

Bohaterstwo tytułowych kobiet jest zwyczajne i pozbawione rozgłosu. Robią to, co uważają za słuszne, same się organizują, gdy trzeba kopać rowy, wyciągać spod gruzów rannych, dodawać otuchy lub zdobywać jedzenie. Przenoszą broń, dokumenty, organizują zapasy do kuchni polowych, tworzą centra dowodzenia w prywatnych mieszkaniach, umawiają spotkania, walczą aż do końca. Od młodych dziewczyn po leciwe staruszki. Są wśród nich wielkie panie i proste kobieciny nawykłe do ciężkiej pracy. Ich opór wobec okupanta (Kuszelewska-Rayska określa ich konsekwentnie jako „niemców” pisanych małą literą) przejawia się różnie, także w drobiazgach, w słowach, których dla osobistego bezpieczeństwa powinno się zaniechać. Czy można zapomnieć starszą panią, która upomina gestapowców, że to ona jest u siebie w domu, i to nie oni jej, ale ona pozwala im usiąść i czekać na powrót córki?

Opowiadania Kuszelewskiej-Rayskiej nierzadko bywają dramatyczne, nie zawsze dobrze się kończą. Mimo to w niektórych można odnaleźć ślady komizmu. Jak w tej historii o młodej kobiecie, którą granatowy policjant, współpracownik władz okupacyjnych, wciąga do bramy i ochrzania za to, że niesie pistolet niemalże na wierzchu! Albo tej o praczce, która z humorem i bardzo serio przyjmuje słowa niemieckiego klienta. Autorka nie podaje dat opisywanych wydarzeń, ale ich akcja obejmuje pierwsze wrześniowe naloty na Warszawę, przygotowania do powstania i sam zryw, aż do wejścia Armii Czerwonej i sowieckich rządów. Z tego zresztą powodu „Kobiety” i „Dziwy życia” dopiero teraz, po siedemdziesięciu latach doczekały się pierwszego wydania w Polsce.

Dziwię się, że tak znakomity tom opowiadań nie znalazł się w rankingach ważnych książek roku 2014. „Kobiety” Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej są doskonałe pod względem formy i języka, a ich pozbawiona patetyczności treść – głęboko porusza.


 Stanisława Kuszelewska-Rayska (u góry) i jej córka Ewa Matuszewska
(więcej informacji o obu oraz zdjęcie na stronie Album Polski )

  
Stanisława Kuszelewska-Rayska (1894-1966) – pisarka, dziennikarka, tłumaczka literatury angielskiej (tym dzieł Jacka Londona, Aldousa Huxleya, Donna Byrne'a i Harry'ego Sinclaira Lewisa), harcerka, żołnierz Polskiej Organizacji Wojskowej i Armii Krajowej. W powstaniu warszawskim straciła jedyną córkę, Ewę Matuszewską ps. „Mewa”. Po wojnie przez Kair dotarła do Londynu. Tam zmarła.
(na podstawie notki biograficznej i posłowia Sławomira Cenckiewicza)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz