Mons Kallentoft, Duchy
wiatru, tłum. Anna Krochmal i Robert Kędzierski, wyd. Dom
Wydawniczy REBIS
Niepełnosprawny staruszek
wiesza się na kablu od dzwonka przywołującego pielęgniarkę.
Samobójstwo? Być może, gdyby nie to, że zmarły miał w sobie
dużą chęć do życia i ciekawość świata. Ba, jeszcze niedawno
wysyłał listy krytykujące prywatną spółkę, która wykupiła za
bezcen wiele państwowych domów starców, w tym także ten, w którym
mieszkał. Po sekcji zwłok policja nie ma wątpliwości, że Konrad
Karlsson nie zginął z własnej ręki. Brzmi to intrygująco,
prawda? Ale „Duchy wiatru” to coś więcej niż tylko dobry pomysł na fabułę
i kilka odpowiedzi do wyboru na pytanie: kto zabił? A to już
zasługa autora powieści, kolejnej z cyklu, w której pojawia się
komisarz Malin Fors.
Mons Kallentoft należy do
tych skandynawskich pisarzy, dzięki którym literatura sensacyjna
przestała być czczą rozrywką służącą zabijaniu czasu, a
kryminały banalnymi czytadłami. Do tego Kallentoft wypracował swój
własny wyrazisty styl, który wyróżnia go z tego i tak znakomitego
grona. Zgrabna intryga jest tylko jego częścią, podobnie jak
postać głównej bohaterki, Malin Fors. Fabuła pomysłowo nie
skupia się wyłącznie na nich, chociaż to oczywiście oni są
najważniejsi. Poszczególne rozdziały lub ich części to także
wgląd w psychikę i życiowe sprawy mniej lub bardziej drugorzędnych
postaci, co delikatnie sugeruje, że przełom może (ale nie musi)
nastąpić z ich strony. Różne postawy i doświadczenia, bieżące
przemyślenia to także sposób na pokazanie, że treść książki
nie ogranicza się tylko do sprawy morderstwa, ale ma psychologiczną
głębię, ważni są w niej ludzie jako tacy. Kallentoft oddaje głos
nawet zmarłemu, który po śmierci obserwuje działania żywych,
wspomina i rozlicza się z ziemską przeszłością. Nieprzypadkową
dezorientację wprowadza również nieznany z imienia i nazwiska
narrator, emocjonalny, chaotycznie wyrażający myśli, niepewny
ostatecznego celu, do którego zmierza.
Mons Kallentoft stara się
jak najnaturalniej oddać specyfikę prawdziwego życia, które -
nawet wśród policjantów - nie kręci się tylko wokół
przestępstw. Plusem jest też to, że jego powieści można czytać
niezależnie od siebie. Wnioskuję to po „Duchach wiatru”, które
mimo pewnych wzmianek o wydarzeniach z przeszłości, nie robią
wrażenia historii wyrwanej z większej całości. Niemniej
przyznaję, że z pewnymi wątkami dotyczącymi Malin Fors i jej
kolegów z pracy chętnie bym się bliżej zapoznała. Tak jak z
pomysłami Kallentofta na inne zbrodnie, które - być może tak jak
w „Duchach wiatru” - są punktem wyjścia do pokazania jakiejś
szerszej perspektywy, zwrócenia uwagi na jakiś ważny społecznie
problem. W „Duchach wiatru” jest to kwestia zarabiania dużych
pieniędzy kosztem najsłabszych. Nieproporcjonalność między
zarobkami tych, którzy pracują najciężej, a tymi, którzy nimi
zarządzają. Wreszcie nieunikniona zależność od innych, która
przychodzi wraz z wiekiem.
„Duchy wiatru” są
harmonijnie skonstruowane, przemyślane w każdym szczególe. Nie da
się ich czytać po łebkach. To znaczy można robić, tylko nie wiem
po co. Szkoda marnować w ten sposób dobrą powieść. Lepiej
przystosować się do jej tempa, dać się powoli wciągać do świata
jej bohaterów i zastanowić nad naszym własnym. Czy czasem nie robi
się za bardzo podobny do powieściowej rzeczywistości.
Przy okazji chciałbym
zwrócić uwagę na wysoką jakość wydania książki. Cykl o Malin
Fors to chyba jedyna seria kryminalna z tak przykuwającymi
wzrok okładkami i w eleganckich obwolutach. Sam ich wygląd robi
wrażenie.
Również bardzo lubię Kallentofta - za styl, wyważenie i dobre podejście do społecznych problemów. Cykl o Malin Fors to moja ulubiona kryminalna seria, właśnie nadrabiam braki ze środkowych części, bo niefortunnie czytałam całość niezbyt po kolei. ;)
OdpowiedzUsuńJa również mam sporo do nadrobienia :)
Usuń