poniedziałek, 9 marca 2015

Cathi Hanauer, Jędza w domu, czyli co 26 kobiet myśli o seksie, samotności, pracy, macierzyństwie i małżeństwie




Cathi Hanauer, Jędza w domu, czyli co 26 kobiet myśli o seksie, samotności, pracy, macierzyństwie i małżeństwie, tłum. Anna Gren, wyd. Drzewo Babel

Czy oglądaliście może film „Uśmiech Mony Lizy”? To film, którego akcja rozgrywa się na początku lat 50. w Stanach Zjednoczonych. Trzydziestoletnia nauczycielka historii sztuki (Julia Roberts) zaczyna wykładać w konserwatywnym college'u dla dziewcząt z lepszych sfer. Pragnie pokazać swoim uczennicom, że świat stoi przed nimi otworem, że nie muszą zaraz po ukończeniu nauki wychodzić za mąż i mieć dzieci. Studentki są błyskotliwe, inteligentne, oczytane. Mają ambicje zdobyć dobry dyplom i... zaraz po nim wyjść za mąż. I niektóre z pewnością były szczęśliwe wiodąc takie właśnie życie. Inne musiały dobrze się maskować, żeby móc nadal obnosić się przed światem swoim małżeńskim sukcesem (tak, w filmie jest i taka postać). To te, których oczekiwania i wizja wspólnego szczęścia nie znalazły spełnienia. Z niedojrzałości, z braku doświadczenia, presji społecznej, z niedopasowania marzeń do rzeczywistości i prawdziwych potrzeb drugiego, realnego człowieka. Albo jeszcze z innych przyczyń.

Minęło kilkadziesiąt lat. Nikt nie oczekuje od kobiet, że będą zajmować się tylko domem, dziećmi i prasowaniem mężowskich koszul. Możliwości wydają się nieograniczone, ale zamiast szczęścia i poczucia spełnienia częściej pojawią się złość, frustracja i narastające zmęczenie. W głębi serca większość z nas czuje się strażniczkami domowego porządku czy najlepszymi matkami, które - nawet gdy nie chcą samodzielnie zajmować się domowymi sprawami - nie potrafią się nimi dzielić. Najtrwalszym obrazem z dzieciństwa wciąż u dziewczynek jest wyobrażenie ślubu w olśniewającej sukni i z welonem na głowie. A ciąg dalszy? Rzeczywistość? Tak jak w latach 50. lubi płatać figle.

Jędza w domu” Cathi Hanauer to 26 esejów na wielorakie tematy, napisane przez 26 kobiet, które łączy to, że są Amerykankami (ich sytuacja, możliwości i bagaż historyczno-kulturowy są jednak inne niż kobiet w Polsce) oraz to, że żyją ze słowa pisanego i umieją się nim sprawnie posługiwać, wyrażając myśli – są redaktorkami, recenzentkami książek, nauczycielkami akademickimi, pisarkami. Kobiety te znajdują się na różnych etapach życia, inaczej je oceniają, co innego je uwiera i inaczej sobie z tym radzą. Nawet jeśli będzie to oznaczać związek na odległość. Albo samotne wychowywanie dziecka.

Nieodpowiedni partner albo cudowny mąż/nie-mąż, z którym... rywalizujemy o uczucia dziecka! Wściekłość, którą coraz trudniej opanować, czasem wobec dzieci, czasem wobec chłopaka, któremu nie włącza się czerwona lampka na widok brudnych talerzy w zlewie. Pogodzenie się z tym, że miłość równa się coraz mniejszemu pożądaniu i ilości seksu w związki. Albo wprost przeciwnie. Wybór między marnowaniem energii na kolejne diety a przeznaczaniem jej na sprawy zawodowe i rodzinne, kosztem zdrowia i być może krótszego życia. Silne pragnienie dziecka i równoczesna satysfakcja z prowadzonego dotąd, bezdzietnego życia. Na pewno wszystkich tych przypadków (i pozostałych, o których nie nie wspomniałam) nie można traktować jako konkretnych porad pod tytułem „jak sobie radzić w związku i w rodzinie”. Są one efektem indywidualnych przemyśleń, konkretnych doświadczeń życiowych i potrzeb psychicznych. I nie trzeba się z nimi ani zgadzać, ani ich naśladować.

Czytając te historie, zastanawiałam się nie raz, co ich autorki porabiają obecnie. I czy są nadal zadowolone z powziętych kiedyś decyzji? „Jędza w domu” ukazała się w 2002 roku (polskie wydanie 2005). Siłą rzeczy, może tylko ze dwa, trzy eseje ze względu na wiek ich autorek można określić jako podsumowanie całości życia rodzinno-uczuciowego (a i to nie jest takie oczywiste ze względu na ich umysłową aktywność). Reszta jest odcięciem grubą kreską jakiegoś etapu. Dojściem do pewnych wniosków i wprowadzaniem ich w życie bez gwarancji, że dajmy na to za pięć lat dany sposób nadal będzie działać, a ambiwalentne uczucia przestaną nami na dobre rządzić. W historiach zawartych w „Jędzy w domu” znajdowałam pewne punkty styczne ze swoimi wątpliwościami i emocjami, choć jednocześnie część z nich brzmiała dla mnie dość egzotycznie – ze względu na inne warunki, w których żyję, przebyte doświadczenie i perspektywy.

Na pewno mogę zgodzić się z tym, że idealne wyobrażenie tego, jak powinien wyglądać związek oraz jak dobrze wychowywać dzieci (oczywiście, inaczej niż nasi rodzice ;) ), czynią nas bezbronnymi *. Autorki „Jędzy w domu” podjęły trud zrozumienia, co nie gra w ich domach, czego potrzebują i co jest istotne dla nich i ich bliskich. Czego pragną one same, a czego oczekuje najbliższe, także to życzliwe otoczenie. I czy są to zbieżne pragnienia czy tylko dobrze ukryta chęć sprawienia komuś przyjemności? To praca, która zasługuje na podziw i inspiruje do zastanowienia się nad sobą, nawet jeśli nie akceptujemy wszystkich rozwiązań.

A tak szczerze – fajnie byłoby poczytać o polskich jędzach! Drzewo Babel - co ty na to?

PS. Z drugą stroną medalu, czyli życiem z punktu widzenia mężczyzn można się zapoznać w bliźniaczym zbiorze „Drań na kanapie”.


* stąd moja niechęć i obrzydzenie wobec sagi „Zmierzch”

4 komentarze :

  1. Uwielbiam tę tematykę - ciekawi mnie ona zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Bardzo chciałabym sięgnąć po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zachęcam również do sięgnięcia po "Rówieśniczki" Tubylewicz, o których pisałam ostatnio. Co prawda to fikcja, ale w niebanalny sposób pokazuje kobiety. Daleki od zwyczajowego w literaturze popularnej. A to sie rzadko zdarza.

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa recenzja, dlatego też czuję się zachęcona do przeczytania publikacji.

    OdpowiedzUsuń