Agnieszka Olejnik,
Zabłądziłam, wyd. Wydawnictwo Literackie
Gdyby ktoś mi powiedział,
że nie tylko przeczytam romans, ale jeszcze do tego popłaczę się
nad nim jak bóbr, postukałabym się znacząco w czoło, że dać
wyraz temu, co o tym myślę. A jednak. Wciągnęłam się,
wzruszyłam i nie odpuściłam aż do ostatniej strony. Co prawda gdy
mąż, widząc moje poruszenie, podpytywał o kolejne wydarzenia,
które stały się udziałem bohaterów powieści „Zabłądziłam”,
łapałam się na tym, że nie opowiadam mu nic nowego, nic
odkrywczego. Historia miłosna dwójki bardzo młodych ludzi jest
czymś starym jak świat. Nie wiem, jak to zrobiła Agnieszka
Olejnik, że przedstawiła ją w sposób wywołujący tak wiele
emocji. Być może dlatego, że nie zaczęła jej typowo i
przewidywalnie od problemu – kocha, nie kocha, ale dała nam szansę
poznać swoich bohaterów w szerszym kontekście.
Narratorką powieści jest
szesnastoletnia Maja. Od początku wokół jej postaci unosi się
aura smutku i wyobcowania. Maja na tyle uczestniczy w życiu szkoły,
na ile musi, nie angażuje się w przyjaźnie, nie chodzi na imprezy,
z nikim nie spotyka się po lekcjach. Jedynym wyjątkiem w jej
rozkładzie dnia są treningi koszykówki. Nastolatka ma za sobą
niezwykle traumatyczne przeżycia. To ona, pod nieobecność rodziców
w domu, znalazła w łazience ciało swojej starszej siostry,
samobójczyni Kai. To doświadczenie naznaczyło ją i zmieniło cały
jej świat. Alek, nowy uczeń, ma za sobą podobne doświadczenia,
tylko inaczej je odreagowuje niż Maja. Dla zamkniętej w sobie
dziewczyny, Alek jest pokrewną duszą, ale nie dąży ona do
nawiązania z nim kontaktu. Do czasu...
Agnieszka Olejniczak
pokazała swoich nastoletnich bohaterów jako wrażliwych, radzących
sobie po swojemu z emocjami i bagażem przeszłości nastolatków. Z
własnym światem i swoimi wartościami, o cechach charakteru, które
mogą czasem drażnić, ale generalnie budzą sympatię i
współczucie. Otwartych na siebie i czerpiących z uczucia
życiodajną siłę. Popełniających pierwsze błędy i próbujących
brać za nie odpowiedzialność, bez względu na to, jak będzie
trudna. Są młodzieńczo nieporadni i uczciwi, pozbawieni cynizmu –
chyba to tak do nich przekonuje. Olejnik ma wyczucie w budowaniu
wiarygodnych postaci, być może dlatego, że „Zabłądziłam”
pisała wtedy, gdy jeden z jej nastoletnich synów przeżywał
pierwsze sercowe rozterki.
Autorka ładnie też
skonstruowała całą fabułę, stopniowo odkrywając pełną prawdę
o rodzinie Mai i Alki i pozwalając, by ich związek ewoluował.
Miłość między nimi stopniowo przeradza się z ucieczki od świata
w związek oparty na czymś zdecydowanie innym niż rodzinne
tragedie. To przesunięcie środka ciężkości sprawia, że formuła
powieści nie wyczerpuje się, nie powtarza po wielokroć tych samych
wątków, a zaciekawia dalszym, dramatycznym (o, tak!) ciągiem.
„Zabłądziłam”
przypomniało mi, jak to było, gdy miłość wypełniała cały
świat, nawet wdychane powietrze, i nie było od niej nic
ważniejszego! Polecam ją osobom, które lubią się powzruszać,
tak po prostu.
PS. Do romansów nadal się
nie przekonałam, ale cieszę się, że powstają i takie, po których
widać, że autor włożył w nie pracę myślową i własną
wrażliwość. „Zabłądziłam” do nich należy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz