Ferdinand von Schirach,
Sprawa Colliniego, tłum. Anna Kierejewska, wyd. W.A.B.
Powieści kryminalne
różnią się od siebie pod wieloma względami. Najprościej można
je podzielić na takie, które dostarczają dreszczyku emocji oraz na
takie, które przy okazji niosą ze sobą jakieś ważne przesłanie.
Wszystkie jednak dają czytelnikom możliwość śledzenia
dochodzenia, które stopniowo zbliża się do końcowego
rozstrzygnięcia, w rezultacie do zaspokojenia naszej czytelniczej
ciekawości. W „Sprawie Colliniego” zamiast żmudnego śledztwa
mamy spektakularny występ na sali sądowej. I to przede wszystkim
świadczy o nietypowości tej książki w obrębie gatunku, jakim
jest kryminał. Wbrew pozorom nie jest nią to, że od początku
znamy przebieg zbrodni, której dokonał Fabrizio Collini. Autorzy
kryminałów często sięgają po ten chwyt, chociaż ich bohaterowie
raczej nie wzywają policji na miejsce morderstwa, nie przyznają się
do winy i bez oporu pozwalają na aresztowanie. W dodatku morderca na
temat motywu zachowuje uparte milczenie.
Dalszy ciąg akcji nie
przebiega już tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Powieść z
kryminalnej staje się obyczajową, bardziej skupia się na powadze
zawodu adwokata, dostarcza nam informacji na temat więzienia Moabit
i gmachu sądu w Berlinie. Głównym bohaterem powieści staje się
obrońca Colliniego – Caspar Leinen. Poznajemy jego przeszłość,
w której niebagatelne znaczenie ma jego emocjonalny związek z
rodziną Meyerów. Obserwujemy, jak stopniowo zmienia się jego
stosunek do oskarżonego, wynikający raczej z poczucia powinności
niż z sympatii do milczącego, nieskorego do współpracy klienta.
Przynajmniej na początku.
Von Schirach nie rozwodzi
się zanadto nad uczuciowymi pobudkami i życiem wewnętrznym
Leinena. Ich skutki poznajemy po czynach młodego adwokata, które
podane są nam w sposób bardzo konkretny, przejrzysty, wręcz
uproszczony. Być może wpływ na taki styl pisania ma fakt, że
autor jest nie tylko pisarzem, ale również i prawnikiem. A być
może jest to celowe uśpienie atmosfery, bo na końcu von Schirach
serwuje nam wielkie bum! Nawet wtedy jego bohater ściśle trzyma się
faktów, podaje je rzeczowo, niemal beznamiętnie, podczas gdy w nas,
czytających, stopniowo narasta wrzenie. Von Schirach stawia bowiem
na ławie oskarżonych nie fikcyjnego Włocha, ale państwo
niemieckie, które w latach powojennych nie uporało się skutecznie
ze zbrodniarzami nazistowskimi. Za to pozwalało im na normalne
funkcjonowanie w społeczeństwie i życie bez wyrzutów sumienia. To
fatalne zaniechanie doprowadziło do zmiany w przepisach prawa, która
pozbawiała skrzywdzonych ludzi legalnej drogi do uzyskania
zadośćuczynienia.
„Sprawa Colliniego”
nie daje takich emocji, jak pierwsza z brzegu powieść
detektywistyczna. Nie zaliczyłabym jej jednak do książek
zwyczajnych. Chłód i logiczność „Sprawy Colliniego” okazują
się bardziej przekonujące i trafiające do serca niż można by się
tego spodziewać. Prócz palącej potrzeby sprawiedliwości jej treść
dotyka takich spraw, jak moralna powinność wobec drugiego
człowieka, przestrzeganie etyki zawodowej, nieoceniona obecność
autorytetu, który nas utwierdza w słuszności postępowania oraz
tej, że prawo powinno chronić ofiar, nie zbrodniarzy. Bezwzględnie
i w każdej sytuacji. Koniecznie trzeba przeczytać!
Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz