poniedziałek, 22 lipca 2013

Alicia Giménez-Bartlett, Puste gniazdo




Alicia Giménez-Bartlett, Puste gniazdo, tłum. Maria Raczkiewicz-Śledziewska, wyd. Oficyna Literacka Noir sur Blanc, cena ok. 35 zł

Puste gniazdo” to na pozór kryminał. Nie brakuje w nim trupów, ludzkiej tragedii i najgorszego upodlenia. Ponadto najważniejszymi bohaterami tej powieści są policjanci, a inspektor Petra Delicado jest nawet jej narratorką. A mimo to nie potrafiłam odpędzić od siebie wrażenia, że „Puste gniazdo” to raczej powieść obyczajowa z elementami sensacji. Zwłaszcza, że nie kończy jej tradycyjne wskazanie winnych, ale... śluby i wesela! Prawda, że to niespotykane rozwiązanie? Może właśnie na tym polega pisarska strategia Alicii Giménez-Bartlett – ukazaniu policjantów nie jako funkcjonariuszy, ale osób, które myślą o swoim życiu, jedzą śniadania, spotykają się z byłymi partnerami, chodzą na przedstawienia dzieci i czasem chcą zapomnieć o prowadzonym śledztwie i o ponurych konsekwencjach braku postępu w dochodzeniu. To dlatego „Puste gniazdo” nie jest tylko i wyłącznie tubą, która ma głosić nieszczęścia dzieci, którym dorośli zabierają dzieciństwo i niewinność. Nie wskazuje cudownych rozwiązań, jak zmienić nędzną dolę emigrantów poszukujących w Hiszpanii lepszej szansy. Ale też nie pomniejsza ich, nie nazywa wszystkich z obcym akcentem i innym wyglądem - przestępcami. Nie ukrywa, że nie można pomóc wszystkim skrzywdzonym dzieciom. Nie dlatego, że one na to nie zasługują, ale dlatego, że dorośli, którzy powinni im tę pomoc zapewnić, są zbyt często bezradni albo traktują je równie instrumentalnie, jak rodzice sprzedający je pedofilom.
Te sprawy przygnębiają Petrę Delicado tym bardziej, że gdzieś na ulicy znajduje się samotna, rumuńska dziewczynka, która skradła jej służbowy pistolet w centrum handlowym. Petra wie, że ma niewiele czasu, by odnaleźć dziecko, zanim przytrafi się jakieś nieszczęście. A jednak oprócz typowych policyjnych akcji autorka daje nam zobaczyć, jaka jest Petra dla swoich współpracowników, jak sobie radzi z niepowodzeniami w śledztwie w godzinach po pracy oraz z osobami, które traktują ją jak jakiegoś bandziora (patrz: Pepita Loredano, dyrektorka placówki opiekuńczej dla dzieci) oraz z tak idealnymi, jak Marcos. Jak zręcznie unika rozwiązywania sercowych problemów swojej podwładnej Yolandy. Jak na przemian przerzuca się zgryźliwościami i przyjacielskimi radami z policjantem Ferminem Garzonem, które, jedne i drugie, doprowadzały mnie do śmiechu. Jak patrzy na swoje życie z dystansem i namysłem osoby doświadczonej, a finał tych rozważań okazuje się bardzo zaskakujący dla niej i dla jej przyjaciół.
Petra Delicado to typ bohaterki, która zyskuje przy bliższym poznaniu ze względu na cechy charakteru, nie zawodową sprawność. Być może przez to (oraz przez te wszystkie rozmowy i rozmyślania o miłości i związkach międzyludzkich) „Puste gniazdo” jest o wiele dłuższe niż przeciętny kryminał, a jego akcja miejscami nie tak dynamiczna. Ma za to szansę zapaść dłużej w pamięć, jeśli komuś odpowiada bardziej refleksyjny typ literatury. Z pełnokrwistą bohaterką o umyśle ostrym jak brzytwa. Może nie chroni on jej przed wszystkimi życiowymi niepowodzeniami, ale dla nas, czytelników, jest źródłem wielu językowych potyczek, słownych żartobliwych prztyczków w nos, których, im bliżej końca, tym więcej w tekście. One właśnie podobały mi się najbardziej!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz