środa, 31 lipca 2013

Jakub Szamałek, Morze Niegościnne




Jakub Szamałek, Morze Niegościnne, wyd. Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA są, cena ok. 29 zł

Po lekturze „Morza Niegościnnego” zaczęłam żałować, że nie przeczytałam debiutu Jakuba Szamałka, książki pod tytułem „Kiedy Atena odwraca wzrok”. To za nią Szamałek otrzymał w zeszłym roku nagrodę Wielkiego Kalibru czytelników na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. A jeśli choć trochę przypomina ona „Morze Niegościnne” - to tak, obydwie są zdecydowanie warte przeczytania. I to nie tylko ze względu na wartką akcję.
Lubię książki, które mnie zaskakują, są czymś więcej niż tylko fantastyką, tylko romansem lub – jak to jest w przypadku „Morza Niegościnnego” - kryminałem. Podoba mi się, gdy autor zadaje sobie trud, by urozmaicić fabułę, wyjść poza ramy gatunkowe. Gdy nęci czytelnika czymś więcej niż ciekawą intrygą i scenami trzymającymi w napięciu. Zresztą pisarstwo Jakuba Szamałka nie kojarzy się z trudem – jego sposób pisania jest płynny i niewymuszony, ciąg wydarzeń logiczny, a konstrukcja powieści harmonijna. Może pomysł na to, by umieścić akcję powieści detektywistycznej w starożytności nie jest nowy (Gordianus, postać stworzona przez Stevena Saylora, jest detektywem w ostatnich latach republiki rzymskiej), ale nie można zarzucić autorowi powielania czyichś pomysłów. Poza tym Szamałek pisze umiejętnie, tak, że wierzę w każde jego słowo, a przy pomocy wyobraźni „widzę” opisywane przez niego wydarzenia. Wydawca zachwala jego książkę jako mocną i męską. Ale jest to tylko część prawdy, biorąc choćby pod uwagę, z jaką znajomością kobiecej psychiki autor przedstawia związek matki z kilkuletnim dzieckiem.
Ja, ku swojemu (kolejnemu!) zdziwieniu, odkryłam w „Morzu Niegościnnym” świetne tło obyczajowe, które pozwoliło mi wyrobić sobie pogląd, jak wyglądało zwyczajne życie starożytnych Greków, zarówno mężczyzn, jak kobiet (włącznie z przebiegiem porodu!). Niebagatelną rolę odegrał tu fakt, że ta powieść nie ma jednego bohatera, a dwóch – Lamię i jej męża Leocharesa. Co prawda to Leochares ma odpowiednie talenty, znajomości i na tyle interesującą przeszłość (które okażą się jego przekleństwem), by zostać zaangażowanym w poszukiwanie sprawcy morderstwa pewnego posła. Ale i Lamia znacząco przyczynia się do odkrycia prawdy. Jest nawet bezpośrednią uczestniczką pewnych wydarzeń, niejako wbrew ówczesnemu porządkowi społecznemu, który wymagał od kobiet pilnowania ogniska domowego, rodzenia dzieci i nie wychodzenia (dosłownie) z domu. Perełką „Morza Niegościnnego” jest pokazanie wzajemnych relacji małżeństwa, które ma za sobą kilka lat wspólnego pożycia, dość szczęśliwego, chociaż nie na harlequinową modłę. Szczęście to nie wyklucza pewnych oczekiwań, czasem pretensji, a nawet pociągu do innych osób. Związek Lamii i Leocharesa prezentuje się na tyle wiarygodnie, że – tak jak w życiu – nie wiadomo, czy przetrwa kolejne zawirowanie, czy to, co go dotąd scalało, nadal będzie pełnić taką rolę. Ten akurat wątek pozostaje otwarty i jestem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Lamii i Leocharesa, jeśli Jakub Szamałek zdecyduje się na trzecią część cyklu.
Jeszcze inną niespodzianką jest miejsce akcji – czarnomorskie wybrzeże współczesnej Ukrainy. Wiedziałam, że Grecy kolonizowali ziemie znaczne odległe od ojczyzny (stąd zresztą współczesne turecko-greckie animozje), ale byłam zdziwiona, że zawędrowali aż tak daleko na wschód. Dzięki pochodzącemu z Aten Leocharesowi możemy przekonać się, jak wyglądała prowincja w czasach, gdy toczyły się wojny peloponeskie. Szamałek świetnie oddał ducha greckich miast i osad, którym daleko było do ateńskiej świetności, ale których władcy posiadali nie mniejszy apetyt na władzę i talent do intryg, niż politycy w największych greckich państwach-miastach. Tylko, że w swoich rachubach nie uwzględniali rdzennej ludności... Dla nas, czytelników, to akurat szczęśliwa okoliczność.
A zatem – czytajcie Szamałka i dajcie się zaskakiwać!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz