Jakub Szamałek, Morze
Niegościnne, wyd. Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA są, cena
ok. 29 zł
Po lekturze „Morza
Niegościnnego” zaczęłam żałować, że nie przeczytałam
debiutu Jakuba Szamałka, książki pod tytułem „Kiedy Atena
odwraca wzrok”. To za nią Szamałek otrzymał w zeszłym roku
nagrodę Wielkiego Kalibru czytelników na Międzynarodowym Festiwalu
Kryminału we Wrocławiu. A jeśli choć trochę przypomina ona
„Morze Niegościnne” - to tak, obydwie są zdecydowanie warte
przeczytania. I to nie tylko ze względu na wartką akcję.
Lubię książki, które
mnie zaskakują, są czymś więcej niż tylko fantastyką, tylko
romansem lub – jak to jest w przypadku „Morza Niegościnnego” -
kryminałem. Podoba mi się, gdy autor zadaje sobie trud, by
urozmaicić fabułę, wyjść poza ramy gatunkowe. Gdy nęci
czytelnika czymś więcej niż ciekawą intrygą i scenami
trzymającymi w napięciu. Zresztą pisarstwo Jakuba Szamałka nie
kojarzy się z trudem – jego sposób pisania jest płynny i
niewymuszony, ciąg wydarzeń logiczny, a konstrukcja powieści
harmonijna. Może pomysł na to, by umieścić akcję powieści
detektywistycznej w starożytności nie jest nowy (Gordianus, postać
stworzona przez Stevena Saylora, jest detektywem w ostatnich latach
republiki rzymskiej), ale nie można zarzucić autorowi powielania
czyichś pomysłów. Poza tym Szamałek pisze umiejętnie, tak, że
wierzę w każde jego słowo, a przy pomocy wyobraźni „widzę”
opisywane przez niego wydarzenia. Wydawca zachwala jego książkę
jako mocną i męską. Ale jest to tylko część prawdy, biorąc
choćby pod uwagę, z jaką znajomością kobiecej psychiki autor
przedstawia związek matki z kilkuletnim dzieckiem.
Ja, ku swojemu
(kolejnemu!) zdziwieniu, odkryłam w „Morzu Niegościnnym”
świetne tło obyczajowe, które pozwoliło mi wyrobić sobie pogląd,
jak wyglądało zwyczajne życie starożytnych Greków, zarówno
mężczyzn, jak kobiet (włącznie z przebiegiem porodu!).
Niebagatelną rolę odegrał tu fakt, że ta powieść nie ma jednego
bohatera, a dwóch – Lamię i jej męża Leocharesa. Co prawda to
Leochares ma odpowiednie talenty, znajomości i na tyle interesującą
przeszłość (które okażą się jego przekleństwem), by zostać
zaangażowanym w poszukiwanie sprawcy morderstwa pewnego posła. Ale
i Lamia znacząco przyczynia się do odkrycia prawdy. Jest nawet
bezpośrednią uczestniczką pewnych wydarzeń, niejako wbrew
ówczesnemu porządkowi społecznemu, który wymagał od kobiet
pilnowania ogniska domowego, rodzenia dzieci i nie wychodzenia
(dosłownie) z domu. Perełką „Morza Niegościnnego” jest
pokazanie wzajemnych relacji małżeństwa, które ma za sobą kilka
lat wspólnego pożycia, dość szczęśliwego, chociaż nie na
harlequinową modłę. Szczęście to nie wyklucza pewnych oczekiwań,
czasem pretensji, a nawet pociągu do innych osób. Związek Lamii i
Leocharesa prezentuje się na tyle wiarygodnie, że – tak jak w
życiu – nie wiadomo, czy przetrwa kolejne zawirowanie, czy to, co
go dotąd scalało, nadal będzie pełnić taką rolę. Ten akurat
wątek pozostaje otwarty i jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się
dalsze losy Lamii i Leocharesa, jeśli Jakub Szamałek zdecyduje się
na trzecią część cyklu.
Jeszcze inną
niespodzianką jest miejsce akcji – czarnomorskie wybrzeże
współczesnej Ukrainy. Wiedziałam, że Grecy kolonizowali ziemie
znaczne odległe od ojczyzny (stąd zresztą współczesne
turecko-greckie animozje), ale byłam zdziwiona, że zawędrowali aż
tak daleko na wschód. Dzięki pochodzącemu z Aten Leocharesowi
możemy przekonać się, jak wyglądała prowincja w czasach, gdy
toczyły się wojny peloponeskie. Szamałek świetnie oddał ducha
greckich miast i osad, którym daleko było do ateńskiej świetności,
ale których władcy posiadali nie mniejszy apetyt na władzę i
talent do intryg, niż politycy w największych greckich
państwach-miastach. Tylko, że w swoich rachubach nie uwzględniali
rdzennej ludności... Dla nas, czytelników, to akurat szczęśliwa
okoliczność.
A zatem – czytajcie
Szamałka i dajcie się zaskakiwać!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz