Roma Ligocka, Droga Romo,
wyd. Wydawnictwo Literackie
Mam problem z Romą
Ligocką. Jej najnowsza książka równie mnie złości, co rozczula.
Złości, bo niewiele różni się od wcześniejszej, zatytułowanej
„Dobre dziecko”. Właściwie można uznać „Drogą Romę” za
jej kontynuację. Bohaterka dorasta, dojrzewa, bliżej jej do
dorosłości, a jednocześnie jakaś jej część wciąż pozostaje
dzieckiem – niepewnym siebie, wyczekującym, pragnącym
samodzielności i zarazem pozostawiającym prawo do decydowania o
sobie innym. Tę dziecinność i dopiero co rozkwitającą kobiecość
widać nawet na zdjęciach z prywatnego archiwum autorki,
ilustrujących treść tej powieści opartej na motywach z jej
życiorysu.
„Droga Romo” rozczula,
ponieważ Roma Ligocka aż za dobrze uchwyciła stan zawieszenia
pomiędzy dwoma etapami życia, gdy fizyczna dojrzałość nie idzie
w parze z doświadczeniem życiowym, a wchodzenie w dorosłość bywa
udręką. Młoda Roma stara się maskować bezbronność udawanym
obyciem, odpowiednimi rekwizytami, milczeniem i pięknymi,
eleganckimi strojami przysyłanymi przez matkę z Wiednia. Te
ostatnie to prawdziwy rarytas w powojennej szarzyźnie Krakowa. Razem
z dziewczęcym wdziękiem są jednak słabą tarczą wobec tych
bardziej wyrobionych, doświadczonych i trochę już cynicznych. Dla
kogoś wewnętrznie niepewnego, takiego jak młodziutka Roma, ich
swobodny tryb życia może być pociągający, oferujący wiele
możliwości, wydaje się pozbawiony wad, które są łatwo
dostrzegalne dla kogoś starszego.
Stan ducha głównej
bohaterki poznajemy dzięki prowadzonej przez nią samą narracji.
Ale ta książka posiada również inne narratorki. Dorosłą Romę,
ciepłą i wyrozumiałą wobec tej młodszej, z której chciałaby
ściągnąć piętno samotności i wstydu za nietrafione decyzje.
Oraz matkę, której listy – mimo że pełne troski i dobrej woli –
niezamierzenie są niczym policzki odbierające do reszty poczucie
wartości. To pierwszy z tych listów kazał mi spojrzeć łaskawszym
okiem na „Droga Romę”. Sama jestem matka i wiem, po prostu wiem,
że sama pisałabym listy w podobnym tonie, nie zdając sobie sprawy,
jakie spustoszenia mogłyby spowodować. Z tego, co czytałam w
wywiadach z autorką, wynika, że „Drogą Romę” pisała ona z
myślą o młodych kobietach, które niedawno przekroczyły próg
dorosłości. Jednak jej proza może dać też dużo do myślenia
starszym czytelnikom, tym, którzy są rodzicami i których rolą
jest psychiczne wspieranie dziecka także wtedy, gdy przestaje ono
nim być. To wbrew pozorom trudna sztuka i łatwo ją zarzucić.
„Droga Roma” należy
do powieści, w których ważniejsze jest życie wewnętrzne
bohaterów, aniżeli świat zewnętrzny. Pomimo to uważny czytelnik
rozpozna Polskę lat 50., a najwyraźniejszą wskazówką będzie dla
niego choćby otwarcie krakowskiej Piwnicy Pod Baranami. To zresztą
ten fragment książki, w którym pojawia się najwięcej znanych
nazwisk. Dla młodej Romy dużo bardziej znaczące jest jednak
ostateczne pożegnanie z dzieciństwem i towarzyszące mu poczucie
wyobcowania. Na nich skupia się narracja Ligockiej, prosta i
niewyszukana, za to trafiająca w sedno.
Uwielbiam książki Ligockiej..i chyba niewiele potrafi mnie do niej zniechęcić. Nie czytałam, ale zrobię to na pewno.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie nie zniechęcam :)
Usuń