wtorek, 18 czerwca 2013

Yrsa Sigurđardóttir, Statek śmierci




Yrsa Sigurđardóttir, Statek śmierci, tłum. Małgorzata Bochwic-Ivanovska, wyd. Warszawskie Literackie Wydawnictwo MUZA są

W środku nocy do portu w Reykjaviku zawija luksusowy jacht „Lady K”. Nie odpowiada na żadne wezwania. Na jego pokładzie nie widać ani żywego ducha. W końcu uderza w nabrzeże. Kiedy rozpędzony statek udaje się w końcu zatrzymać, okazuje się, w środku nie ma nikogo. Cała załoga, w tym małżeństwo z dwójką dziećmi, przepada bez śladu. Po tak emocjonującym początku nie można się już od „Statku śmierci” oderwać. Bo Yrsa Sigurđardóttir wciąż podtrzymuje napięcie, umiejętnie buduje nastrój, a przede wszystkim – wie, jak wykorzystać naszą skłonność do szukania działania sił nadprzyrodzonych tam, gdzie dzieją się sprawy tajemnicze i zagadkowe. Sama też przykłada rękę do budzenia w nas takich, a nie innych skojarzeń: ciężkim zapachem perfum snującym się po korytarzach jachtu, dziwnymi światłami na jego pokładzie, gdy stoi zapieczętowany przez policję w porcie, wizją dziecięcych nóżek pod łóżkiem, wreszcie złą sławą statku, przy którego budowie i wodowaniu zginęło kilkoro ludzi, a on sam przechodził z rąk do rąk nowych właścicieli, nie przynosząc im szczęścia.

Autorka przeciwstawia to, co nadnaturalne trzeźwemu osądowi swojej głównej i jakże racjonalnej bohaterki, prawniczki Thory. Zostaje ona wynajęta przez krewnych zaginionej rodziny w celu zebrania dokumentacji potrzebnej do uzyskania wypłaty pieniędzy z ubezpieczenia na życie. Trudno więc jej działania uznać za typowe śledztwo, niemniej prawniczce udaje się dojść do ważnych dla policyjnego dochodzenia wniosków. Ma otwarty umysł, nie zakłada z góry istnienia pewnych faktów, na emocjonalność pozwala sobie w myślach, nie w działaniu, a i to raczej w sferze prywatnej niż zawodowej. Trudno o większy kontrast z niechlujną, egoistyczną Bellą, sekretarką z kancelarii, która po raz pierwszy w swojej karierze znacząco pomaga Thorze w obowiązkach służbowych.

My, czytelnicy, jesteśmy od początku w lepszej sytuacji niż bohaterowie książki. Układ rozdziałów pozwala nam na przemian śledzić działania Thory po tajemniczym zaginięciu załogi oraz wydarzenia rozgrywające się na statku jeszcze przed nim, z punktu widzenia Egira, jego żony Láry oraz ich córek-bliźniaczek, Arny i Bylgji. Jednak im więcej się dzieje, a nasza wiedza wzbogaca o kolejne fakty, tym zmniejsza się nasza pewność co do końcowego rozstrzygnięcia. Chociaż te dwie narracje uzupełniają się, Yrsa Sigurđardóttir pozostawia dość niewiadomych, by przykuwać naszą uwagę do każdej strony, każdego zdania. Absorbować ją aż do ostatniego rozdziału. I podsycać nadzieję na jakiś fortunny zbieg okoliczności, łut szczęścia, który przytrafi się chociażby dzieciom.

Treść „Statku śmierci” odnosi się do tradycji marynistycznych historii o statkach-widmach. Jest także pokłosiem kryzysu ekonomicznego w Islandii, który pojawia się w powieści jako istotne tło. Ale przede wszystkim staje się przyganą tej powszechnej cechy ludzkiej – chciwości. To perfekcyjnie napisany, przemyślany w każdym szczególe thriller, który zaspokoi najwybredniejszego miłośnika tego gatunku. Momentami wstrząśnie, uspokoi na chwilę, by znów wywołać burzę emocji. I tak do samego końca.

2 komentarze :

  1. Oj,oj - koniecznie sięgnę. Po przeczytaniu Jej "Pamiętam Cię" mam ogromny smaczek a Twoja recenzja jeszcze bardziej go zaostrzyła, mniam!

    OdpowiedzUsuń