Sachi Parker, Frederick
Stroppel, Szczęściara! Moje życie z Shirley MacLaine, a raczej bez
niej, tłum. Małgorzata Maruszkin, wyd. W.A.B.
Na okładce widać dwie
okrągłe buzie, włosy tak samo przycięte na pazia z
charakterystyczną, prostą grzywką. Te same niebieskie oczy i wyraz
twarzy, to samo wydęcie czerwonych ust. To Shirley MacLaine ze swoją
kilkuletnią córeczką Sachi. Już niedługo ta mała dziewczynka
wyjedzie do Japonii, by dorastać u boku ojca, czarującego
Amerykanina o nieokreślonej profesji. Wieczorami będzie chodzić w
jego towarzystwie i u boku jego kochanki do klubów nocnych, a w
dzień dzięki japońskiej guwernantce nasiąknie kulturą japońską
i sposobem bycia, które w przyszłości, poza granicami Japonii
okażą się zbyt krępujące jak na europejskie i amerykańskie
standardy. I wpakują bohaterkę tej książki w niejedne uczuciowe
tarapaty. Jednak tym, co dla niej pozostanie na zawsze najważniejsze
i najmniej przewidywalne to relacje z rodzicami, ich nietypowe
małżeństwo na odległość, własny brak pewności co do jutra. To
o nich pisze najwięcej.
Sachi Parker nie osiągnęła
sławy ani wielkich pieniędzy. Jej wychowaniu towarzyszyła miłość,
ale była ona wydzielana kapryśnie i chaotycznie. Czasami wręcz jej
brakło. Jej życie znaczyła niepewność wobec reguł, które
dowolnie narzucali bądź odwoływali rodzice. Brak odpowiedniego
wykształcenia i przymus samodzielności bez zapewnienia
jakiejkolwiek bazy szokują w zestawieniu z możliwościami jednej z
najbardziej wziętych aktorek Hollywood. Jeszcze bardziej
bulwersujące są inne szczegóły z życiorysu Parker, a których
źródłem byli rodzice. Jak widać w latach 50. i 60. wychowanie
dziecka wcale nie musiało być bardziej konwencjonalne niż teraz. A
może po prostu Sachi Parker miała pecha?
Wiadomo, że w
autobiografiach tego typu, dotyczących osób znanych i sławnych,
mogą się znajdować przekłamania spowodowane urazami, gniewem lub
zwyczajną chęcią zrobienia na złość. Dlatego rewelacje Parker
staram się traktować z przymrużeniem oka, chociaż nie mogę nie
zauważyć, że nie używa ona złośliwego, ciętego języka, a w
jej wspomnieniach znajdziemy też wiele pozytywnych wzmianek. Do
samego końca Parker sprawia wrażenie prostodusznej i pogodnej, w
młodości nieco fajtłapowatej i zagubionej, ale zawsze
sympatycznej. Bezradnej wobec fanaberii dorosłych, którzy winni jej
byli opiekę, a przynajmniej emocjonalne wsparcie.
„Szczęściarę!”
połknęłam w jeden dzień. Potraktowałam ją jako niezobowiązujący
przerywnik, chociaż podczas lektury często zdarzało mi się
podnosić do góry brwi ze zdumienia. Ponieważ to, co można zrobić złego i
niewłaściwego z własnym dzieckiem, jest wręcz nieprawdopodobne i
nie potrzeba do tego fizycznej przemocy. A poświęcenie go w imię
urojonej idei wydaje się wręcz chore! Jeśli choć połowa
opisywanych w „Szczęściarze!” wydarzeń jest prawdą, to cud,
że jej autorka nie stała się zgorzkniała i przepełniona żółcią.
Zresztą dlatego właśnie uważa się za szczęściarę.
Lektura dla tych, którzy
lubią znać życie celebrytów od podszewki. Zwłaszcza tak
ujmujących na pierwszy rzut oka i niewątpliwie utalentowanych jak
Shirley MacLaine.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz