Sue Monk Kidd, Sekretne
życie pszczół, tłum. Andrzej Szulc, wyd. Wydawnictwo Literackie
Są takie książki,
których się nie zapomina. Powieści, które dotykają tematów
wydawałoby się opisanych już na wszystkie możliwe sposoby –
miłości, śmierci, tęsknoty, poszukiwań swojego miejsca – które
mimo to potrafią tchnąć autentycznością. To cudowne i
zachwycające niespodzianki! Jest nią na przykład „Gwiazd naszych
wina”. Jest nią także „Sekretne życie pszczół” Sue Monk
Kidd, tak różniące się od "Czarnych skrzydeł", innej
powieści tej autorki, którą również przeczytałam. Chociaż obie
dotykają problemu dyskryminacji rasowej i oceniania człowieka na
podstawie koloru jego skóry, przedstawiają go zupełnie inaczej.
Być może nie bez znaczenia jest tu czas akcji obu powieści.
„Czarne skrzydła” to dziewiętnasty wiek, prawnie usankcjonowane
niewolnictwo bez nadziei na zmianę tego stanu rzeczy i jedna z
głównych bohaterek wzorowana na historycznej postaci. „Sekretne
życie pszczół” to czasy nie tak odległe, lata 60. dwudziestego
wieku, gdy prezydent USA Lyndon Johnson wprowadził pełne prawa obywatelskie dla kolorowych obywateli.
Bohaterką „Sekretnego...”
jest czternastolatka wychowywana przez nieczułego ojca,
żyjąca w poczuciu winy z powodu śmierci matki, spragniona jej
miłości i obecności. Ta tęsknota naprowadza ją na ślad domu
zamieszkałego przez trzy czarnoskóre siostry, z których jedna
prowadzi pasiekę. Lily pomaga August przy pszczołach, poznaje
tajniki zawodu pszczelarza i ciekawostki z życia pszczół. Przede
wszystkim jednak staje się częścią kobiecej wspólnoty (która
nie wyklucza mężczyzn!) z jej rytuałami, wiarą daleką od
sztywnych, oficjalnych kościelnych kanonów, a ogniskującą się
wokół posągu, w którym bohaterki tej książki widzą postać
Czarnej Madonny, oraz z drobnymi dziwactwami i cechami osobowości,
które nadają siostrom i ich przyjaciółkom indywidualne rysy.
Czytając „Sekretne
życie pszczół”, nie opuszczało mnie wrażenie, ze czytam
wyjątkową historię. Jednocześnie tak prostą, że niemal
ocierającą się o banał, którego Sue Monk Kidd udaje się
szczęśliwie uniknąć. Niektóre przemyślenia Lily należą do
tych, które tak chętnie podkreśla się ołówkiem w powieściach,
żeby w każdej chwili do nich wrócić. Te zdania nie są
szczególnie skomplikowane i pasują do stopnia dojrzałości Lily, a
jednocześnie uderzają trafnością i przenikliwością jej
spojrzenia na otoczenie. W jej ocenie rzeczywistości kolor skóry
nie ma znaczenia. I chociaż Lily nie zajmuje się naprawianiem
świata, można wyczuć jej konsternację tym, że dorośli ludzie z tak
błahego powodu utrudniają innym życie. Podczas gdy tak naprawdę
liczą się bliskość, przyjaźń, miłość dające spełnienie i
bezpieczeństwo, umacniające poczucie własnej wartości. Czasami
miałam wrażenie, że autorka celowo przedłuża dojście do tego
momentu, w którym Lily wreszcie odkrywa przed August, co kryje się
za jej nagłym pojawieniem się w domu sióstr – i to właściwie
był jedyny poważny zgrzyt podczas lektury tej książki.
„Sekretne życie
pszczół” ma w sobie niezaprzeczalnie to coś. Może jestem
naiwna, że temu ulegam, ale szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to.
Lubię przekaz tej powieści, który ja odczytuję jako możliwość
wyboru bliskich nam ludzi bez względu na więzy krwi i pochodzenie.
Tworzenie wokół siebie i nich przyjaznej przestrzeni. Wsparcie,
jakie możemy sobie nawzajem dawać. Dodam na koniec, że ten
pozytywny efekt udało się osiągnąć pisarce bez sięgania po tani
optymizm. A ochronny parasol, który otoczył Lily w domu
pszczelarek, nie dla każdej postaci „Sekretnego życia pszczół”
okazał się wystarczający...
Wszyscy kuszą tą książką, muszę i ja ją w końcu przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytać i podzielić się swoimi wrażeniami - koniecznie :)
Usuń