poniedziałek, 16 lutego 2015

Ransom Riggs, Osobliwy dom pani Peregrine



Ransom Riggs, Osobliwy dom pani Peregrine, tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska, wyd. Media Rodzina

Osobliwy dom pani Peregrine” wyróżnia się na tle powieści, czy to młodzieżowych czy to tych dla dorosłych. Jej okładka ma w sobie taką tajemniczość i posępność, które zdają się krzyczeć: zajrzyj do mnie! zajrzyj! Podobnie działa tytuł z pomysłowo użytym, rzadko spotykanym przymiotnikiem „osobliwy” i zagadkowa fotografia małej, pozbawionej uśmiechu dziewczynki, która lekko unosi się nad ziemią. To jedno z wielu biało-czarnych zdjęć, które ilustrują tę książkę w środku. Co ciekawe pochodzą one z prywatnych kolekcji i poza niewielkimi poprawkami nie zostały poddane obróbkom technicznym. Riggs robi wszystko, by dla nas stały się częścią fabuły i trzeba przyznać, udaje mu się to znakomicie.

Siłą tej powieści przez dłuższy czas jest jej niejednoznaczność i zagadkowy charakter. Podoba mi się, że tak trudno od razu ją sklasyfikować i przyporządkować do konkretnego typu literatury. Mam ona w sobie elementy fantastyki, a nawet horroru, pewne cechy powieści skoncentrowanej na odkrywaniu rodzinnych sekretów i szczyptę prozy wojennej, choć wszystko w nie za dużych dawkach. Ale długo nie wiadomo, które z nich przeważą nad innymi, czy pewne wątki się rozwiną i jakie niespodzianki przygotował dla czytelników i swojego głównego bohatera autor.

Bohaterem tym jest młody chłopak, Amerykanin imieniem Jakob, mocno związany ze swoim dziadkiem. To on raczył go niesamowitymi opowieściami z czasów swojej młodości o sierocińcu na pewnej walijskiej wyspie i atmosferze radości i bezpieczeństwa, która tam panowała. O ochronie przed wojną i potworami, którą to miejsce zapewniało. W historyjkach tych mieszał prawdę ze zmyśleniem. Tak przynajmniej myślał Jacob, dopóki nie jego dziadek nie zmarł w dziwnych okolicznościach, a on sam zaczął obawiać się, że postradał rozum. By dowiedzieć się czegoś więcej o dziadku, zrozumieć jego nieprawdopodobne opowiastki i w końcu zlikwidować ich wpływ na swoje postrzeganie rzeczywistości, Jakob udaje się na walijską wyspę, gdzie znajdował się sierociniec prowadzony przez panią Peregrine.

Cieszy, że po dojściu do tego punktu aura niesamowitości nadal się utrzymuje. Nic nie jest od razu dla Jakoba pewne i zrozumiałe. Powoli przedziera się on przez kolejne fakty, a raczej przez same niewiadome. Tak jest mniej więcej przez trzy czwarte książki. Reszta nie ma już takiej mocy, zmienia się w opowieść przygodową, opartą na walce dobra ze złem. W moim odczuciu wyjaśnienie poszczególnych wątków nie poszło autorowi tak dobrze, jak wcześniejsze podsycanie naszej ciekawości i budowanie nastroju. Z jednej strony doceniam Riggsa za to, że wpadł na oryginalny pomysł co do charakteru podopiecznych pani Peregrine, zamiast eksploatować elfy, wróżki czy chociażby kosmitów. Z drugiej strony konflikt w ich wewnętrznym świecie wypada dość blado w porównaniu z większą częścią fabuły. Wydaje się naciągany i przeznaczony raczej dla niewyrobionych czytelników, czyli rzeczywiście młodzieży.

W księgarniach jest już dostępna kontynuacja „Osobliwego domu...” - „Miasto cieni”. Chociaż trochę zmęczyła mnie końcówka pierwszego tomu, nie mogę powiedzieć, że wiem, czego mogę się spodziewać po drugiej części. Muszę wprost przyznać, że Ransom Rigss – mimo niedopracowania tematu w satysfakcjonujący mnie sposób - umie zaintrygować. A to już coś. Dlatego się nie zarzekam, że na pewno nie sięgnę po ciąg dalszy. Czy będzie warto? To się okaże.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz