czwartek, 12 marca 2015

Lydia Netzer, W blasku gwiazd




Lydia Netzer, W blasku gwiazd, tłum. Maria Zawadzka, wyd. Black Publishing

Przedziwna, naprawdę przedziwna jest ta książka. Długo nie mogłam się w nią wgryźć, pojąć, w którym kierunku zmierza opisana w niej historia. Zatrzymywałam się na pewnych fragmentach, trochę przejęta ich treścią i przekazem, trochę zaciekawiona, jak mają się one do reszty, czy są tym ważniejszym ogniwem spajającym całość? „W blasku gwiazd” trzeba czytać powoli, cierpliwie, bez oczekiwań na dynamiczną akcję. Chociaż niekiedy dzieje się tam dużo. Nie bez znaczenia są pojawiające się w książce wątki obyczajowe, miłosne, a nawet science-fiction przywołujące skojarzenia z niedawnym hitem kinowym „Grawitacją”.

Główną bohaterką „W blasku gwiazd” jest Sunny, którą poznajemy w przełomowym dla niej momencie. Sunny jest bogatą mieszkanką przedmieść, duszą towarzystwa, wśród którego zamieszkała z mężem i dzieckiem kilka lat temu. Nikt nie wie, że Sunny jest osobą łysą od urodzenia, pozbawioną nie tylko włosów na głowie, ale nawet brwi i rzęs. Peruki na każdą okazję, ładny, wytwornie urządzony dom mają odwrócić uwagę od tego faktu. Podobnie jak od ekscentryczności (dziwaczności) męża naukowca i kilkuletniego Bubbera, który odziedziczył autystyczne geny ojca. Sunny ponownie jest w ciąży, podczas gdy Maxon, jej mąż, zmierza rakietą na księżyc, matka podłączona do szpitalnej aparatury powoli umiera, a synek – mimo leków, testów i wizyt u lekarzy – zostaje wydalony z przedszkola. Wypadek samochodowy, któremu ulega Sunny, zrywa z jej głowy perukę. Znajomi i przyjaciele po raz pierwszy widzą ją bez włosów. Lecz to nie ich reakcja, ale wewnętrzna decyzja Sunny sprawia, że odrzuca ona dotychczasowe przebranie.

Odtąd autorka stosuje metodę powolnego posuwania akcji do przodu, kierując naszą uwagę przede wszystkim ku przeszłości, którą poznajemy z perspektywy nie tylko Sunny, ale również Maxona, a nawet Emmy, jej matki. W tym wypadku Netzer pozornie rezygnuje z ciągłości, a życie jej bohaterów przypomina pokaz slajdów. W obrazkach tych nie jest najważniejsza chronologia, ale informacje, jakie one niosą, zwłaszcza ładunek emocjonalny. Oraz prawdę o Sunny, Emmie, Maxonie i Bubberze. Taką ich własną, pozbawioną upiększeń na rzecz innych, a jednocześnie piękną. Sunny wciąż jest najważniejsza, tak jak jej macierzyńskie lęki i miłość, w imię których chciała dostosować swoją rodzinę do innych rodzin. Wydarzenia z przeszłości pokazują, że było to niepotrzebne, nieracjonalne, aczkolwiek zrozumiałe.

W blasku gwiazd” porusza wiele kwestii. Nieograniczoną głębię miłości rodzicielskiej. Czasem niełatwy, bo wymagający innych umiejętności związek z człowiekiem dotkniętym autyzmem, ale też otwierający nowe horyzonty i w szczególny sposób wspaniały. Oraz interesującą tezę, że być może to ludzie autystyczni są następnym krokiem ewolucji potrzebnym do skolonizowania kosmosu i radzenia sobie w ekstremalnych warunkach (wystarczy poobserwować Maxona, by dojść do wniosku, że to rzeczywiście możliwe, a jego „wady” w kilku przypadkach okazują się bardziej przydatne niż odczytywanie emocji z czyjejś twarzy).

Pozorne braki Sunny, Maxona i Bubbera tak naprawdę nie mają znaczenia. Odróżnialiby się, gdziekolwiek by nie zamieszkali. Liczy się to, co jest pomiędzy nimi. Być może nie jest to specjalnie odkrywcze przesłanie, ale podane w delikatny i wzbogacający czytelnika sposób. Autorka unika mówienia wprost, licząc na zmysł obserwacji czytelnika, który sam wyciągnie wnioski co do natury więzi pomiędzy bliskimi Sunny. Co ciekawe, „W blasku gwiazd” nie jest przesiąknięte niskim poczuciem wartości, którego można by się spodziewać po bohaterach tak nietypowych, odstających od tzw. normalnego, zdrowego ogółu. Może troszkę tu lęku Sunny, która nie chce, by ktoś stygmatyzował jej dzieci. I poczucia winy, gdy zdaje sobie ona sprawę z bezsensowności działań mających ukryć „defekty” jej samej oraz Maxona i Bubbera. Oraz tego, że mimo chęci nie jest w stanie odwdzięczyć się matce za jej bezgraniczną miłość i opiekę.

W blasku gwiazd” promieniuje pozytywną, bardzo subtelną energią. To jednocześnie największy aut tej powieści, ale też jej słabość, bo jak napisałam na początku, trzeba cierpliwie czekać, aż ukaże nam się jej pełny przekaz, zanim docenimy jej niekrzykliwą oryginalność. To nie jest książka do szybkiego połykania i czytania byle gdzie. „W blasku gwiazd” wymaga naszego czasu i uwagi. Dopiero wtedy nas sobą nagrodzi.

4 komentarze :

  1. Kusi ta książka, choć nie lubię tak długo czekać, aż zacznie się coś dziać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale to rozumiem. Jednak w tej książce wszystko ma swój czas i miejsce, niczego się nie przyśpieszy, przerzucając kartki, a można wiele stracić. Naprawdę ciekawie ujmuje temat tego, co uważamy za inność.

      Usuń
  2. Wyciągnęłaś tę książkę na plus - dla mnie była kiepsko napisana i z wyjątkowo irytującą bohaterką. Owszem ten wątek, o jakim piszesz: autyzm naszą przyszłością (a właściwie Asperger, bo jednak ludzie z pełnym autyzmem nie mają w ogóle kontaktu ze światem) - obiecujący, gdyby to nim autorka się zajęła, a nie skupiała się na wyglądzie Sunny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma prawo do własnej opinii i odczuć. Akurat uważam, że wygląd Sunny ma duże znaczenie. To, że nagle zaczęła go ukrywać, zaczęła się go wstydzić (wbrew temu, czego nauczyła ją matka) rzutowało na jej więź z mężem i synem, budziło obawy co do nienarodzonej jeszcze córki. Tak więc w przypadku Sunny wątek inności jest równie ważny, co w przypadku autyzmu Maxona i Bubbera.

      Usuń