Yrsa Sigurđardóttir,
Statek śmierci, tłum. Małgorzata Bochwic-Ivanovska, wyd.
Warszawskie Literackie Wydawnictwo MUZA są
W środku nocy do portu w
Reykjaviku zawija luksusowy jacht „Lady K”. Nie odpowiada na
żadne wezwania. Na jego pokładzie nie widać ani żywego ducha. W
końcu uderza w nabrzeże. Kiedy rozpędzony statek udaje się w
końcu zatrzymać, okazuje się, w środku nie ma nikogo. Cała
załoga, w tym małżeństwo z dwójką dziećmi, przepada bez śladu.
Po tak emocjonującym początku nie można się już od „Statku
śmierci” oderwać. Bo Yrsa Sigurđardóttir
wciąż podtrzymuje napięcie, umiejętnie buduje nastrój, a przede
wszystkim – wie, jak wykorzystać naszą skłonność do szukania
działania sił nadprzyrodzonych tam, gdzie dzieją się sprawy
tajemnicze i zagadkowe. Sama też przykłada rękę do budzenia w nas
takich, a nie innych skojarzeń: ciężkim zapachem perfum snującym
się po korytarzach jachtu, dziwnymi światłami na jego pokładzie,
gdy stoi zapieczętowany przez policję w porcie, wizją dziecięcych
nóżek pod łóżkiem, wreszcie złą sławą statku, przy którego
budowie i wodowaniu zginęło kilkoro ludzi, a on sam przechodził z
rąk do rąk nowych właścicieli, nie przynosząc im szczęścia.
Autorka przeciwstawia to,
co nadnaturalne trzeźwemu osądowi swojej głównej i jakże
racjonalnej bohaterki, prawniczki Thory. Zostaje ona wynajęta przez
krewnych zaginionej rodziny w celu zebrania dokumentacji potrzebnej
do uzyskania wypłaty pieniędzy z ubezpieczenia na życie. Trudno
więc jej działania uznać za typowe śledztwo, niemniej prawniczce
udaje się dojść do ważnych dla policyjnego dochodzenia wniosków.
Ma otwarty umysł, nie zakłada z góry istnienia pewnych faktów, na
emocjonalność pozwala sobie w myślach, nie w działaniu, a i to
raczej w sferze prywatnej niż zawodowej. Trudno o większy kontrast
z niechlujną, egoistyczną Bellą, sekretarką z kancelarii, która
po raz pierwszy w swojej karierze znacząco pomaga Thorze w
obowiązkach służbowych.
My, czytelnicy, jesteśmy
od początku w lepszej sytuacji niż bohaterowie książki. Układ
rozdziałów pozwala nam na przemian śledzić działania Thory po
tajemniczym zaginięciu załogi oraz wydarzenia rozgrywające się na
statku jeszcze przed nim, z punktu widzenia Egira, jego żony Láry
oraz ich córek-bliźniaczek, Arny i Bylgji. Jednak im więcej się
dzieje, a nasza wiedza wzbogaca o kolejne fakty, tym zmniejsza się
nasza pewność co do końcowego rozstrzygnięcia. Chociaż te dwie
narracje uzupełniają się, Yrsa Sigurđardóttir
pozostawia dość niewiadomych, by przykuwać naszą uwagę do każdej
strony, każdego zdania. Absorbować ją aż do ostatniego rozdziału.
I podsycać nadzieję na jakiś fortunny zbieg okoliczności, łut
szczęścia, który przytrafi się chociażby dzieciom.
Treść „Statku śmierci”
odnosi się do tradycji marynistycznych historii o statkach-widmach.
Jest także pokłosiem kryzysu ekonomicznego w Islandii, który
pojawia się w powieści jako istotne tło. Ale przede wszystkim
staje się przyganą tej powszechnej cechy ludzkiej – chciwości.
To perfekcyjnie napisany, przemyślany w każdym szczególe thriller,
który zaspokoi najwybredniejszego miłośnika tego gatunku.
Momentami wstrząśnie, uspokoi na chwilę, by znów wywołać burzę
emocji. I tak do samego końca.
Oj,oj - koniecznie sięgnę. Po przeczytaniu Jej "Pamiętam Cię" mam ogromny smaczek a Twoja recenzja jeszcze bardziej go zaostrzyła, mniam!
OdpowiedzUsuńNie dziwię Ci się :)
Usuń