Anna Wojtacha, Zabijemy
albo pokochamy. Opowieści z Rosji, wyd. Znak Literanova
Czytałam już wiele
książek o Rosji i ciągle mi mało. Trudno chyba znaleźć inny
kraj i naród tak obcy i swojski zarazem. Książka napisana przez
dziennikarkę Annę Wojtachę jest kolejną wariacją na rosyjskie
tematy. Napisaną zręcznie, z podziwu godną lekkością. Bez
powtarzania wciąż tych samych informacji, którymi w dobrej wierze
raczą nas podróżnicy wybierający wschodni kierunek włóczęgi.
Opowieści Wojtachy nie są typowymi reportażami choćby ze względu
na ich zbeletryzowany charakter. Sprawiają one wrażenie, jakby
powstały wyłącznie z tych przeżyć i doświadczeń Anny Wojtachy,
które miały miejsce przy okazji jej pracy reporterki. Co do
charakteru tejże, to nie dowiemy się zbyt wielu szczegółów na jej
temat. Nie będziemy znać celów, w jakich dziennikarka wyruszała
do Rosji, prócz tych dyktowanych własną potrzebą. W tym sensie
opowieści z „Zabijemy lub pokochamy” nie stanowią ściśle
reporterskiego materiału. Mogły się wydarzyć (i tak z pewnością
było), ale mogły również powstać wyłącznie dzięki wyobraźni.
Mają jeszcze to do siebie, że przypominają poufne pogaduchy
przyjaciółki, która dzieli się historiami przeznaczonymi tylko
dla naszych uszu. Albo zapiski w pamiętniku, chociaż na to są zbyt
starannie opracowane.
Każdy rozdział „Zabijemy
lub pokochamy” to inni ludzie, których spotyka Wojtacha, i inne
życiowe opowieści. Jej bohaterowie rzadko wygłaszają polityczne
uwagi, zbyt zajęci codziennością i wiązaniem końca z końcem.
Aczkolwiek pewne sprawy można wyraźnie odczytać z kontekstu
sytuacji, w jakiej się znaleźli. Wyjątkiem jest tu Ninoczka,
prostytutka, której losy mogłyby dziać się chyba w każdym
miejscu na ziemi, niekoniecznie w Moskwie. I być może jeszcze Igor,
bezdomny, którego nikt nie chce przyjąć do pracy z powodu pobytu w
więzieniu. Jedyna osoba, która co jakiś czas przewija się przez
książkę, to Ogi. Uprzedzam, że poświęconą mu część czyta
się jak płomienny romans! A sama autorka nie należy do osób
pruderyjnych czy wstydliwych, także na innych polach niż uczuciowe.
Anna Wojtacha nie jest
bierną słuchaczką, ale aktywnym uczestnikiem wydarzeń. Lubi
wciągać napotkanych ludzi w swoją orbitę, darzy ich szczerą
sympatią. Nie zajmuje się ich obserwacją, ale staje się –
przynajmniej na jakiś czas - częścią ich życia. Opisane przez
nią sytuacje bardziej podkreślają charakter narodowy Rosjan oraz
ich stosunek do życia (a czasem i do swoich władz) niż powiedzą o
Rosji coś nowego, czego by nie wiedział czytelnik nawet luźno
zainteresowany tym krajem. Niemniej książka „Zabijemy lub
pokochamy” potrafi do siebie przekonać. Zaletami tego tytułu są
szczerość, bezpośredniość i atmosfera zażyłości, którą
autorka tworzy w relacjach ze swoimi bohaterami i którą się
wyczuwa w stosunku do czytelników. Oraz dobre pióro, które
sprawia, że „Zabijemy lub pokochamy” czyta się naprawdę bardzo
szybko.
Jestem zainteresowana Rosją, więc i książką, zatem chętnie ją przeczytam :)!
OdpowiedzUsuńA widziałaś "Inny punkt widzenia"? Tam też poczułam tę atmosferę zażyłości. Równa babka z tej Wojtachy :)
OdpowiedzUsuńObejrzałam :) Ma charakter!!!
Usuń