Paul Glaser, Tańcząc z
wrogiem, tłum. Norbert Radomski, wyd. Dom Wydawniczy REBIS
Nie wiem, dlaczego
założyłam, że „Tańcząc z wrogiem” jest całkowicie fikcyjną
historią. Tymczasem jej bohaterka, Rosie Glaser, istniała naprawdę
i rzeczywiście uczyła tańczyć esesmanów w Auschwitz. To jednak
tylko jedno z jej przeżyć, krótki epizod wojennych lat, z których
Rosie trzy i pół roku spędziła w obozach przejściowych i
koncentracyjnych. Losy Rosie są niezwykłe nie tylko przez to, że
przeżyła wojenny koszmar (w tym wrzucanie trupów do pieców
krematoryjnych), ale także przez to, jak jej się udało tego
dokonać. Czasem była to znajomość niemieckiego wyniesiona z
dzieciństwa, innym razem wrodzona przedsiębiorczość i pewna
zuchwałość doprawiona łutem szczęścia. I oczywiście
umiejętność tańczenia powiązana z otwartością na ludzi,
towarzyskością i łatwością nawiązywania kontaktów. Bez tych
cech Rosie nie mogłaby przed wojną stać się tak wziętą
nauczycielką tańca i właścicielką własnej szkoły. Bez nich nie
potrafiłaby poradzić sobie w kolejnych obozach, przekonywać
esesmanów o swojej szczególnej przydatności i umiejętnościach.
To prawda, że z niektórymi nawet romansowała i dawała im odczuć,
że widzi w nich ludzi, nie okrutne bestie. Co ciekawe te jej
odczucia wydają się szczere, jakkolwiek nam wydawałyby się
kontrowersyjne. Pamiętajmy jednak, że z 1200 osób, które przybyły
razem z nią do Auschwitz, przeżyło tylko osiem. I to takimi
informacjami powinniśmy się bulwersować.
Osobowość i dzieje Rosie
przybliża nam jej bratanek Paul Glaser. Bynajmniej nie zawodowy
pisarz czy łowca chwytliwych historii. Tylko dojrzały, ustatkowany
człowiek zaskoczony prawdą o pochodzeniu i rodzinie własnego ojca,
który latami uparcie zachowywał milczenie na ten temat. Dlatego
„Tańcząc z wrogiem” ma dwójkę bohaterów – autora, który
krok po kroku przedstawia swoje odkrycia na temat żydowskich korzeni
i nieznanych krewnych oraz Rosie, jego ciotkę, z którą z powodu
rodzinnego konfliktu udało mu się porozmawiać ledwie dwa razy za
jej życia. Mimo to, korzystając obficie z jej pamiętników i
korespondencji, przedstawia jej losy w postaci relacji prowadzonej w
pierwszej osobie. A zaczyna nie od wojny, ale dużo wcześniej, byśmy
poznali, jak rozwijał się niezależny charakter Rosie w warunkach
pokoju.
Wolałabym oczywiście, by
to sama Rosie bezpośrednio opowiedziała swoją historię. Bez
względu na to nie mogłam się oderwać od „Tańcząc z wrogiem”.
Przede wszystkim z powodu samej bohaterki. Wręcz nieprawdopodobne
jest to, że Rosie nigdy nie przejawiała mentalności ofiary. Jej
listy z obozu przejściowego do wspierającego ją i jej rodziców
małżeństwa są grzeczne, ale konkretne. Te do rządu
holenderskiego w sprawie zwrotu majątku zabranego rodzicom wyrażają
nieustępliwość i niezgodę na regulacje prawne, które to
uniemożliwiały. Decyzja o zamieszkaniu poza granicami rodzinnego
kraju, który tak łatwo pozbył się jej i innych obywateli
żydowskiego pochodzenia, budzi szacunek.
Tu warto zaznaczyć, że
wspomnienia ciotki odsłoniły Paulowi Glaserowi (i czytelnikom
również) inny od oficjalnie przyjętych obraz Holandii pod okupacją
niemiecką. Szokujący i haniebny, nawet jeśli aresztowana razem z
matką Rosie była częstowana przez policjantów herbatą i ciastem,
a potem odwieziona wygodnym autem pod bramę obozu przejściowego.
Przy statystykach, na które powołuje się Glaser, to uprzejmość
traci swoje zwykłe znaczenie. Według nich podczas wojny zginęło
aż 72 % populacji holenderskich Żydów, najwyższy odsetek z krajów
sąsiadujących (łącznie z Niemcami). Osiągnięty przy udziale
zwyczajnych ludzi i rządu holenderskiego, który wyparł się
wszelkiej odpowiedzialności po zakończeniu wojny *.
„Tańcząc z wrogiem”,
opowiadając o dziejach jednej osoby, tak naprawdę chroni od
zapomnienia innych Holendrów, tych o „nieodpowiednich” przodkach
i religii. Ich tragedia i śmierć są nie mniej ważne czy
wstrząsające tylko dlatego, że okupacja Holandii zaczęła się
później niż w Polsce i miała lżejszy przebieg. Osobisty
charakter „Tańcząc z wrogiem” zamiast dat, faktów i
bezdusznych cyfr pozwala poznać konkretnych ludzi. To naprawdę bezcenne, dlatego
polecam „Tańcząc z wrogiem” jak najbardziej.
* Tu mała uwaga o rządzie bułgarskim, sojuszniku Hitlera, który kilkakrotnie i skutecznie odmówił wydania swoich obywateli pochodzenia żydowskiego, a tym samym ocalił im życie. Co prawda nie miał takich samych skrupułów wobec Żydów z terenów przez siebie okupowanych.
Przyznam, że jako zamiłowana historyczka, poczułam się wyjątkowo zaintrygowana powyższą historią..
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :) Życzę satysfakcjonującej lektury :)
Usuń