piątek, 1 marca 2013

Ferdinand von Schirach, Sprawa Colliniego



Ferdinand von Schirach, Sprawa Colliniego, tłum. Anna Kierejewska, wyd. W.A.B.

Powieści kryminalne różnią się od siebie pod wieloma względami. Najprościej można je podzielić na takie, które dostarczają dreszczyku emocji oraz na takie, które przy okazji niosą ze sobą jakieś ważne przesłanie. Wszystkie jednak dają czytelnikom możliwość śledzenia dochodzenia, które stopniowo zbliża się do końcowego rozstrzygnięcia, w rezultacie do zaspokojenia naszej czytelniczej ciekawości. W „Sprawie Colliniego” zamiast żmudnego śledztwa mamy spektakularny występ na sali sądowej. I to przede wszystkim świadczy o nietypowości tej książki w obrębie gatunku, jakim jest kryminał. Wbrew pozorom nie jest nią to, że od początku znamy przebieg zbrodni, której dokonał Fabrizio Collini. Autorzy kryminałów często sięgają po ten chwyt, chociaż ich bohaterowie raczej nie wzywają policji na miejsce morderstwa, nie przyznają się do winy i bez oporu pozwalają na aresztowanie. W dodatku morderca na temat motywu zachowuje uparte milczenie.

Dalszy ciąg akcji nie przebiega już tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Powieść z kryminalnej staje się obyczajową, bardziej skupia się na powadze zawodu adwokata, dostarcza nam informacji na temat więzienia Moabit i gmachu sądu w Berlinie. Głównym bohaterem powieści staje się obrońca Colliniego – Caspar Leinen. Poznajemy jego przeszłość, w której niebagatelne znaczenie ma jego emocjonalny związek z rodziną Meyerów. Obserwujemy, jak stopniowo zmienia się jego stosunek do oskarżonego, wynikający raczej z poczucia powinności niż z sympatii do milczącego, nieskorego do współpracy klienta. Przynajmniej na początku.

Von Schirach nie rozwodzi się zanadto nad uczuciowymi pobudkami i życiem wewnętrznym Leinena. Ich skutki poznajemy po czynach młodego adwokata, które podane są nam w sposób bardzo konkretny, przejrzysty, wręcz uproszczony. Być może wpływ na taki styl pisania ma fakt, że autor jest nie tylko pisarzem, ale również i prawnikiem. A być może jest to celowe uśpienie atmosfery, bo na końcu von Schirach serwuje nam wielkie bum! Nawet wtedy jego bohater ściśle trzyma się faktów, podaje je rzeczowo, niemal beznamiętnie, podczas gdy w nas, czytających, stopniowo narasta wrzenie. Von Schirach stawia bowiem na ławie oskarżonych nie fikcyjnego Włocha, ale państwo niemieckie, które w latach powojennych nie uporało się skutecznie ze zbrodniarzami nazistowskimi. Za to pozwalało im na normalne funkcjonowanie w społeczeństwie i życie bez wyrzutów sumienia. To fatalne zaniechanie doprowadziło do zmiany w przepisach prawa, która pozbawiała skrzywdzonych ludzi legalnej drogi do uzyskania zadośćuczynienia.

Sprawa Colliniego” nie daje takich emocji, jak pierwsza z brzegu powieść detektywistyczna. Nie zaliczyłabym jej jednak do książek zwyczajnych. Chłód i logiczność „Sprawy Colliniego” okazują się bardziej przekonujące i trafiające do serca niż można by się tego spodziewać. Prócz palącej potrzeby sprawiedliwości jej treść dotyka takich spraw, jak moralna powinność wobec drugiego człowieka, przestrzeganie etyki zawodowej, nieoceniona obecność autorytetu, który nas utwierdza w słuszności postępowania oraz tej, że prawo powinno chronić ofiar, nie zbrodniarzy. Bezwzględnie i w każdej sytuacji. Koniecznie trzeba przeczytać!

Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz