Aleksandra
Zaprutko-Janicka, Okupacja od kuchni. Kobieca sztuka przetrwania,
seria Ciekawostki Historyczne.pl, wyd. Znak
Obecnie w prasie kolorowej
królują przepisy z mleczkiem kokosowym, trawą cytrynową czy
ricottą. Chociaż wymieniane są jednym tchem ze składnikami
swojskimi i znanymi od lat, czy potrafilibyśmy je zastąpić, gdyby
nagle ich zabrakło? Naszych babek i prababek nikt nie pytał się o
zdanie, gdy wybuchła wojna i z dnia na dzień ze sklepów poznikały
podstawowe produkty, nie tylko rarytasy z delikatesów. „Okupacja
od kuchni” jest właśnie książką o radzeniu sobie w czasach
niedoboru. Bez względu na oficjalne prawo, którego przestrzeganie
doprowadziłoby na skraj śmierci głodowej, a przynajmniej (żadna
to pociecha!) do fizycznego wyniszczenia organizmu. Oraz bez względu
na drakońskie kary za łamanie tego prawa.
Książka
Zaprutko-Janickiej stara się zapełnić lukę pomiędzy opisami
bitew, ruchami wojsk i decyzjami polityków a pełnymi dramatyzmu
wspomnieniami. Autorkę zainteresowała zgrzebna codzienność i
odwieczne pytanie wszystkich gospodyń: co dziś do garnka włożyć?
Nawet rozdział poświęcony powstaniu warszawskiemu dotyczy spraw
brzucha – gotowania pod ostrzałem i zdobywania zaopatrzenia dla
zmęczonych powstańców. To w nim przeczytamy o generale
Borze-Komorowskim, który został poczęstowany dobrze
przyrządzonym...kotem!
Bo różne zwierzęta
ratowały życie okupowanym Polakom, również te, których nie wzięlibyśmy normalnie do ust, jak psy, koty, konie. I tak powszechna obecność kóz
i królików zmieniła na kilka wojennych lat oblicze dużych miast,
podobnie jak parki i skwery przerabiane na ogródki warzywne.
Przemycane tusze świń i wołów wyzwalały pokłady pomysłowości
w szmuglerach i wspierających ich kolejarzach. Ale nie tylko. Równie
kluczowe, jak zdobywanie żywności stało się jej przechowywanie i
przyrządzanie w najbardziej oszczędny sposób. Również taki,
który nie pozwalał na zbytnie uszczuplenie zapasów opału.
Zaprutko-Janicka w
przystępny sposób przybliża te zagadnienia, posługując się
konkretnymi faktami, fragmentami dzienników, wspomnieniami
czytelników portalu „Ciekawostki Historyczne.pl”, czasem
anegdotami oraz praktycznymi radami, których – miejmy nadzieję –
nie będziemy musieli nigdy stosować. Końcówka książki to przede
wszystkim przepisy, które możemy sami wypróbować w domu. Jestem
pewna, że wielbicielom ciasta marchewkowego lub wegańskiego
przepisu na stek z czerwonej kapusty spodoba się pomysł upieczenia
z fasoli tortu o smaku jadalnych kasztanów. Lub przyrządzenie
marcepanków bez marcepanu *.
„Okupacja od kuchni”
oczywiście nie wyczerpuje całego tematu i sama autorka dobitnie to
podkreśla w posłowiu. Na pewno jednak rzetelnie wprowadza w
zagadnienie, chociaż podtytuł bez przymiotnika „kobieca”
bardziej odpowiadałby rzeczywistości. W sztukę przetrwania
zaangażowane były w końcu nawet dzieci. Jest jeszcze coś, co
poczytuję temu tytułowi na plus. Moje zaufanie do osoby Aleksandry
Zaprutko-Janickiej wzrosło w czasie lektury, gdy okazało się, że
sama kosztowała okupacyjnych specjałów, a nawet próbowała swoich
sił w gotowaniu według niektórych receptur.
* Mam wrażenie, że
współcześnie to kuchnia wegańska jest najbardziej fantazyjna ze
wszystkich, jeśli chodzi o szukanie nowych metod przyrządzania
produktów (oczywiście roślinnych) i znajdowanie zamienników.
Bardzo podobała mi się ta książka, głównie ze względu na ujęcie tematu - jak można tak lekko napisać o tak trudnym zagadnieniu?! Autorce się udało. Czyta się świetnie.
OdpowiedzUsuńTo prawda :)
UsuńNa pewno przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńŚwietnie!
Usuń