A.S.A. Harrison, W cieniu,
tłum. Dorota Malina, wyd. Znak Literanova
Co się dzieje, gdy
mężczyzna po wielu latach dobrego związku odchodzi do innej
kobiety? Co go do tego popycha, co naraz staje się dla niego
najważniejsze? Czy i co myśli o poprzedniej partnerce? A co z nią,
pozostałą na gruzach dotychczasowego życia? A.S.A. Harrison w
powieści „W cieniu” krok po kroku pokazuje rozpad
dotychczasowych więzi, obnaża ich drugie dno, zagląda do myśli
swoich bohaterów i dokonuje drobiazgowej analizy ich osobowości.
Robi wszystko, by pokazać ich w najpełniejszym wymiarze. I cóż,
to akurat mężczyzna jest tym, który wypada w tym porównaniu
gorzej. To właśnie naprowadziło mnie na myśl, że pod nic nie
mówiącymi inicjałami A.S.A. kryje się pisarka, nie pisarz. I
rzeczywiście. Nie znam jednak zdania czytelnika-mężczyzny na temat
tej książki. Być może to nie Todda, ale akurat Jodi odczytałby
jako negatywną postać?
Na pewno autorka postarała
się, byśmy poznali jej bohaterów jak najlepiej. Ułatwia to
konstrukcja książki, podzielona na rozdziały, w których
narratorem jest raz jedno z nich, raz drugie. Moment rozejścia się
to także pretekst, by pokazać oboje jako oddzielne, indywidualne
jednostki, które także przed poznaniem się i rozpoczęciem
wspólnego życia, miały już swoją historię, swoje doświadczenia.
To coś, co nas kształtuje i ma wpływ na nasze decyzje, również
te względem ukochanego człowieka. W przypadku Jodi jest to tym
bardziej widoczne, że po odejściu Todda wraca ona do wspomnień z
terapii adlerowskiej, którą przeszła jako początkująca
terapeutka, by lepiej wczuć się w położenie swoich przyszłych
pacjentów. Oczywiście to czysta fikcja pamiętać słowo w słowo
rozmowy prowadzone lata temu, ale literatura rządzi się swoimi
prawami, więc można przymknąć na to oko. Lecz jest coś innego,
czego nie potrafię zignorować. Coś, co przeszkadzało mi w
odbiorze lektury.
Na okładce możemy
przeczytać, że książka dostała nagrodę „Guardiana” dla
najlepszego thrillera. To prawda, że zapowiedź morderstwa pojawia
się bodajże już na drugiej stronie powieści. I jest to bardzo
elektryzująca wiadomość. Jednak treść „W cieniu” ma w sobie
niewiele stricte sensacyjnych elementów. Przede wszystkim „W
cieniu” nie jest thrillerem, nawet psychologicznym. Ani kryminałem
z głębią, chociaż w końcu dojdzie tu do spraw kryminalnych,
które zmienią losy głównych bohaterów. A nawet doczekamy się
śledztwa. Niemniej to nie one dominują w fabule.
A.S.Ę. Harrison bardziej
pochłania rozpisanie osobowości swoich postaci na części
pierwsze, ich wzajemne interakcje i odbiór świata, szczególnie po
rozstaniu. Jeśli miałbym określić jej prozę, nazwałabym ją
przede wszystkim psychologiczną, trochę obyczajową, ale na pewno
nie sensacyjną. Dużo łatwiej zaczęło mi się czytać „W
cieniu”, kiedy zrozumiałam, że mogę sobie odpuścić szukanie
wątków kryminalnych. Chociaż na dłuższą metę grzebanie się w
czyichś emocjach i myślach okazało się dla mnie trochę nudnawe
(„W cieniu” liczy w końcu ponad 300 stron) i po ponad połowie
pozwalałam sobie czasami na przeskakiwanie tekstu wzrokiem. W końcu byłam
przygotowana na inny typ literatury, a i ambitne podejście do tematu
Harrison zwyczajnie mnie przerosło. Na szczęście, w nagrodę
zakończenie okazało się niespodzianką i to pomysłowo niezwiązaną
z Toddem.
„W cieniu” to dobrze
napisana i skonstruowana powieść, tylko niepotrzebnie i fałszywie
sklasyfikowana jako thriller. Jako portret małżeństwa, które
kończy się na skutek zdrady, jest boleśnie przekonujący, tchnie
autentyzmem. I ma swój ciąg dalszy. Jedyne, czym grzeszy –
przynajmniej w moich oczach – to drobiazgowość i nadmiar
szczegółów. Sądzę jednak, że dla czytelników lubujących się
w psychologicznych niuansach, „W cieniu” jest jak znalazł!
Lubię psychologiczne książki, więc jest duże prawdopodobieństwo, że zajrzę i do tej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się spodoba :)
UsuńCoś mi nie zagrało w tej książce, niby wszystko ok, bardzo realistyczne i przebija się przez powierzchnię, a jakoś nie wzbudziło emocji. Dobrze się czytało, ale wrażenie wywarło niewielkie. Może dlatego, że za dużo już takich historii przeczytałam?
OdpowiedzUsuńMi przeszkadzało to, że wciąż czekałam na przemianę Jodi w morderczynię. A ta nie chciała nastąpić.Może gdybym miała inne nastawienie, to kto wie.
UsuńJa nie czekałam, nie nastawiałam się na thriller, także u mnie to nie to.
Usuń