niedziela, 6 lipca 2014

Tom Perrotta, Pozostawieni



Tom Perrotta, Pozostawieni, tłum. Anna Gralak, wyd. Znak Literanova

Przywykliśmy do opowieści o wielkich wojnach, klimatycznych kataklizmach, a nawet najazdach obcych kosmicznych cywilizacji. Tom Perrotta sięgnął po zupełnie inny, niespotykany wcześniej pomysł. W jego książce ludzkość dotknęła katastrofa wykraczająca poza ludzkie rozumowanie, pozbawiona logiki i choćby grama prawdopodobieństwa. Z ziemskiej planety, tego samego dnia znikają bez śladu miliony ludzi, bez względu na wiek, wyznanie, pochodzenie czy płeć. Pozostają po nich zdjęcia, zabawki, przedmioty codziennego użytku. Oraz zrozpaczone rodziny, zdezorientowani przyjaciele, wstrząśnięci sąsiedzi. Tajemnicze zniknięcie nie odbywa się według jakiegoś łatwo zrozumiałego klucza. Są rodziny na pozór nietknięte, takie jak ta Laury i Kevina Garvey'ów. Są takie, w których zniknęły pojedyncze osoby. I takie, jak ta należąca do Nory Durst, która w jednej chwili straciła wszystkich najbliższych - dwoje dzieci i męża.

Pomysł na fabułę „Pozostawionych” wydaje się mieć najwięcej wspólnego z fantastyką. Ale tylko pozornie. Próby wyjaśnienia tego, co się stało, nie są tematem tej powieści. Toma Perrottę interesuje całkiem inne zagadnienie, które realizuje z psychologicznym zacięciem. To, jak ludzie radzą sobie z brakiem i stratą - bez winnych, których można wskazać, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, bez szczątków, które można pogrzebać i opłakać, bez możliwości pocieszenia. Akcja powieści rozgrywa się trzy lata po zniknięciu. To dość czasu, by okrzepły emocje, powstały nowe teorie i by zostały obalone stare. Życie z oporami, ale kręci się nadal, tyle że pojawiły się nowe sekty i nowe subkultury. Oraz nowi przywódcy duchowi. Ten zmieniony świat to tło dla przeżyć kilkorga bohaterów, naznaczonych bezpośrednio katastrofą lub jej konsekwencjami.

Moim zdaniem siła „Pozostawionych” leży w tym, że w centrum zainteresowania stawia zwykłych ludzi, traktując niecodzienne okoliczności tylko jako punkt wyjścia. Tom Perrotta unika taniego sentymentalizmu, banalnych rozwiązań, dzielenia bohaterów na pozytywnych i negatywnych, choć jakimś cudem rzeczywiście nie ma wśród nich żadnych czarnych charakterów. Co rusz mamy okazję spojrzeć na rzeczywistość ich oczami – puszczonej samopas zbuntowanej nastolatki, jej matki, która opuściła rodzinę, by przystąpić do grupy Winnych Pozostałych, ojca, który próbuje nawiązać emocjonalną więź z inną kobietą, chłopaka, który porzucił studia na rzecz nowej sekty, i wspomnianej już wcześniej, osamotnionej Nory Durst. Są tak bardzo wiarygodni i nieprzewidywalni, że przypominają w swoich postępkach ludzi z krwi i kości. To za ich sprawą mamy do czynienia z pełnym wachlarzem emocji i najróżniejszych postaw, jakie wywołało zniknięcie. Dzięki ich doświadczeniom możemy sobie wyobrazić, jak wyglądało i co po sobie zostawiło prócz pustki i smutku. A było tego nie mało...

To wszystko sprawia, że „Pozostawieni” to książka-niespodzianka, oferująca o wiele więcej niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.

PS. Miałam już przeczytane 2/3 powieści, gdy wyemitowano pierwszy odcinek serialu. Przez dwadzieścia minut (bo potem skończyłam oglądanie) nie mogłam rozpoznać w nim historii znanej z książki. Szczerze mówiąc, wynudziłam się przed telewizorem. I z ulgą wróciłam do dużo bardziej interesującej powieści.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz