środa, 21 maja 2014

Leszek K. Talko, Pitu i Kudłata w opałach




Leszek K. Talko, Pitu i Kudłata w opałach, wyd. Znak Emotikon

Jeśli czytaliście w prasie jeden z felietonów Leszka Talki lub ich wybór w książce pod zbiorczym tytułem „Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania”, mieliście już do czynienia z Pitu i Kudłatą. Felietony te dowcipnie i bez lukru pokazują uroki rodzicielstwa poddawanego najróżniejszym próbom pomysłowego, normalnie się rozwijającego rodzeństwa. Różnica między nimi a opowiadaniami zawartymi w tomie „Pitu i Kudłata w opałach” jest taka, że pierwsze z nich były skierowane do dorosłych, te drugie zaś przeznaczone są dla młodszych czytelników. Teraz to dzieci, nie rodzice, są narratorami. Autor sprawiedliwie oddaje głos to Pitu, to Kudłatej. Brat z siostrą są też doroślejsi, chodzą już do szkoły, choć ich dokładny wiek pozostaje do końca nieokreślony.

Leszek Talko okazuje się świetnym obserwatorem współczesnych dzieci (na przykładzie dwójki własnych). Wie, że z wycieczki szkolnej przywiozą gluty lub gadżety kopiące prądem kupione na stoisku z pamiątkami, a zamiast podziwianiem zabytków będą się ekscytować jedzeniem fastfoodów. Że mogą całą klasą panikować z powodu zgubienia podręcznika szkolnego, którego... nigdy nie było! I że nowe obyczaje w postaci Wróżki Zębuszki to prawdziwe pułapki dla rodziców. I czego to dzieci nie wymyślą, żeby wreszcie porządnie najeść się chipsów. I jak to jest, że wystarczy jeden mały precedens, by powstała rodzinną tradycja, z rodzaju tych nie do ruszenia, oczywiście gdy spodoba się dzieciakom, a niekoniecznie dorosłym.

Pitu i Kudłata opowiadają o swoich przygodach w drodze do szkoły, na wycieczkach szkolnych i z rodzicami, o grach komputerowych, imprezach w szkole i świętowaniu w domu, o przyjacielskich wizytach i mieszkaniu koło lasu, w którym można spotkać dziki. W tle tych opowieści często widać ich rodziców usiłujących sprostać różnym sytuacjom, a przede wszystkim potrzebie sprawiedliwości swoich dzieci, które porównują, sprawdzają i zawsze pamiętają, co mówią i robią dorośli (chyba, że chodzi o tak przykre sprawy jak odrabianie lekcji).

Jest w tym tomie kilka rozdziałów majstersztyków, np. „O tym, jak spędzać święto” i „O tym, jak rozmawiać z eleganckim dzieckiem”, które są bardzo zabawnym przytykiem do współczesności. Pierwszy opowiada o święcie narodowym po kibolsku, które w oczach dziecka jest zwykłą zabawą w rzucanie przedmiotami i w chowanego z policjantami (a dziecko wolałoby pokaz sztucznych ogni). Drugi podkpiwa z tresowania dzieci, które znają po kilka języków obcych, ale nigdy nie bawią się na dworze, żeby się, broń Boże, nie spocić czy pobrudzić, a do Barcelony jadą, by szlifować hiszpański, a nie kąpać się w morzu i zobaczyć stadion, gdzie trenuje Messi. Przebitki rzeczywistości pojawiają się także w innych rozdziałach, jak choćby w tym, w którym przebrana z okazji Halloween Kudłata słyszy od pewnej pani, że ta nie lubi żadnych obcych i zagranicznych... mumii!

Teraz czas na minusy. Nie wiem, w jakich okolicznościach Leszek Talko pisał opowiadania do „Pitu i Kudłata w opałach”. Nie znalazłam żadnej informacji o tym, by wcześniej były one opublikowane w prasie – a w tym, jak sądzę, leży przyczyna pewnej niedoskonałości tego zbioru. Pisanie do gazety wymaga mieszczenia się w określonych ramach, artykuł często jest pisany z myślą o konkretnej liczbie znaków, a to wymaga starannego przemyślenia treści tekstu. Tymczasem historyjki Pitu i Kudłatej są zwyczajnie za długie, niepotrzebnie rozdmuchane i pełne fragmentów, które można wykreślić bez wyrzutów sumienia. Oczywiście ten zarzut nie dotyczy wszystkich rozdziałów, ale niestety większości z nich. Szkoda, bo rewelacyjny zmysł obserwacji i poczucie humoru autora działają bez zarzutu, ale bywa że trudno je dostrzec w nużącej rozwlekłości tekstu. Ponieważ książka była testowana na dziecku, dodam tylko, że ani razu nie dawało ono oznak znudzenia, a w kilku przypadkach (m.in. podczas czytania wymienionych z tytułów rozdziałów) zaśmiewaliśmy się wspólnie do łez. Można zatem świetnie się bawić podczas czytania tego tytułu, jednak do „Dziecka dla odważnych” jest mu zdecydowanie daleko.


Zachęcam do przeczytania recenzji "Dziecka dla odważnych"

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz