wtorek, 5 kwietnia 2016

William Dalrymple, Miasto dżinów. Rok w Delhi



William Dalrymple, Miasto dżinów. Rok w Delhi, tłum. Berenika Anna Janczarska, ilustrowała Olivia Fraser, wyd. Oficyna Literacka Noir sur Blanc

Cieszę się, że Noir sur Blanc wydaje literaturę, nie zważając na czas jej powstania. Inaczej nie moglibyśmy docenić dobrego pióra i przenikliwej inteligencji tych autorów *, którzy mieli pecha urodzić się zbyt wcześnie, przed epoką, w której królują hity z ostatniego miesiąca i panuje kult nowości. „Miasto dżinów” zostało napisane na początku lat 90., a jego treść obejmuje sumę doświadczeń i historycznych poszukiwań, które stały się udziałem Williama Dalrymple'a w drugiej połowie lat 80. Upływ lat sprawił, że teraźniejszość narratora stała się już jedną z zastygłych warstw czasu, do których dokopywał się z taką fascynacją, tak samo otwarty na wiedzę zdobywaną w bibliotekach, jak poprzez rozmowy z ludźmi. Ten ostatni czynnik sprawia, że „Miasta dżinów” nie czyta się jak typowej książki historycznej. Znaleźć w niej można elementy reportażu, a nawet osobiste wzmianki, które ładnie komponują się w jedną całość. A przede wszystkim – nie dominują nad tym co, dla autora najważniejsze. Czyli nad dziejami Delhi, jednego z najstarszych miast świata.

Dalrymple stopniowo cofa się coraz bardziej w głąb przeszłości metropolii, za punkt wyjścia mając zawsze teraźniejszość. Szuka powiązań między tymi momentami w czasie, zapoznając nas z losami królów, świętych mężów, podróżników i malowniczych awanturników. A także zwykłych mieszkańców, na których życiu odcisnęły piętno decyzje polityków lub po prostu zmieniający się świat. Dziwnie się czułam, czytając o delhijczykach, którzy musieli opuścić swoje miasto w 1947 roku, po tym jak podzielono kraj na hinduistyczne Indie i muzułmański Pakistan. O ludziach, którzy zabrali ze sobą nazwy ulic, dzielnic, sklepy, przysmaki, a przede wszystkim tęsknotę. Oraz o innych ludziach, tych, którzy zajęli opustoszałe domy, zakasali rękawy i postanowili się jak najlepiej urządzić w nowym otoczeniu *. Fakt podziału, dramatyczna w skutkach wymiana ludności i towarzyszące im rzezie były mi znane. William Dalrymple nadał im ludzką twarz, tchnął w nie życie, z masy wyłuskał człowieka. Tego rodzaju zabieg często stosuje w swojej książce, odmalowując jednocześnie przed naszymi oczami morze ruin, imponujące pozostałości pałaców, świątyń, grobowców pokonanych przez czas, ale wciąż wykorzystywanych przez mieszkańców miasta.

Autor miał szczęście spotkać rozmówców, którzy swoim sposobem bycia, profesją lub pochodzeniem świadczą o jakiejś części przeszłości Delhi. Są wśród nich hidżrowie, eunuchowie niegdyś pełniący ważne funkcje na dworze Wielkich Mogołów, obecnie sprowadzeni do roli kuglarzy. Córki pułkownika, których młodość przypadła na czasy brytyjskiego kolonializmu oraz ostatnia z rodu, autentyczna mogolska księżniczka na skromnej posadzie bibliotekarki. Archeolog, który pomaga mu dotrzeć do sedna „Mahabharaty”, indyjskiego eposu narodowego. Potomkowie rodzin anglo-indyjskich, nie akceptowanych przez żadną ze stron, z których się wywodzą. Czy nawet nie idący z duchem czasu kaligraf.

Do wszystkich zalet „Miasta dżinów” dorzucę jeszcze nowe słowa i pojęcia. Lubię je zbierać, bo rzadko się zdarza, bym z jakimś miała do czynienia po raz pierwszy. Tym razem natrafiłam na Lutyensowskie, czyli zaprojektowane przez brytyjskiego architekta Lutyensa (nie doczekał się hasła po polsku w wikipedii) oraz Transoksania, kraina między rzekami Amur-daria i Sur-daria, miejsce narodzin Tamerlana. A to tylko ułamek ekscytujących odkryć, jakich dokonałam dzięki tej książce!

*na przykład Ella Maillart, szwajcarska dziennikarka z jej „Wysłanniczką specjalną do Mandżurii

*doświadczenia delhijczyków są bardzo podobne do przeżyć starych breslauerów i nowego pokolenia wrocławian

5 komentarzy :

  1. To już druga pozytywna opinia o tej książce, na jaką dziś trafiłam w blogosferze. Zaraz sprawdzę dostępność tej pozycji w bibliotece, choć mam świadomość że to nowość i pewnie nici z tego. Prawdopodobnie będę musiała jeszcze trochę poczekać, aby ją poznać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Nigdy nic nie wiadomo. A może znajdziesz "Powrót króla" tego autora, książkę wydaną rok temu, także nagradzaną i podobno wartą przeczytania tak samo, jak "Rok w Delhi"?

      Usuń
  2. Takie publikacje lubię właśnie za możliwość poznawania nowych słów i ich znaczeń. To, co dla innych jest codziennością, dla mnie jest okazem, który badam poprzez literaturę. Z chęcią sięgnę po tę pozycję. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zachęciłam. Życzę fascynującej literackiej podróży :)

      Usuń