Alicia Giménez-Bartlett,
Puste gniazdo, tłum. Maria Raczkiewicz-Śledziewska, wyd. Oficyna
Literacka Noir sur Blanc, cena ok. 35 zł
„Puste gniazdo” to na
pozór kryminał. Nie brakuje w nim trupów, ludzkiej tragedii i
najgorszego upodlenia. Ponadto najważniejszymi bohaterami tej
powieści są policjanci, a inspektor Petra Delicado jest nawet jej
narratorką. A mimo to nie potrafiłam odpędzić od siebie wrażenia,
że „Puste gniazdo” to raczej powieść obyczajowa z elementami
sensacji. Zwłaszcza, że nie kończy jej tradycyjne wskazanie
winnych, ale... śluby i wesela! Prawda, że to niespotykane
rozwiązanie? Może właśnie na tym polega pisarska strategia Alicii
Giménez-Bartlett –
ukazaniu policjantów nie jako funkcjonariuszy, ale osób, które
myślą o swoim życiu, jedzą śniadania, spotykają się z byłymi
partnerami, chodzą na przedstawienia dzieci i czasem chcą zapomnieć
o prowadzonym śledztwie i o ponurych konsekwencjach braku postępu w
dochodzeniu. To dlatego „Puste gniazdo” nie jest tylko i
wyłącznie tubą, która ma głosić nieszczęścia dzieci, którym
dorośli zabierają dzieciństwo i niewinność. Nie wskazuje
cudownych rozwiązań, jak zmienić nędzną dolę emigrantów
poszukujących w Hiszpanii lepszej szansy. Ale też nie pomniejsza
ich, nie nazywa wszystkich z obcym akcentem i innym wyglądem -
przestępcami. Nie ukrywa, że nie można pomóc wszystkim
skrzywdzonym dzieciom. Nie dlatego, że one na to nie zasługują,
ale dlatego, że dorośli, którzy powinni im tę pomoc zapewnić, są
zbyt często bezradni albo traktują je równie instrumentalnie, jak
rodzice sprzedający je pedofilom.
Te sprawy przygnębiają
Petrę Delicado tym bardziej, że gdzieś na ulicy znajduje się
samotna, rumuńska dziewczynka, która skradła jej służbowy
pistolet w centrum handlowym. Petra wie, że ma niewiele czasu, by
odnaleźć dziecko, zanim przytrafi się jakieś nieszczęście. A
jednak oprócz typowych policyjnych akcji autorka daje nam zobaczyć,
jaka jest Petra dla swoich współpracowników, jak sobie radzi z
niepowodzeniami w śledztwie w godzinach po pracy oraz z osobami,
które traktują ją jak jakiegoś bandziora (patrz: Pepita Loredano,
dyrektorka placówki opiekuńczej dla dzieci) oraz z tak idealnymi,
jak Marcos. Jak zręcznie unika rozwiązywania sercowych problemów
swojej podwładnej Yolandy. Jak na przemian przerzuca się
zgryźliwościami i przyjacielskimi radami z policjantem Ferminem
Garzonem, które, jedne i drugie, doprowadzały mnie do śmiechu. Jak
patrzy na swoje życie z dystansem i namysłem osoby doświadczonej,
a finał tych rozważań okazuje się bardzo zaskakujący dla niej i
dla jej przyjaciół.
Petra Delicado to typ
bohaterki, która zyskuje przy bliższym poznaniu ze względu na
cechy charakteru, nie zawodową sprawność. Być może przez to
(oraz przez te wszystkie rozmowy i rozmyślania o miłości i
związkach międzyludzkich) „Puste gniazdo” jest o wiele dłuższe
niż przeciętny kryminał, a jego akcja miejscami nie tak
dynamiczna. Ma za to szansę zapaść dłużej w pamięć, jeśli
komuś odpowiada bardziej refleksyjny typ literatury. Z pełnokrwistą
bohaterką o umyśle ostrym jak brzytwa. Może nie chroni on jej
przed wszystkimi życiowymi niepowodzeniami, ale dla nas,
czytelników, jest źródłem wielu językowych potyczek, słownych
żartobliwych prztyczków w nos, których, im bliżej końca, tym
więcej w tekście. One właśnie podobały mi się najbardziej!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz