Trierweiler, Dziękuję za te chwile, tłum. Michał Krzykawski, wyd.
Black Publishing
O Valérie
Trierweiler usłyszałam po raz pierwszy ponad rok temu, gdy świat
obiegła informacja, że jej życiowy partner, prezydent Francji
François Hollande
oficjalnie zakończył ich związek. Nie było tajemnicą, że
przyczynił się do tego jego romans z inną kobietą. „Dziękuję
za te chwile” jest odpowiedzią Trierweiler na suchy komunikat
prasowy, którym posłużył się Hollande. Reakcją kobiety nie tyle
zdradzonej, co zawiedzionej o jeden raz za dużo i głęboko
zranionej.
Można oczywiście zadać
pytania, czy wszystkie sytuacje, które opisuje była pierwsza dama
Francji rzeczywiście miały miejsce? Czy jej odczucia nie były zbyt
subiektywne? I czy naprawdę miewała większe wyczucie polityczne i
trzeźwiejszy osąd niż jej partner? Trudno mi na nie odpowiedzieć.
Zwłaszcza na to ostatnie. Pod tym względem „Dziękuję za te
chwile” może się okazać dużo ciekawsze dla Francuzów na
bieżąco śledzących meandry polityki wewnętrznej swojego kraj. Po
lekturze książki Valérie
Trierweiler wiem jednak, że jej wyznania nie są histerycznym,
emocjonalnym bełkotem. Może trochę chaotyczne, ale napisane
zostały przez osobę racjonalną, kogoś aktywnego i obdarzonego
umiejętnością analizowania. I kto nigdy nie widział się
wyłącznie w roli pięknego dodatku do mężczyzny sukcesu.
Potok czasem gorzkich
spostrzeżeń i słów to efekt kilkuletniego milczenia na swój
temat i prób ignorowania wydawanych odgórnie sądów wobec jej
osoby. Postrzeganej przez media - których o ironio! sama była
częścią jako dziennikarka - jako niszczycielkę cudzych małżeństw,
„burżujkę”, której władza uderzyła do głowy i chętnie
trwoniącą publiczne pieniądze. Valérie
Trierweiler broni się opowieściami o satysfakcjonującej
działalności charytatywnej, zakupach w dyskontach i korzystaniu z
last minute, rozumieniu postawy nieakceptujących jej u boku ojca
dzieci Hollande'a, o ubogim, ale szczęśliwym dzieciństwie.
Wreszcie o drobnych szansach podsuwanych przez los (w osobie samego
prezydenta Mitteranda) oraz pracowitości, które mimo braku
ukończenia którejś z prestiżowych szkół wyższych pozwoliły
jej zdobywać doświadczenie w dziennikarstwie politycznym i wreszcie
uznanie w zawodzie. To z tego okresu pochodzi jej przyjaźń z
Hollandem, która dopiero po kilkunastu latach przerodzi się w coś
głębszego. A i wtedy - trzeba o tym pamiętać – nikt w
Hollandzie nie widział przyszłego prezydenta.
To, co jednak Valérie
Trierweiler boli najbardziej, to zmiany w stosunku do niej ze strony
ukochanego mężczyzny, którego chciała profesjonalnie wspierać
wiedzą zdobytą poprzez lata pracy w mediach. Po wygranych wyborach
coraz częściej demonstrował on w ich związku obojętność, brak
empatii i zainteresowania jej sprawami. Pojawiały się przykre
uwagi, ignorowanie dobrych rad, a co gorsza dwulicowość i brak
zaufania okazywane przy okazji spraw prywatnych i zawodowych.
Z kart „Dziękuję za te
chwile” wyłania się portret kobiety nowoczesnej, inaczej
pojmującej partnerstwo i zaangażowanej nie tylko na polu uczuć.
Jej wyznania odsłaniają wiele, ale nie przekraczają granic dobrego
smaku czy najgłębiej pojmowanej prywatności. Dlatego ktoś, kto
lubi plotki nie dowie się, co prezydencka para jadała na śniadania
ani co szeptała sobie w intymnych chwilach. Z książki Valérie
Trierweiler bije rozżalenie i potrzeba rozwiania wszelkich
wątpliwości. Ale nie tylko. Czuć w niej też silne poczucie
własnej wartości, która nie pozwala na przełykanie kolejnych
gorzkich pigułek. Życzę autorce, by wydanie „Dziękuję za te
chwile” wyzwoliło ją od przeszłości. Zresztą taki chyba był
jej zamiar.
Valérie Trierweiler odbiła Hollanda Segolene Royal (i zdaje się o tym zapomniała), dlatego jej żale na temat jego niewierności i dwulicowości obieram jako przejaw hipokryzji samej Trierweiler
OdpowiedzUsuńNie zapomniała i jest to wyraźnie powiedziane w tej książce. Tak jak nie zapomniała swojego męża, którego dla F.H. zostawiła. Poza tym kwestia niewierności F.H. według jej relacji nie była akurat tym, co zabolało najmocniej. Stała się raczej gwoździem do trumny związku, który od jakiegoś czasu źle funkcjonował. Zdaniem V. T. nie z jej winy. Jej prawo tak uważać i czuć. Jak było naprawdę, co sądzą na temat pozostałe zainteresowane strony (łącznie z Segolene Royal) nie mam pojęcia. Dlatego nie nazywam nikogo hipokrytą.
Usuń