czwartek, 26 marca 2015

Valérie Trierweiler, Dziękuję za te chwile




Trierweiler, Dziękuję za te chwile, tłum. Michał Krzykawski, wyd. Black Publishing

O Valérie Trierweiler usłyszałam po raz pierwszy ponad rok temu, gdy świat obiegła informacja, że jej życiowy partner, prezydent Francji François Hollande oficjalnie zakończył ich związek. Nie było tajemnicą, że przyczynił się do tego jego romans z inną kobietą. „Dziękuję za te chwile” jest odpowiedzią Trierweiler na suchy komunikat prasowy, którym posłużył się Hollande. Reakcją kobiety nie tyle zdradzonej, co zawiedzionej o jeden raz za dużo i głęboko zranionej.

Można oczywiście zadać pytania, czy wszystkie sytuacje, które opisuje była pierwsza dama Francji rzeczywiście miały miejsce? Czy jej odczucia nie były zbyt subiektywne? I czy naprawdę miewała większe wyczucie polityczne i trzeźwiejszy osąd niż jej partner? Trudno mi na nie odpowiedzieć. Zwłaszcza na to ostatnie. Pod tym względem „Dziękuję za te chwile” może się okazać dużo ciekawsze dla Francuzów na bieżąco śledzących meandry polityki wewnętrznej swojego kraj. Po lekturze książki Valérie Trierweiler wiem jednak, że jej wyznania nie są histerycznym, emocjonalnym bełkotem. Może trochę chaotyczne, ale napisane zostały przez osobę racjonalną, kogoś aktywnego i obdarzonego umiejętnością analizowania. I kto nigdy nie widział się wyłącznie w roli pięknego dodatku do mężczyzny sukcesu.

Potok czasem gorzkich spostrzeżeń i słów to efekt kilkuletniego milczenia na swój temat i prób ignorowania wydawanych odgórnie sądów wobec jej osoby. Postrzeganej przez media - których o ironio! sama była częścią jako dziennikarka - jako niszczycielkę cudzych małżeństw, „burżujkę”, której władza uderzyła do głowy i chętnie trwoniącą publiczne pieniądze. Valérie Trierweiler broni się opowieściami o satysfakcjonującej działalności charytatywnej, zakupach w dyskontach i korzystaniu z last minute, rozumieniu postawy nieakceptujących jej u boku ojca dzieci Hollande'a, o ubogim, ale szczęśliwym dzieciństwie. Wreszcie o drobnych szansach podsuwanych przez los (w osobie samego prezydenta Mitteranda) oraz pracowitości, które mimo braku ukończenia którejś z prestiżowych szkół wyższych pozwoliły jej zdobywać doświadczenie w dziennikarstwie politycznym i wreszcie uznanie w zawodzie. To z tego okresu pochodzi jej przyjaźń z Hollandem, która dopiero po kilkunastu latach przerodzi się w coś głębszego. A i wtedy - trzeba o tym pamiętać – nikt w Hollandzie nie widział przyszłego prezydenta.

To, co jednak Valérie Trierweiler boli najbardziej, to zmiany w stosunku do niej ze strony ukochanego mężczyzny, którego chciała profesjonalnie wspierać wiedzą zdobytą poprzez lata pracy w mediach. Po wygranych wyborach coraz częściej demonstrował on w ich związku obojętność, brak empatii i zainteresowania jej sprawami. Pojawiały się przykre uwagi, ignorowanie dobrych rad, a co gorsza dwulicowość i brak zaufania okazywane przy okazji spraw prywatnych i zawodowych.

Z kart „Dziękuję za te chwile” wyłania się portret kobiety nowoczesnej, inaczej pojmującej partnerstwo i zaangażowanej nie tylko na polu uczuć. Jej wyznania odsłaniają wiele, ale nie przekraczają granic dobrego smaku czy najgłębiej pojmowanej prywatności. Dlatego ktoś, kto lubi plotki nie dowie się, co prezydencka para jadała na śniadania ani co szeptała sobie w intymnych chwilach. Z książki Valérie Trierweiler bije rozżalenie i potrzeba rozwiania wszelkich wątpliwości. Ale nie tylko. Czuć w niej też silne poczucie własnej wartości, która nie pozwala na przełykanie kolejnych gorzkich pigułek. Życzę autorce, by wydanie „Dziękuję za te chwile” wyzwoliło ją od przeszłości. Zresztą taki chyba był jej zamiar.

2 komentarze :

  1. Valérie Trierweiler odbiła Hollanda Segolene Royal (i zdaje się o tym zapomniała), dlatego jej żale na temat jego niewierności i dwulicowości obieram jako przejaw hipokryzji samej Trierweiler

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapomniała i jest to wyraźnie powiedziane w tej książce. Tak jak nie zapomniała swojego męża, którego dla F.H. zostawiła. Poza tym kwestia niewierności F.H. według jej relacji nie była akurat tym, co zabolało najmocniej. Stała się raczej gwoździem do trumny związku, który od jakiegoś czasu źle funkcjonował. Zdaniem V. T. nie z jej winy. Jej prawo tak uważać i czuć. Jak było naprawdę, co sądzą na temat pozostałe zainteresowane strony (łącznie z Segolene Royal) nie mam pojęcia. Dlatego nie nazywam nikogo hipokrytą.

      Usuń