środa, 16 kwietnia 2014

Patrick Deville, Dżuma & Cholera - fragment do przeczytania



Patrick Deville, Dżuma & Cholera, tłum. Jan Maria Kłoczowski, wyd. Oficyna Literacka Noir sur Blanc


Fragment książki:




ostatni lot


Stara dłoń pokryta plamami, z kikutem kciuka, odchyla jedwabną zasłonę. Po bezsennej nocy jasna, dumna czerwień wschodzącego słońca. Śnieżnobiały i bladozłoty pokój hotelowy. W oddali lekko zamglone światło na przęsłach wielkiej wieży ze stali. Poniżej zielone drzewa na skwerze Boucicaut. Wojenna wiosna w spokojnym mieście pełnym uchodźców. Tych wszystkich, którzy myśleli, że do końca życia już nigdzie się nie ruszą. Stara dłoń uchyla okno, po czym chwyta za rączkę walizki. Sześć pięter niżej Yersin przechodzi przez hol recepcji, w którym lśnią lakierowane drewno i żółty mosiądz. Portier w liberii zamyka za nim drzwi taksówki. Yersin nie ucieka. Nigdy nie uciekał. Ten lot zarezerwował kilka miesięcy wcześniej w jednym z sajgońskich biur podróży.
Dziś jest to mężczyzna niemal łysy, z białą bródką, o niebieskich oczach. Tweedowa marynarka, beżowe spodnie, biała koszula z rozpiętym kołnierzykiem. Przeszklona elewacja lotniska Le Bourget wychodzi wprost na płytę, gdzie stoi hydroplan z zamontowanymi kołami. Niewielki biały wieloryb, w którego brzuchu mieści się dwunastu pasażerów. Na pokład wchodzimy zawsze od lewej burty, albowiem pierwsi lotnicy, wśród nich Yersin, byli kawalerzystami. Yersin wybiera się w podróż, by raz jeszcze ujrzeć swoje annamickie koniki. Na ławkach w poczekalni garstka uciekinierów. Na dnie ich walizek, obok koszul i sukni wieczorowych, sztaby złota i banknoty. Wojska niemieckie stoją u bram Paryża. Uciekinierzy zerkają na cyferblat na ścianie, spoglądają na swoje zegarki. Są wystarczająco bogaci, by nie kolaborować.
Zaledwie jeden motocykl Wehrmachtu zdołałby przygwoździć małego białego wieloryba do ziemi. Godzina odlotu już minęła. Yersin nie słucha niespokojnych rozmów, zapisuje zdanie lub dwa w notesie. Śmigła silników umieszczonych nad kokpitem zaczynają się obracać. Hydroplan rusza z miejsca. Uciekinierzy chcieliby go pchnąć, zmusić do lotu. Jest ostatni dzień maja roku czterdziestego. W tym upale pas startowy lśni jak tafla wody. Maszyna z wysiłkiem wznosi się w powietrze. Uciekinierzy ocierają czoła. To ostatni lot jednostki należącej do spółki Air France. Przerwa w połączeniach potrwa kilka lat, ale nikt jeszcze o tym nie wie.
To także ostatni lot Yersina, który nigdy już nie powróci do Paryża i nie zamieszka w pokoju na szóstym piętrze hotelu Lutetia. Trochę się tego domyśla, spoglądając na kolumny uciekinierów w dole. Na rowerach i wózkach stosy mebli i materacy. Ciężarówki przeciskające się przez tłum pieszych. Wszystko to spłukane wiosenną burzą. Kolumny oszalałych robaków, które uciekają przed butami wojskowych. Sąsiedzi z Lutetii dawno opuścili stolicę. Joyce, wielka irlandzka tyka w okularach i trzyczęściowym garniturze, jest już w Allier. Matisse dociera przez Bordeaux do Saint-Jean-de-Luz. Samolot ląduje w Marsylii. W zaciskających się kleszczach faszyzmu i frankizmu. Na północy podnosi ogon szykujący się do uderzenia skorpion. Brunatna dżuma.
Yersin zna dwa języki i dwie kultury - niemiecką i francuską - a także ich odwieczne spory. Od czterdziestu sześciu lat wie również coraz więcej o pałeczce dżumy. Nazwano ją na jego cześć yersinia pestis. Trzydziestego pierwszego maja czterdziestego roku Yersin po raz ostatni wzbija się w burzowe niebo nad Francją.
Yersinia pestis.



owady


Stary człowiek przegląda notes, a potem przymyka oczy. Przez wiele dni nie mógł zasnąć. W hotelu roiło się od ochotników Obrony Cywilnej z żółtymi opaskami na ręku. Nocą alarmy. Fotele poustawiane w piwnicy, w głębi korytarza, gdzie przechowywane jest wino w butelkach. Pod zamkniętymi powiekami gra słońca na morskich falach. Twarz Fanny. Wyprawa młodego małżeństwa do Prowansji i Marsylii w poszukiwaniu owadów. Czy można pisać o synu, nie opowiadając o ojcu? Historia ojca jest krótka. Syn nigdy go nie poznał.
W Morges, w kantonie Vaud, zarówno u Yersinów, jak i u sąsiadów, panuje nie tyle nędza, ile prostota. Liczy się każdy grosz. Znoszone sukienki matek oddaje się służącym. Ojciec udziela prywatnych lekcji, dzięki którym może podjąć studia w Genewie. Zostaje nauczycielem w gimnazjum. Pasjonuje się botaniką i entomologią, jednak na życie zarabia jako intendent prochowni. Nosi obcisły czarny surdut uczonych i wysoki kapelusz, wie wszystko o chrząszczach, specjalizuje się w prostoskrzydłych i szarańczowatych.
Rysuje szarańczaki i świerszcze, usypia je, umieszcza pod mikroskopem pochewki skrzydłowe i czułki, wysyła komunikaty do Towarzystwa Nauk Przyrodniczych kantonu Vaud, jak również do Towarzystwa Entomologicznego we Francji. Potem znowu zamienia się w intendenta i to jest coś. Kontynuuje badania nad systemem nerwowym świerszcza polnego i modernizuje prochownię. Czoło miażdży ostatniego świerszcza. Ręka w śmiertelnym skurczu przewraca probówki. Aleksander Yersin umiera, mając trzydzieści osiem lat. Po jego policzku spaceruje zielony skarabeusz. We włosach mości się pasikonik. W otwartych ustach stonka ziemniaczana. Młoda żona, Fanny, jest w ciąży. Wdowa po intendencie będzie musiała opuścić prochownię. Chwila modlitwy wśród stosów bielizny i niezmytych naczyń: rodzi się dziecko. Otrzyma imię zmarłego męża.
W Morges, nad czystymi i zimnymi wodami Jeziora, matka nabywa Dom Figowy, w którym urządza pensjonat dla młodych dziewcząt. Fanny jest elegancka i dobrze wychowana. Uczy dziewczęta wytwornych manier i gotowania, podstaw malarstwa i muzyki. Syn przez całe życie zachowa pogardę dla tych zajęć, myląc sztukę z robótkami ręcznymi. Wszystkie te malarskie i literackie głupoty będą mu się kojarzyć z infantylnością osóbek, które w listach nazywa koczkodanami.
Z łatwością wyobrazicie sobie zatem odludka, który zastawia sidła, wybiera ptaki z gniazd, rozpala ognisko za pomocą lupy i zjawia się w domu umorusany błotem niczym wojownik wracający z pola walki lub z wyprawy do dżungli. Chłopiec jest samotny i chodzi własnymi ścieżkami, kąpie się w Jeziorze i klei latawce. Zbiera owady, rysuje je, przekłuwa szpilką i umieszcza w pudełku. Ofiarny rytuał wskrzesza umarłych. Podobnie jak w wojowniczych plemionach przekazywano sobie włócznię i tarczę, tak on dziedziczy po ojcu mikroskop i skalpel, które wyciąga z kuferka w szałasie. Oto drugi Aleksander Yersin i drugi entomolog. Zbiory śmierci oglądać można w muzeum w Genewie. To może być jeden z życiowych celów: spędzać dni na poważnych studiach w oczekiwaniu na wylew krwi do mózgu.
Jeśli nie liczyć torturowania owadów, liczba rozrywek zmniejsza się w okolicy z pokolenia na pokolenie. Już samo pojęcie „rozrywka” jest podejrzane. Każda chwila przeżywana w Vaud to odkupienie za grzech życia. Rodzina Yersinów pokutuje w ramach Wolnego Kościoła Ewangelickiego, powstałego na łonie tutejszego protestantyzmu po schizmie lozańskiej. Członkowie tego Kościoła nie zgadzają się, by państwo opłacało ich pastora i utrzymywało świątynie. Mimo biedy i surowego trybu życia wierni oddają ostatnią krwawicę, żeby zaspokoić potrzeby swoich kaznodziejów. To trochę co innego niż utrzymywać proboszcza lubiącego na przykład dobrze zjeść. Pastor, który chce się przypodobać Bogu - bądźcie płodni i rozmnażajcie się - to gatunek rozrastający się w szalonym tempie. Do wykarmienia są ogromne rodziny. Znoszone suknie matek nie trafiają już do służących. Wierni przystrajają się w swój elitaryzm i prawość niczym w togi. Są najczystsi z czystych, skrajnie oddaleni od życia materialnego. Arystokraci wiary.
Powiadają, że z owej wyniosłej oziębłości w mroźnym błękicie niedziel młody człowiek zachował surową szczerość i pogardę dla dóbr tego świata. Jedynymi mężczyznami, którzy mieli wstęp do ukwieconego salonu w pensjonacie, byli lekarze - znajomi matki. Należy zatem wybrać między Francją a Niemcami, czyli między dwoma modelami uniwersytetu. Po wschodniej stronie Renu wykład profesorski i teoretyczny, nauka głoszona z katedry przez uczonych w czarnych garniturach i celuloidowych kołnierzykach. W Paryżu nauczanie w warunkach klinicznych, u wezgłowia chorego, w białym kitlu - model zwany patronalnym, którego prekursorem był Laennec.
Będzie to Marburg - z powodu matki i przyjaciół matki. Yersin wolałby Berlin, ale wybór pada na prowincję. Fanny wynajmuje dla syna pokój u cieszącego się szacunkiem osobnika, który odprawia nabożeństwa na uniwersytecie. Yersin poddaje się, byle tylko dalej od sukienek. Ruszyć się z miejsca. Jego marzenia są marzeniami dziecka. Tak zaczyna się wymiana listów z Fanny, która zakończy się dopiero po jej śmierci. „Kiedy zostanę lekarzem, zabiorę Cię ze sobą i zamieszkamy na południu Francji lub we Włoszech, zgoda?”
Francuski staje się skarbem, językiem tajemnym, matczynym, wieczorowym - językiem listów do Fanny.
Yersin ma dwadzieścia lat i jego życie od tej chwili toczy się w języku niemieckim.


Nota o autorze:
Patrick Deville (ur. 1957), pisarz francuski, studiował literaturę porównawczą i filozofię na Uniwersytecie Nantejskim. Wiele podróżował: w latach 80. mieszkał na Bliskim Wschodzie, w Nigerii i Algierii, a w następnej dekadzie odwiedził Kubę, Urugwaj i Amerykę Środkową. Debiutował w 1987 roku powieścią Cordon-bleu. Dżuma & Cholera (2012) to jego jedenasta książka. Nominowana do wszystkich najważniejszych francuskich nagród literackich (Goncourt, Renaudot, Medicis, Décembre), została uhonorowana Prix Femina. Książki Deville’a były tłumaczone na dwanaście języków.

 
Opis książki:
31 maja 1940 roku. Z paryskiego lotniska startuje ostatni samolot Air France, pełen bogatych uchodźców. Przygląda im się, z lekką pogardą, pewien pan z siwą bródką. On jeden nigdzie nie ucieka. Bilet na ten lot zarezerwował już kilka miesięcy wcześniej. Wraca do Wietnamu, który od dawna jest jego prawdziwym domem.
Ten starszy pan to bakteriolog Aleksander Yersin, uczeń Ludwika Pasteura. Urodził się w 1863 roku w kantonie Vaud w Szwajcarii, po śmierci ojca. Dorastał w Morges u boku matki ewangeliczki, która prowadziła pensjonat dla dobrze ułożonych panien („koczkodanów”, jak je nazywał). Żeby się uwolnić od tych „malarskich i literackich głupot” i poświęcić zgłębianiu wiedzy, wyjechał na studia do Marburga. Potem trafił do Instytutu Pasteura, gdzie między innymi prowadził badania nad toksyną błonicy. Marzyło mu się jednak coś więcej niż tylko praca naukowa. Wzorem był dla niego Livingstone, lekarz i odkrywca, zaginiony w Afryce, a później odnaleziony przez Stanleya. Taką Afryką Yersina staną się Indochiny, gdzie urządzi sobie coś na kształt małego królestwa, a w 1895 roku, podczas epidemii w Hongkongu, pierwszy wyizoluje bakterię dżumy i zbada jej właściwości. Wkrótce stworzy przeciw niej szczepionkę, którą zacznie wytwarzać na dużą skalę. Ale na bakteriologii jego zainteresowania się nie skończą…
Dżuma i cholera całkowicie odbiega od kanonów tradycyjnej powieści biograficznej. Autor nie dba o chronologię. Epizody z długiego, barwnego życia Yersina, godne pióra Verne’a czy Conrada, raz po raz porównuje z przypadkami z krótkiego, awanturniczego żywota Artura Rimbauda. Spokojowi azjatyckiej egzystencji uczonego przeciwstawia polityczny chaos i barbarzyństwo XX-wiecznej Europy wstrząsanej wojnami i rewolucjami. Ta dwoistość znajduje odbicie w języku książki, który od zimnej sprawozdawczości przeskakuje nieoczekiwanie do fajerwerków prozy poetyckiej.

Fragment oraz informacje o autorze i książce - Oficyna Literacka Noir sur Blanc

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz