środa, 2 kwietnia 2014

Paulina Wilk, Znaki szczególne




Paulina Wilk, Znaki szczególne, wyd. Wydawnictwo Literackie

Nie lubię uogólnień, czytając, wolę doznawać świata poprzez czyjeś indywidualne przeżycia. Ale Paulina Wilk ma dar, który mnie przekonuje do jej pisania. To dar widzenia z lotu ptaka. Rzadka umiejętność spojrzenia niejako z góry na daną zbiorowość, wychwycenia nierzucających się w oczy symptomów, analizowania zmian w obyczajowości, skrystalizowania w plastycznym opisie tego, co najważniejsze, odpowiadające charakterowi społeczności, którą przyszło podglądać pisarce. Łatwo przychodzi jej dostrzeganie ogólnych prawideł rządzących rzeczywistością, wyłapywanie trendów, którym ulegają ludzie z różnych powodów – ze względu na tradycję, religię, przemiany historyczne albo kulturę.

Pierwszy raz miałam do czynienia z jej specyficznym widzeniem świata za sprawą artykułu o współczesnych Japończykach w magazynie „Kontynenty”. Pamiętam, jak rozbiła w puch moje przekonania o tym nowoczesnym, wysokorozwiniętym społeczeństwie. Potem były nagrodzone Bursztynowym Motylem „Lalki w ogniu”, gdzie swoim niepowtarzalnym stylem opisała Indie. W „Znakach szczególnych” w ten sam sposób podchodzi do swojego dzieciństwa w PRL-u, dorastania w czasach przełomu i zmian oraz dorosłości, która możliwościami i pułapkami w niczym nie przypomina życia rodziców wszystkich tych, którzy urodzili się między '75 a '85 rokiem poprzedniego wieku. I o których, o sobie też, Paulina Wilk mówi „... my, z bladym wspomnieniem reżimu, z jaskrawą pamięcią przełomu, jego radości i całkowitej odmiany otaczającego świata. (…) Jesteśmy starzy i nowi zarazem, przecięci na pół. Tylko jedna nogą przynależąc do wolnego świata, drugą zatrzymani w historii” s. 241.

Gdy Paulina Wilk pisze o swoim miasteczku, kolegach, rodzicach i sąsiadach, nawet siebie widzi jako część większej całości. Los pojedynczy, ale nie do końca indywidualny, bo uwarunkowany tymi samymi okolicznościami, co u rówieśników. Ta sama wieczorynka w telewizji, te same rajstopy, aluminiowe puszki ustawione w taką samą, mającą wzbudzać podziw piramidkę. Nabożny stosunek do pierwszych politycznych idoli, wyborów i pierwsze rozczarowania demokracją. Edukacyjny boom, który miał pozbawić nowe pokolenie kompleksów i wyposażyć je w niezbędne umiejętności, które ostatecznie przekonają Europę, że Polska jest jej częścią nie tylko geograficznie. Uczyliśmy się za dwa pokolenia. Nasza edukacja miała zasypać półwieczna wyrwę, nasze powodzenie – stanowić rekompensatę za perspektywy odebrane rodzicom. My nie szliśmy co rano do szkoły – szliśmy na Zachód. (s. 83) Wreszcie zachłyśnięcie się nowymi możliwościami. Hołubienie praw wolnego rynku i szok, gdy za ich sprawą zostaje się bez pracy, za to z ratami kredytu do spłacenia.

Paulina Wilk nie odnotowuje tylko tego, co nowe. Chętnie cofa się w czasie, ponownie sięga wstecz, porównuje, tym samym dokonując bilansu zysku i strat. Tylko czasami czuję w jej prozie żal, że wszystko rozegrało się inaczej niż to sobie wyobrażaliśmy. Zresztą styl, którego podstawą nie jest osobiste, tylko zbiorowe doświadczenie siłą rzeczy będzie mniej emocjonalny, więcej w nim znajdzie się ogólników.

Znaki szczególne” okazały się dla mnie ciekawym doświadczeniem, wyszukiwaniem różnic, których - im dalej od dziecięcego podwórka, gdzie rządziła równość i wyobraźnia, a niemile widziany był egoizm – tym więcej. Choć jednocześnie czuję się częścią nurtu, który tak barwnie i z namysłem opisuje autorka. I jestem bardzo ciekawa, czy zmiana, o której pisze na ostatnich stronach, okaże się czymś trwałym i czy stanie się wzorem dla naszych dzieci, które przecież rzadko wspólnie bawią się na dworze?

6 komentarzy :

  1. Zaskakujące jest to jak niewiele osób pisze na ten temat. Lubię sposób patrzenia Pauliny Wilk, także jestem bardzo ciekawa - jak poradziła sobie z własnym podwórkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najciemniej pod latarnią :) Teraz widzę, że przyszło mi żyć w ciekawych czasach, ale żeby to odkryć, potrzebowałam Pauliny Wilk :)

      Usuń
  2. Paulina Wilk pisze też o mnie, więc odkąd usłyszałam o tej książce, mam wielką ochotę sprawdzić, czy zgodzę się ze spostrzeżeniami autorki. "Lalki" też już czekają na swoją kolej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam to, znam - u mnie też wiele ciekawych tytułów czeka w kolejce. P.W. nie powinna Cię rozczarować, używa przepięknego, obrazowego języka :)

      Usuń
  3. Przeczytałam książkę Pauliny "jednym tchem" dawno nie czytałam eseju napisanego tak wnikliwym obrazem i językiem, zaskoczyła mnie ta 34 letnia młoda dziennikarka, obieżyświat, nie tylko dlatego, ze napisała bestseller "Lalki w ogniu" ale również dlatego, ze odważyła się scharakteryzować pokolenie przełomu. To pokolenie moich wnuków! jednak to co ja widziałam z perspektywy mojego sukcesu osiągniętego w latach dziewięćdziesiątych, Paulina widzi oczami nastolatki pracej do przeodu, ja byłam szczęśliwa, ze dożyłam wolności, ona szczęśliwa bo garściami korzystała z przyśpieszonej edukacji, studiów, języków, tego o czym my pokolenie powojenne mogliśmy marzyć. Dlatego dla mnie ta książka ma większe znaczenie, gdyż otwiera mi oczy na postrzeganie transformacji przez ludzi młodych, którzy rwali do przodu aby tę transformację osiodłać i wykorzystać, czy są zadowoleni? czy udało się pokonać przeszkody, czy sukces przed nimi? warto sięgnąć po tę książkę, gdyż sposób patrzenia na ówczesne zmiany oczami młodej osoby bezkompromisowej ceniącej prawdy pierwsze jest nie do przecenienia, polecam
    Jadwiga
    www.okiemjadwigi.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdumiewałam się, czytając, jak zgrabnie splecione w słowa są te trafne spostrzeżenia. Przyznać muszę, że z racji identyfikacji z opisywanym pokoleniem, mój odbiór był emocjonalno-wspomnieniowy.

    OdpowiedzUsuń