czwartek, 16 października 2014

Ewa Stachniak, Cesarzowa nocy. Historia Katarzyny Wielkiej



Ewa Stachniak, Cesarzowa nocy. Historia Katarzyny Wielkiej, tłum. Nina Dzierżawska, wyd. Między Słowami

Ewę Stachniak musi fascynować Katarzyna Wielka, skoro poświęciła jej już dwie powieści. Nie znam niestety „Gry o władzę”, by móc porównać ją z „Cesarzową nocy”. Portret wielkiej monarchini wyłaniający się z kart tego drugiego tytułu wydaje się być dostatecznie wnikliwy. Intrygujące jest więc dla mnie, co znalazło się w pierwszym. Nie ma przecież sensu powielać pewnych wątków, podawać te same informacje. Na razie moja ciekawość pozostanie niezaspokojona. A cóż mogę powiedzieć o samej „Cesarzowej nocy”? Wiele.

Przede wszystkim ma ona ciekawą konstrukcję, która dzieli fabułę na dwie części. Każda z nich poprzedzona jest i zakończona scenami (z podaniem godzin i minut) z ostatnich dni Katarzyny Wielkiej. Powalonej przez udar i bezradniejszej niż dziecko. W tych chwilach jesteśmy w momencie kulminacyjnym obranej przez Katarzynę ścieżki życiowej jako władczyni i matki narodu. Pomiędzy nimi towarzyszymy jej wspomnieniom dotyczącym przyjazdu na carski dwór, bezpłodnym latom spędzonym u boku męża-niezdary (koniec 18. wieku obfitował jak widać we władców nieudaczników i idiotów, patrz Ludwik XVI czy duński Christian VII), pierwszym miłościom, kolejnym kochankom, narodzinom dzieci. To część, która pokazuje zdolności przystosowawcze bohaterki, jej przemianę z niemieckiej arystokratki o świetnych koligacjach, ale pozbawionej majątku, Zofii Anhalt-Zerbst w wielką księżnę Katarzynę, a w końcu w carycę o przydomku Wielka.

Podoba mi się, że Ewa Stachniak nie wymienia wszystkich faktów ciurkiem, tak jak leci, ale uwypukla jedne bardziej, podczas gdy o innych tylko napomyka. Buduje wrażenie, że to umysł umierającej kobiety wraca do przeszłości i sam wybiera to, co dla niej najważniejsze. Autorka nie czyni ze swojej bohaterki osoby wszechwiedzącej (pomimo szpiegów i dobrze opłacanych sojuszników). Są sprawy, które do końca pozostaną tajemnicą (choćby powód odejścia z dworu Warwary Nikołajewnej) i takie, do których się już nie wraca. Druga część to lata, a może tylko miesiące poprzedzające śmiertelną chorobę Katarzyny. Akcenty polityczne oczywiście przewijają się przez całą fabułę i nie brak ich również tutaj, ale przede wszystkim na pierwszy plan wysuwają się prywatne przemyślenia Katarzyny - odnośnie ukochanych wnuków, obolałych nóg, towarzyszących jej psów, dąsów jej ostatniego kochanka, przyszłości Rosji, o których nie zapomina, planując kolejny ruch na arenie polityki zagranicznej.

Z „Cesarzowej nocy” wyłania się wizerunek kobiety budzącej szacunek, silnej i zdecydowanej, takiej, której trudno dotrzymać kroku z podniesioną głową. Częściej niż miłość wymuszającą respekt i strach. Nauczoną niemal do perfekcji panowania nad uczuciami. Kierującą się rozumem, który ostatecznie nie ochronił ani jej, ani jej planów co do dalszych losów kraju i monarchii. Kobiety pokazanej z tak bliska, tak intymnie, jak tylko można to zrobić, nie przekraczając granic dobrego smaku. Mimo to mam jeden zarzut do powieści.

Jak napisałam wcześniej, Ewa Stachniak nie jest typem pisarza, który kosztem tempa akcji przytacza każdy szczegół biografii, każdą informację, każdy fakt. I to się autorce chwali. Zwłaszcza, że jej opowieść powstała z inspiracji życiem i osobowością Katarzyny, a nie jest jej biografią. Niemniej momentami (przede wszystkim w części poświęconej kochankom) lektura „Cesarzowej nocy” dłużyła mi się. Tak jakby zabrakło równoważenia scen rozgrywających się w alkowie wydarzeniami spoza pałacu. A może tych pierwszych było po prostu za dużo? Za dużo westchnień, pieszczot, kędzierzawych włosków na ciele. No i ja, która nudzę się przy takich opisach. W tych fragmentach rozminęłam się z autorką, która miała swoją wizję osoby Katarzyny Wielkiej i konsekwentnie ją zrealizowała. W imponujący sposób, ambitny - przyznaję. Tyle że nie do końca zgodny z moimi czytelniczymi upodobaniami. Cóż, to się czasami zdarza i nie jest powodem, by skreślić definitywnie dany tytuł. Zdecydowanie nie w tym przypadku.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz