piątek, 6 marca 2015

Katarzyna Tubylewicz, Rówieśniczki




Katarzyna Tubylewicz, Rówieśniczki, czyta Anna Szawiel, wyd. Biblioteka Akustyczna

To prawda, że przy słuchaniu audiobooków równie ważny jak treść czytanej powieści jest głos lektora i jego umiejętność posługiwania się nim. Miałam już do czynienia z lektorką, której brakowało dykcji i płynności oraz taką, której głos brzmiał zbyt dojrzale jak na dwudziestoparoletnią narratorkę. Pierwszy przypadek* zdzierżyłam dzięki rewelacyjnym Annom: Seniuk i Guzik, zawodowym aktorkom, w drugim** – zrezygnowałam ze słuchania. W dodatku wolę czytających mężczyzn. To takie przyzwyczajenie nabyte dzięki telewizji, która w tej roli praktycznie nie zatrudniała żadnych kobiet, poza jedną i to z rzadka. Anna Szawiel, jak się okazało również aktorka, po odsłuchaniu powieści Tubylewicz, stała się moją kolejną ulubienicą, trzecią Anną, wyborną lektorką, dzięki której trzy bohaterki „Rówieśniczek” stanęły przede mną jak żywe. Zwłaszcza Sabina, prawdziwa gwiazda wśród plejady kobiecych postaci polskiej literatury. Ale to też zasługa przede wszystkim Katarzyny Tubylewicz.

Rówieśniczki” opowiadają o trzech przyjaciółkach z dzieciństwa, które po latach rozłąki spotykają się w Sztokholmie i próbują podjąć dawną znajomość w miejscu, w którym uległa ona... nie, nie zerwaniu, raczej rozmyciu. Nie jest to oczywiście możliwe. Chociaż wciąż widzą w sobie dziewczynki i znajome do bólu nastolatki, każda z nich od tego czasu zaszła o wiele dalej, zaznała doświadczeń, z którymi niekoniecznie chce lub umie się podzielić z pozostałymi. Jako czytelnicy/słuchacze poznamy ich sekrety i wątpliwości, podglądniemy je w sytuacjach samotności, w kontaktach z ludźmi z obecnego życia, przytłoczone zupełnie nowymi problemami do rozwiązania. Stopniowo dowiemy się, co spotkało je podczas wchodzenia w dorosłość. Teraźniejszą narrację będą uzupełniać wspomnienia z lat szkolnych, czasów największej przyjaźni. I tu ciekawostka – Katarzyna Tubylewicz nie idealizuje dziewczęcej zażyłości. Była ona trwała w kontrze do reszty świata, podczas gdy wewnątrz grupy dochodziło do przetasowań, drobnych złośliwostek i ustawiania. W tym negatywną rolę odgrywa przede wszystkim Sabina, najciekawsza postać powieści, mimo religijnej hipokryzji, manipulowania faktami i posługiwania się uproszczoną wizją rzeczywistości, która jest tylko czarno-biała.

W porównaniu z Zosią, która jako Sophie chce zatonąć bezboleśnie w szwedzkości u boku idealnego szwedzkiego męża, czy Joasią, która wbrew sobie podporządkowuje się interesom ambitnego męża, Sabina przewyższa je obie zaradnością i brakiem wątpliwości. Prze przez życie jak buldożer, żądając, by to inni dostosowali się do niej. I nie bierze pod uwagę odmowy. Jest fascynująco demoniczna i kołtuńska zarazem. Na szczęście jej nie tak krzykliwe koleżanki również mają swoje historie i nie pozwalają się jak kiedyś łatwo zdominować. Akurat męskie postacie stanowią raczej tło dla tego kobiecego tria. Panowie są zarysowani dość banalnie i stereotypowo, choć mają oczywiście do odegrania swoje role i wpływ na nasze bohaterki.

To, co najważniejsze w „Rówieśniczkach”, rozgrywa się pomiędzy kobietami, z czasem staje się impulsem do zmian. Niekoniecznie takich, jakich byśmy się spodziewali. Tubylewicz ma to do siebie, że ciekawie prowadzi narrację. Lubi wykorzystywać pewne schematy w naszym myśleniu, sugerować zwroty akcji, które okazują się czym innym, niż sądziliśmy, że będą. Całkiem sprytnie i nietypowo jak na historię, której celem jest zobrazowanie pozornie łatwych międzyludzkich relacji. Zwłaszcza między kobietami, które powinny być (przynajmniej wobec siebie) słodkie, współczujące i oddane. A nie są. Tubylewicz pozwala swoim bohaterkom być sobą. Czterdziestolatkami, które nie muszą udowadniać wszystkim, że są zawsze radosne jak Pollyanna czy romantyczne jak Ania z Zielonego Wzgórza.

Rówieśniczki” to opowieść obyczajowa, która wręcz kipi od emocji. Przy okazji pokazuje zaściankowość i piekiełko funkcjonowania polskiej ambasady (podobno to fikcyjny obraz, za to niepokojąco zbieżny z wizją polskiej placówki dyplomatycznej w Brukseli w "Bokserce" Grażyny Plebanek ). Niejednoznacznie odnosi się do Szwedów, wytykając im w najlepszym razie bezbarwność, poprawną tolerancję i udawany egalitaryzm. A przede wszystkim zrywa z mitem beztroskiego dzieciństwa i serdecznej przyjaźni na wieki. Amen.


KATARZYNA TUBYLEWICZ
Pisarka, publicystka i tłumaczka z języka szwedzkiego (przełożyła m.in. kilka powieści Majgull Axelsson i trylogię Jonasa Gardella). Od kilkunastu lat mieszka w Szwecji. W latach 2006–2012 była dyrektorką Instytutu Polskiego w Sztokholmie. „Rówieśniczki” są jej drugą powieścią, po debiutanckich „Własnych miejscach” z 2005 roku. 

Wywiad z Katarzyna Tubylewicz o "Rówieśniczkach":



*„Służące” Kathryn Stockett

**„Dobra krew” Magdaleny Skopek

2 komentarze :

  1. skoro jest tyle emocji, to chętnie sięgnę po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż zazdroszczę. Na mnie czekają kolejne książki, ale "Rówieśniczek", zwłaszcza Sabiny, nie zapomnę.

      Usuń