Jeanne Bourin, Sekrety
kobiet złotnika, tłum. Anna Michalska, wyd. Oficyna Literacka Noir
sur Blanc
Trzynastowieczny
Paryż uchwycony w „Sekretach kobiet złotnika” jest miejscem
tętniącym życiem, przyciągającym do siebie kupców, studentów i
trubadurów, na których pieśni czekał przychylny dwór. Z
rozległymi ogrodami przy domach, w których hodowano własne kwiaty,
zioła i warzywa. Z czystą Sekwaną, która oferowała zaciszne
zatoczki i niewielkie piaszczyste plaże. Z działającymi łaźniami,
w których zmywano powszechny w naszym przekonaniu średniowieczny
brud. Ze szpitalami, w których otaczano najlepszą możliwą opieką
chorych i ciężarne (oczywiście w zgodzie z ówczesną wiedzą
medyczną). Z królem, do którego mogła się bezpośrednio udać na
skargę zwykła mieszczka. Ku mojemu zdziwieniu był to też Paryż
kobiet, które zajmowały się leczeniem chorych, układaniem poezji,
projektowaniem wyrobów złotniczych, kopiowaniem ksiąg. Za to, że
ten tak różnorodny i niekiedy zdumiewający obraz był prawdą,
poręczyła Régine
Pernoud, nieżyjąca już francuska mediewistka, autorka m.in. takich
książek, jak „Kobieta w czasach wypraw krzyżowych”, „Kobieta
w czasach katedr” czy „Inaczej o średniowieczu”. O tym, że
nie był to świat idealny świadczy fabuła powieści, której
najważniejszymi bohaterkami są kobiety, a jej podstawą - ich
troski, sercowe rozterki, życiowe problemy.
Tytułowe
kobiety złotnika pochodzą z zamożnej rodziny, ale nawet pozycja
nie jest w stanie uchronić je przed wszystkimi zagrożeniami i
pułapkami. Zwłaszcza, gdy niebezpieczeństwo czai się w nich
samych, ich myślach i pragnieniach. Ciekawie jest obserwować, jak
walczą z pokusami, z pragnieniami ciała niemożliwymi do
urzeczywistnienia poza związkiem małżeńskim. Jak zmagają się z
nimi nie ze względu na możliwość kary. Problem ten dotyka je, gdy
są już dojrzałe, świadome swoich potrzeb jak Matylda, czy tak
niedoświadczone jak córka Matyldy, Florina. Chociaż nie są to
jedyne ciekawe kobiece postacie w tej powieści, losy matki i córki
zostały zaakcentowane najmocniej, ich przebieg (zwłaszcza w
przypadku Floriny) jest najdramatyczniejszy i najbardziej przyciąga
uwagę. Czytając o ich perypetiach, zapominałam momentami o
rzeczywistości. To, co im się przytrafiało, traktowałam tak,
jakby dotykało osobiście mnie lub kogoś mi bliskiego. A przecież
na początku nie spodziewałam się, że w ogóle wczuję się tego
rodzaju historię. Nie przepadam za określeniem „literatura
kobieca”, ale w tym wypadku nie sądzę, by „Sekrety kobiet
złotnika” mogły tak samo poruszyć czytelnika-mężczyznę jak
czytelniczkę.
Lektura
„Sekretów...” pozwala nam podglądnąć, jak pewne sprawy
rozstrzygano osiem stuleci temu. Zwłaszcza, że autorka postarała
się o zachowanie wiarygodności w warstwie obyczajowej i sposobie
myślenia ludzi żyjących w 13. wieku. Nie daje nam zapomnieć, że
jej bohaterowie nie mieli możliwości wzięcia rozwodów i
wiedzieli, że zdrada małżeńska skutkuje społecznym ostracyzmem.
Religia w o wiele większym stopniu niż dziś służyła jako środek
pomagający godzić się z losem, dawała impuls do zmian w życiu, a
nawet, jeśli można tak powiedzieć, pełniła funkcje
terapeutyczne. Tło obyczajowe i historyczne jest tym, co pięknie
odróżnia tę powieść od typowych romansów. Dla mnie okazało się
szczególnie interesujące, bo np. nigdy wcześniej nie słyszałam o
wyborze królowej maja i związanych z tym zwyczajem frywolnych
rozrywkach. Ani o szarym winie, które obecnie produkuje się w
Maroku. Nie jestem osobą szczególnie religijną, dlatego tak
szczere rozliczanie się ze sobą i kierowanie w moralnych dylematach
wiarą bez hipokryzji i świętoszkowatości było dla mnie czymś
naprawdę frapującym. Zwłaszcza, że Jeanne Bourin nie pisze o
wydumanych problemach, tylko o sprawach, które dotykają kobiety z
krwi i kości. Dlatego tak dobrze czytało mi się
jej książkę.
PS. Premiera
„Sekretów kobiet złotnika” jest przewidziana na 20 czerwca.
koniecznie do przeczytania, następna w mojej książkowej kolekcji
OdpowiedzUsuń