Lydia Netzer, W blasku
gwiazd, tłum. Maria Zawadzka, wyd. Black Publishing
Przedziwna, naprawdę
przedziwna jest ta książka. Długo nie mogłam się w nią wgryźć,
pojąć, w którym kierunku zmierza opisana w niej historia.
Zatrzymywałam się na pewnych fragmentach, trochę przejęta ich
treścią i przekazem, trochę zaciekawiona, jak mają się one do
reszty, czy są tym ważniejszym ogniwem spajającym całość? „W
blasku gwiazd” trzeba czytać powoli, cierpliwie, bez oczekiwań na
dynamiczną akcję. Chociaż niekiedy dzieje się tam dużo. Nie bez
znaczenia są pojawiające się w książce wątki obyczajowe,
miłosne, a nawet science-fiction przywołujące skojarzenia z
niedawnym hitem kinowym „Grawitacją”.
Główną bohaterką „W
blasku gwiazd” jest Sunny, którą poznajemy w przełomowym dla
niej momencie. Sunny jest bogatą mieszkanką przedmieść, duszą
towarzystwa, wśród którego zamieszkała z mężem i dzieckiem
kilka lat temu. Nikt nie wie, że Sunny jest osobą łysą od
urodzenia, pozbawioną nie tylko włosów na głowie, ale nawet brwi
i rzęs. Peruki na każdą okazję, ładny, wytwornie urządzony dom
mają odwrócić uwagę od tego faktu. Podobnie jak od
ekscentryczności (dziwaczności) męża naukowca i kilkuletniego
Bubbera, który odziedziczył autystyczne geny ojca. Sunny ponownie
jest w ciąży, podczas gdy Maxon, jej mąż, zmierza rakietą na
księżyc, matka podłączona do szpitalnej aparatury powoli umiera,
a synek – mimo leków, testów i wizyt u lekarzy – zostaje
wydalony z przedszkola. Wypadek samochodowy, któremu ulega Sunny,
zrywa z jej głowy perukę. Znajomi i przyjaciele po raz pierwszy
widzą ją bez włosów. Lecz to nie ich reakcja, ale wewnętrzna
decyzja Sunny sprawia, że odrzuca ona dotychczasowe przebranie.
Odtąd autorka stosuje
metodę powolnego posuwania akcji do przodu, kierując naszą uwagę
przede wszystkim ku przeszłości, którą poznajemy z perspektywy
nie tylko Sunny, ale również Maxona, a nawet Emmy, jej matki. W tym
wypadku Netzer pozornie rezygnuje z ciągłości, a życie jej
bohaterów przypomina pokaz slajdów. W obrazkach tych nie jest
najważniejsza chronologia, ale informacje, jakie one niosą,
zwłaszcza ładunek emocjonalny. Oraz prawdę o Sunny, Emmie, Maxonie
i Bubberze. Taką ich własną, pozbawioną upiększeń na rzecz
innych, a jednocześnie piękną. Sunny wciąż jest najważniejsza,
tak jak jej macierzyńskie lęki i miłość, w imię których
chciała dostosować swoją rodzinę do innych rodzin. Wydarzenia z
przeszłości pokazują, że było to niepotrzebne, nieracjonalne,
aczkolwiek zrozumiałe.
„W blasku gwiazd”
porusza wiele kwestii. Nieograniczoną głębię miłości
rodzicielskiej. Czasem niełatwy, bo wymagający innych umiejętności
związek z człowiekiem dotkniętym autyzmem, ale też otwierający
nowe horyzonty i w szczególny sposób wspaniały. Oraz interesującą
tezę, że być może to ludzie autystyczni są następnym krokiem
ewolucji potrzebnym do skolonizowania kosmosu i radzenia sobie w
ekstremalnych warunkach (wystarczy poobserwować Maxona, by dojść
do wniosku, że to rzeczywiście możliwe, a jego „wady” w kilku
przypadkach okazują się bardziej przydatne niż odczytywanie emocji
z czyjejś twarzy).
Pozorne braki Sunny,
Maxona i Bubbera tak naprawdę nie mają znaczenia. Odróżnialiby
się, gdziekolwiek by nie zamieszkali. Liczy się to, co jest
pomiędzy nimi. Być może nie jest to specjalnie odkrywcze
przesłanie, ale podane w delikatny i wzbogacający czytelnika
sposób. Autorka unika mówienia wprost, licząc na zmysł obserwacji
czytelnika, który sam wyciągnie wnioski co do natury więzi
pomiędzy bliskimi Sunny. Co ciekawe, „W blasku gwiazd” nie jest
przesiąknięte niskim poczuciem wartości, którego można by się
spodziewać po bohaterach tak nietypowych, odstających od tzw.
normalnego, zdrowego ogółu. Może troszkę tu lęku Sunny, która
nie chce, by ktoś stygmatyzował jej dzieci. I poczucia winy, gdy
zdaje sobie ona sprawę z bezsensowności działań mających ukryć
„defekty” jej samej oraz Maxona i Bubbera. Oraz tego, że mimo
chęci nie jest w stanie odwdzięczyć się matce za jej bezgraniczną
miłość i opiekę.
„W blasku gwiazd”
promieniuje pozytywną, bardzo subtelną energią. To jednocześnie
największy aut tej powieści, ale też jej słabość, bo jak
napisałam na początku, trzeba cierpliwie czekać, aż ukaże nam
się jej pełny przekaz, zanim docenimy jej niekrzykliwą
oryginalność. To nie jest książka do szybkiego połykania i
czytania byle gdzie. „W blasku gwiazd” wymaga naszego czasu i
uwagi. Dopiero wtedy nas sobą nagrodzi.
Kusi ta książka, choć nie lubię tak długo czekać, aż zacznie się coś dziać.
OdpowiedzUsuńDoskonale to rozumiem. Jednak w tej książce wszystko ma swój czas i miejsce, niczego się nie przyśpieszy, przerzucając kartki, a można wiele stracić. Naprawdę ciekawie ujmuje temat tego, co uważamy za inność.
UsuńWyciągnęłaś tę książkę na plus - dla mnie była kiepsko napisana i z wyjątkowo irytującą bohaterką. Owszem ten wątek, o jakim piszesz: autyzm naszą przyszłością (a właściwie Asperger, bo jednak ludzie z pełnym autyzmem nie mają w ogóle kontaktu ze światem) - obiecujący, gdyby to nim autorka się zajęła, a nie skupiała się na wyglądzie Sunny.
OdpowiedzUsuńKażdy ma prawo do własnej opinii i odczuć. Akurat uważam, że wygląd Sunny ma duże znaczenie. To, że nagle zaczęła go ukrywać, zaczęła się go wstydzić (wbrew temu, czego nauczyła ją matka) rzutowało na jej więź z mężem i synem, budziło obawy co do nienarodzonej jeszcze córki. Tak więc w przypadku Sunny wątek inności jest równie ważny, co w przypadku autyzmu Maxona i Bubbera.
Usuń