środa, 26 czerwca 2013

Barbara Catchpole, Prosiak i zabójczy bąk



Barbara Catchpole, Prosiak i zabójczy bąk, tłum. Patryk Gołębiowski, wyd. Zielona Sowa

Jest takie przekonanie wśród bardzo mądrych rodziców, skądinąd słuszne, że literatura dziecięca powinna uczyć, budzić wrażliwość i rozwijać wyobraźnię. Jest tylko jedno ale... Literaturze stawia się zawsze wysokie wymagania, zapominając, że nie musi ona służyć jakimkolwiek celom, że może po prostu być rozrywką na wielu różnych poziomach, także dla młodszych czytelników. I tak, jak dorosły po pracy ma ochotę o wszystkim zapomnieć i przynajmniej dzięki książce przeżyć gorący romans w Toskanii lub odkrywać nowe planety pomiędzy dopychaniem kolanem drzwiczek od pralki a zmywaniem, tak dziecko zmęczone po szkole ma prawo czytać tylko po to, by się głośno śmiać. Bez czytania na głos na forum klasy, bez wyciągania wniosków, które przydadzą się do wypracowania, bez pisania streszczeń i rysowania ilustracji, które – a są to przecież zadania pożyteczne – potrafią zabić radość czytania.

Prosiaki” Barbary Catchpole to humor sytuacyjny, wpadki, które może zaliczyć w szkole każdy uczeń, najróżniejsze perypetie bohatera, z którym łatwo się utożsamić. Jego marzenia, lęki i pragnienie, by mieć jakiś sukces, którym jest nie najlepsze świadectwo, ale np. wbicie bramki podczas szkolnego meczu. Albo – jak w „Prosiaku i zabójczym bąku” - zachowanie spokoju podczas wystąpienia na apelu i podtrzymanie dobrego wrażenia na dziewczynie. Prosiak to inaczej Piotr Rosiak, który chodzi do podstawówki i szczerze opowiada o swoich przeżyciach. Książeczki o jego przygodach nie odstraszają objętością, są krótkie, konkretne, pozbawione nadmiaru opisów i zabawne. Świetnie nadają się do czytelniczego rozbujania dzieci, które unikają książek, jak diabeł święconej wody. Nawet jeśli trzeba będzie im przeczytać parę stron na zachętę. Dla tych, którzy już lubią czytać, seria o Prosiaku może być rozrywkowym przerywnikiem. U nas w domu skończyło się na tym, że do książeczki o bąku, dołączyły inne, kupione na stacji benzynowej za 8 zł każda - „Prosiak i czadowe majtki”, „Prosiak (nie) daje się czarnej śmierci” i „Prosiak zostaje bohaterem”. Zostały pochłonięte w mgnieniu oka, tym razem bez mojego udziału.

Do tytułu „Prosiak i wielki bąk” mam w zasadzie tylko jedną uwagę, a raczej wątpliwość, czy w języku uczniowskim funkcjonuje obecnie zwrot „będzie git”, jak próbuje nas o tym przekonać pan tłumacz. Ale ponieważ szkolna mowa jest niezwykle zmienna i dorosłemu trudno za nią nadążyć, nie czepiam się za bardzo. Choć zalecam czujność.

PS. Pragnę uspokoić innych rodziców, że „Prosiaki” nie spowodowały uszczerbku inteligencji u mojego dziecka, które potem samodzielnie przeczytało niemal cały cykl „Baśniobór”, który obfituje i w opisy, i wielość wątków, a także postaci ;). Poza tym wakacje idą. Pozwólmy dzieciom na czytelniczy luz!

2 komentarze :

  1. Szanowna Pani Redaktor! Co miesiąc kombinuję jak oszczędzić inne wydatki, bo kusi Pani umiejętnie a tu jeszcze naciąga pani tak inteligentnie na zakupy dla wnuka - no nie wiem co z tym zrobić? Pewnie znów się złamię. Uch!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cóż ja, skromna blogerka, mogę na to poradzić? Nie napiszę, że książka jest be, jak jest fajna :D zwłaszcza, że tym razem spodobała się nie tylko mi

      Usuń