sobota, 18 kwietnia 2015

Sachi Parker, Frederick Stroppel, Szczęściara! Moje życie z Shirley MacLaine, a raczej bez niej




Sachi Parker, Frederick Stroppel, Szczęściara! Moje życie z Shirley MacLaine, a raczej bez niej, tłum. Małgorzata Maruszkin, wyd. W.A.B.

Na okładce widać dwie okrągłe buzie, włosy tak samo przycięte na pazia z charakterystyczną, prostą grzywką. Te same niebieskie oczy i wyraz twarzy, to samo wydęcie czerwonych ust. To Shirley MacLaine ze swoją kilkuletnią córeczką Sachi. Już niedługo ta mała dziewczynka wyjedzie do Japonii, by dorastać u boku ojca, czarującego Amerykanina o nieokreślonej profesji. Wieczorami będzie chodzić w jego towarzystwie i u boku jego kochanki do klubów nocnych, a w dzień dzięki japońskiej guwernantce nasiąknie kulturą japońską i sposobem bycia, które w przyszłości, poza granicami Japonii okażą się zbyt krępujące jak na europejskie i amerykańskie standardy. I wpakują bohaterkę tej książki w niejedne uczuciowe tarapaty. Jednak tym, co dla niej pozostanie na zawsze najważniejsze i najmniej przewidywalne to relacje z rodzicami, ich nietypowe małżeństwo na odległość, własny brak pewności co do jutra. To o nich pisze najwięcej.

Sachi Parker nie osiągnęła sławy ani wielkich pieniędzy. Jej wychowaniu towarzyszyła miłość, ale była ona wydzielana kapryśnie i chaotycznie. Czasami wręcz jej brakło. Jej życie znaczyła niepewność wobec reguł, które dowolnie narzucali bądź odwoływali rodzice. Brak odpowiedniego wykształcenia i przymus samodzielności bez zapewnienia jakiejkolwiek bazy szokują w zestawieniu z możliwościami jednej z najbardziej wziętych aktorek Hollywood. Jeszcze bardziej bulwersujące są inne szczegóły z życiorysu Parker, a których źródłem byli rodzice. Jak widać w latach 50. i 60. wychowanie dziecka wcale nie musiało być bardziej konwencjonalne niż teraz. A może po prostu Sachi Parker miała pecha?

Wiadomo, że w autobiografiach tego typu, dotyczących osób znanych i sławnych, mogą się znajdować przekłamania spowodowane urazami, gniewem lub zwyczajną chęcią zrobienia na złość. Dlatego rewelacje Parker staram się traktować z przymrużeniem oka, chociaż nie mogę nie zauważyć, że nie używa ona złośliwego, ciętego języka, a w jej wspomnieniach znajdziemy też wiele pozytywnych wzmianek. Do samego końca Parker sprawia wrażenie prostodusznej i pogodnej, w młodości nieco fajtłapowatej i zagubionej, ale zawsze sympatycznej. Bezradnej wobec fanaberii dorosłych, którzy winni jej byli opiekę, a przynajmniej emocjonalne wsparcie.

Szczęściarę!” połknęłam w jeden dzień. Potraktowałam ją jako niezobowiązujący przerywnik, chociaż podczas lektury często zdarzało mi się podnosić do góry brwi ze zdumienia. Ponieważ to, co można zrobić złego i niewłaściwego z własnym dzieckiem, jest wręcz nieprawdopodobne i nie potrzeba do tego fizycznej przemocy. A poświęcenie go w imię urojonej idei wydaje się wręcz chore! Jeśli choć połowa opisywanych w „Szczęściarze!” wydarzeń jest prawdą, to cud, że jej autorka nie stała się zgorzkniała i przepełniona żółcią. Zresztą dlatego właśnie uważa się za szczęściarę.

Lektura dla tych, którzy lubią znać życie celebrytów od podszewki. Zwłaszcza tak ujmujących na pierwszy rzut oka i niewątpliwie utalentowanych jak Shirley MacLaine.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz