Rhys Bowen, Śmierć
detektywa, tłum. Joanna Orłoś-Supeł, wyd. Oficyna Literacka Noir
sur Blanc
Sama nie wiem, dlaczego
tak polubiłam Molly Murphy. Ma rude włosy, żywą inteligencję,
temperament równie ognisty jak włosy, niechęć do konwenansów i
niewyparzony język. Ot, stereotypowa Irlandka. A jednak czytając o
jej perypetiach, nie miałam wrażenia, że przyszło mi do czynienia ze sztucznym
tworem wyobraźni, sztywną kukłą, po której aż za dobrze wiem,
czego się spodziewać.
Tego samego nie mogę
powiedzieć o przebiegu akcji „Śmierci detektywa”, który razem
z „Prawem panny Murphy” stanowi część kryminalnego cyklu retro
wymyślonego przez pisarkę kryjącą się pod pseudonimem Rhys Bowen
(wiemy o niej tylko, że jest z urodzenia Brytyjką oraz że
pracowała dla BBC i Australian TV). Nieprzewidywalność fabuły nie
wynika bynajmniej z jej jakiegoś wymyślnego skomplikowania.
Kryminalność powieści z Molly Murphy w roli głównej wynika
raczej z tego, że wokół bohaterki trup ściele się może nie
gęsto, ale zawsze. A ona sama chce zostać prywatnym detektywem i na
własną rękę podejmuję się wyjaśniania przyczyn tragicznych
zgonów.
Ponieważ prócz szukania
śladów musi zadbać o swoje utrzymanie w Nowym Jorku, w którym
mieszka od niedawna i w którym to raczej ona jest oparciem dla
innych, śledztwo żmudnie posuwa się na przód. Na pierwszym planie
przeważają wątki raczej obyczajowe, nawet bardziej niż to było
widoczne w pierwszym tomie. To wszystko sprawia, że nie mamy
typowego dla zdecydowanej większości kryminałów poczucia
wprowadzenia w sprawę i możliwości rozwikłania jej na własna
rękę (nawet jeżeli jesteśmy tylko podpuszczani przez autora).
Podobnie jak Molly mamy za mało danych. I tak jak ona jesteśmy
zaskoczeni zakończeniem i celem misternej intrygi, której częścią
była śmierć prywatnego detektywa Paddy'ego Rileya. Tego samego,
dla którego chciała pracować Molly, by wyuczyć się fachu.
Żeby przeczytać „Śmierć
detektywa”, nie jest konieczna znajomość „Prawa panny Murphy”.
Molly obraca się na kartach nowego tomu w innym towarzystwie,
postacie ważne w pierwszej części pojawiają się tu raczej
sporadycznie. Nawet przystojny kapitan policji Daniel Sullivan, który
łamie Molly serce. Mniej tu także wątków, które dobitnie
pokazują trudy życia niższej warstwy społecznej na przełomie
19. i 20. wieku. Rhys Bowen wynagradza to wprowadzając do akcji
zapomniane już, ale intrygujące postacie historyczne oraz
wydarzenia, o których sto lat temu było głośno nie tylko po
drugiej stronie Atlantyku.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz