Tom Perrotta,
Pozostawieni, tłum. Anna Gralak, wyd. Znak Literanova
Przywykliśmy do opowieści
o wielkich wojnach, klimatycznych kataklizmach, a nawet najazdach
obcych kosmicznych cywilizacji. Tom Perrotta sięgnął po zupełnie
inny, niespotykany wcześniej pomysł. W jego książce ludzkość
dotknęła katastrofa wykraczająca poza ludzkie rozumowanie,
pozbawiona logiki i choćby grama prawdopodobieństwa. Z ziemskiej
planety, tego samego dnia znikają bez śladu miliony ludzi, bez
względu na wiek, wyznanie, pochodzenie czy płeć. Pozostają po
nich zdjęcia, zabawki, przedmioty codziennego użytku. Oraz
zrozpaczone rodziny, zdezorientowani przyjaciele, wstrząśnięci
sąsiedzi. Tajemnicze zniknięcie nie odbywa się według jakiegoś
łatwo zrozumiałego klucza. Są rodziny na pozór nietknięte, takie
jak ta Laury i Kevina Garvey'ów. Są takie, w których zniknęły
pojedyncze osoby. I takie, jak ta należąca do Nory Durst, która w
jednej chwili straciła wszystkich najbliższych - dwoje dzieci i
męża.
Pomysł na fabułę
„Pozostawionych” wydaje się mieć najwięcej wspólnego z
fantastyką. Ale tylko pozornie. Próby wyjaśnienia tego, co się
stało, nie są tematem tej powieści. Toma Perrottę interesuje
całkiem inne zagadnienie, które realizuje z psychologicznym
zacięciem. To, jak ludzie radzą sobie z brakiem i stratą - bez
winnych, których można wskazać, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia,
bez szczątków, które można pogrzebać i opłakać, bez możliwości
pocieszenia. Akcja powieści rozgrywa się trzy lata po zniknięciu.
To dość czasu, by okrzepły emocje, powstały nowe teorie i by
zostały obalone stare. Życie z oporami, ale kręci się nadal, tyle
że pojawiły się nowe sekty i nowe subkultury. Oraz nowi przywódcy
duchowi. Ten zmieniony świat to tło dla przeżyć kilkorga
bohaterów, naznaczonych bezpośrednio katastrofą lub jej
konsekwencjami.
Moim zdaniem siła
„Pozostawionych” leży w tym, że w centrum zainteresowania
stawia zwykłych ludzi, traktując niecodzienne okoliczności tylko
jako punkt wyjścia. Tom Perrotta unika taniego sentymentalizmu,
banalnych rozwiązań, dzielenia bohaterów na pozytywnych i
negatywnych, choć jakimś cudem rzeczywiście nie ma wśród nich
żadnych czarnych charakterów. Co rusz mamy okazję spojrzeć na
rzeczywistość ich oczami – puszczonej samopas zbuntowanej
nastolatki, jej matki, która opuściła rodzinę, by przystąpić do
grupy Winnych Pozostałych, ojca, który próbuje nawiązać
emocjonalną więź z inną kobietą, chłopaka, który porzucił
studia na rzecz nowej sekty, i wspomnianej już wcześniej,
osamotnionej Nory Durst. Są tak bardzo wiarygodni i
nieprzewidywalni, że przypominają w swoich postępkach ludzi z krwi
i kości. To za ich sprawą mamy do czynienia z pełnym wachlarzem
emocji i najróżniejszych postaw, jakie wywołało zniknięcie.
Dzięki ich doświadczeniom możemy sobie wyobrazić, jak wyglądało
i co po sobie zostawiło prócz pustki i smutku. A było tego nie
mało...
To wszystko sprawia, że
„Pozostawieni” to książka-niespodzianka, oferująca o wiele
więcej niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.
PS. Miałam już
przeczytane 2/3 powieści, gdy wyemitowano pierwszy odcinek serialu.
Przez dwadzieścia minut (bo potem skończyłam oglądanie) nie
mogłam rozpoznać w nim historii znanej z książki. Szczerze
mówiąc, wynudziłam się przed telewizorem. I z ulgą wróciłam do
dużo bardziej interesującej powieści.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz