Shelley Emling, Maria
Skłodowska-Curie i jej córki. Opowieść o najsłynniejszej w
dziejach rodzinie naukowców, tłum. Wojciech Górnaś, wyd.
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Książkę Shelley Emling
nie czyta się, lecz połyka. Niemal trzysta stron ujętych w solidne
okładki - naszpikowanych informacjami, faktami, datami, urywkami
listów - przelatuje przed oczami czytelnika w błyskawicznym tempie.
Na pewno ma na to wpływ wyczuwalny w tekście entuzjazm i ogromny
podziw autorki wobec osoby Marii Skłodowskiej-Curie, jej naukowych
dokonań i wpływu, który ta skromna kobieta miała nie tylko na
swoich bliskich, ale i na całokształt znanego nam świata. Szczerze
mówiąc, dopiero ta książka uświadomiła mi, jak wielki był ten
wpływ. Jak jedno odkrycie, którego skutków – tych pozytywnych i
negatywnych - Skłodowska nie mogła przewidzieć, pociągało za
sobą kolejne i zmieniało ludzkie rozumienie praw rządzących
przyrodą. Doprowadziło do powstania bomby atomowej, ale też
pomogło wielu chorym na raka i rannym w wyniku działań wojennych.
Przyczyniło się do pozyskania nowego źródła energii
elektrycznej. Nie bez powodu to Francja, przybrana ojczyzna
Skłodowskiej-Curie, jest drugim na świecie producentem energii
jądrowej.
Autorka celowo pomija
szeroko opisywane w innych biografiach lata jej dzieciństwa i
młodości, a skupia się na drugiej połowie życia uczonej.
Pasjonująco przedstawia jej pracę i pasję w połączeniu z życiem
rodzinnym i osobistym. Nie pomija rozterek, chwil zniechęcenia,
zwłaszcza po prasowej nagonce, jaka nastąpiła po ujawnieniu jej
prywatnej korespondencji z Paulem Langevinem. Pisze o lęku przed
publicznymi wystąpieniami, z którym musiała walczyć w
entuzjastycznie przyjmującej ją Ameryce (Emling porównuje euforię
Amerykanów wobec osoby Marii Skłodowskiej-Curie i Alberta Einsteina
do tej, z którą w latach 60. witano Beatlesów). O osobach, które
ją wspierały i bezinteresownie pomagały, zwłaszcza dziennikarka
Missy Meloney. I oczywiście córki. Te, których mama więcej czasu
spędzała w laboratorium niż przy nich, okazały się jej
największym oparciem.
Shelley Emling jednak nie
poprzestaje tylko na osobach Ireny Joliot-Curie i Ewy Curie, pisze
również o ich mężach i dzieciach. A swoją wiedzę o losach
dalszych członkach rodziny opiera na wspomnieniach i wiedzy Hélène
Langevine-Joliot, wnuczki Marii, z którą spotkała się osobiście.
Dzięki temu możemy sobie wyrobić pogląd na rodzinę, w której
równouprawnienie na polu zawodowym było faktem dokonanym na długo,
nim Francuzki otrzymały prawa wyborcze (w 1944 roku!). O stosowanym
przez nią modelu wychowawczym, który zakładał, że ważne są nie
wyniki w szkole, ale rozwój umysłowy i fizyczny (Maria i Irena
wysyłały w listach do dzieci zadania matematyczne, zachęcały do
uprawiania sportu). Dzieci nie zmuszano do pójścia w ślady
rodziców, tylko zachęcano do podjęcia zajęcia zgodnego z
zainteresowaniami i poważnego traktowania pracy. A i tak potomkowie
Marii i Piotra Curie to w większości naukowcy zajmujący się
naukami ścisłymi.
Wyjątkowość książki
Shelley Emling polega na wszechstronnym ujęciu sylwetki Marii
Skłodowskiej-Curie i jej rodziny. Bez wywlekania brudów, ale też
bez ukrywania pewnych postaw czy sympatii, które współczesnych
mogą wprawiać w zakłopotanie (jak komunistyczne ciągoty Ireny i
Frédérica
Joliot-Curie oraz ich zachęty pod adresem Chińczyków do zbudowania
własnej bomby wodorowej i atomowej). Były one znakiem tamtych
czasów i skutkiem inaczej rozumianych okoliczności, które na
szczęście nie przyniosły złych owoców. Mimo nich rodzina Curie
pięknie zapisała się na kartach historii. I robi to nadal.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz