czwartek, 16 kwietnia 2015

Adam Węgłowski, Bardzo polska historia wszystkiego



Adam Węgłowski, Bardzo polska historia wszystkiego, wyd. Znak Horyzont

Wystarczy rzucić okiem na spis treści, by się przekonać, że w „Bardzo polskiej historii wszystkiego” jest o czym czytać. „Matka voodoo była Polką” - to pierwszy rozdział, „Kolumb był Polakiem” - drugi, „Kuba Rozpruwacz był Polakiem” - trzeci z kolei. I tak dalej, i tak dalej. Do tego jeszcze James Bond i Indiana Jones, Frankenstein i Golem, a nawet... Stalin! Sami Polacy. Oczywiście, jak się okaże nie w dosłownym sensie, zwłaszcza w przypadku postaci fikcyjnych (i uff, dotyczy to również najprawdopodobniej Stalina).

Węgłowski rzuca bowiem takie hasła celowo, by przykuć naszą uwagę, a sam przedstawia wyniki swoich badań i poszukiwań w otwarty, pozbawiony kategoryczności sposób. Czyni tak, by pobudzić wyobraźnię czytelnika, zasugerować, że w mrokach dziejów mogą się kryć różne smakowite z polskiego punktu widzenia kąski. Autorowi nie chodzi o to, by na siłę dopasować daną teorię do faktów, choćby kosztem ich przeinaczenia lub przemilczenia. Przedstawia zawsze po kilka opcji, sięga do niejednej biografii. Wyciąga na wierzch konkretne argumenty, po czym przedstawia fakty, które pomagają je odrzucić lub obronić. Nie zawsze jest to możliwe z braku większej liczby źródeł informacji, o czym Węgłowski pisze wprost.

Widać, że Adam Węgłowski lubi swobodne buszowanie po pamiętnikach, kronikach, artykułach prasowych, naukowych książkach. To szukanie, takie "gonienie króliczka" ma dla niego taki sam sens, jak formułowanie jakiejś niezachwianej historycznej prawdy (ciekawe, czy naprawdę istnieją takie?). Pod koniec swojej książki wręcz zachęca do podejmowania się odkryć na własną rękę, do odkurzenia dawnych legend, wsłuchiwania się w emigracyjne opowieści. Jak słusznie zauważa, jeśli to nie my będziemy dogrzebywać się do opowieści o swoich bohaterach i nadawać im rozgłos, nikt za nas tego nie zrobi. Przykład Pragi pokazuje dobitnie, że historiami o Golemie można znakomicie wypromować miasto. Nawet jeśli ich pierwowzory – z czego mało kto zdaje sobie sprawę, włącznie z Czechami – miały miejsce w Poznaniu i Chełmie.

Rozumiem zamysł autora i go pochwalam, ponieważ dąży on do tego, aby historia jako dziedzina nauki stała się w potocznym rozumieniu synonimem przygody i wielu możliwości. Żeby nie kojarzyła się ze standardowym, wiejącym nudą i przymusem zestawem faktów i dat, który wynosimy ze szkoły. To jest plus tej książki. A minus? Na pewno jest nim to, że o niektórych postaciach Węgłowski mógłby napisać z większym rozmachem i mniej pobieżnie, np. o najlepszej kobiecie-szpiegu drugiej wojny światowej, Krystynie Skarbek. Ale może wtedy zabrakłoby miejsca na innych agentów: Czerniawskiego, który przekonał Niemców, że alianci planują desant pod Calais, nie w Normandii, co przesądziło o losie hitlerowskich Niemiec, czy Andrzeja Kowerskiego, który z drewnianą protezą zamiast nogi skakał ze spadochronu i brał udział w ryzykownych misjach.

I żeby było jasne: „Bardzo polska historia wszystkiego” to nie zbiór krzepiących anegdotek. Pojawiają się w niej także czarne charaktery czy niezbyt chlubne dla Polaków, ale dobrze udokumentowane zdarzenia. Czyta się dobrze, a o to chodzi w pozycji popularyzatorskiej.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz