Hanna Kowalewska, Tam, gdzie
nie sięga już cień, wyd. Wydawnictwo Literackie
W literaturze kobiecej
powroty po latach i rodzinne sekrety to częste i dość wyświechtane motywy. Mimo
to Hanna Kowalewska nie bała się po nie sięgnąć. A ja, pamiętając jej wcześniejsze
powieści, te o Zawrociu, postanowiłam jej zaufać. „Tam, gdzie nie sięga już
cień” nie w każdym punkcie dorównuje cyklowi, z którym kojarzona jest autorka.
Ale i tak się wyróżnia na tle hurra-optymistycznych, sztucznych, przesłodzonych
historii o tak zwanym prawdziwym życiu. Bohaterowie Kowalewskiej to ludzie,
którzy już coś przeżyli, doświadczyli straty, zdrady i zaznali niejednego
zawodu. Poznajemy ich w momencie, gdy mierzą się z przeszłością i ze sobą. Nie
uginają się pod ciężarem bolesnych doświadczeń, choć płacą za to cenę - nie
potrafią patrzeć w przyszłość z ufnością właściwą ludziom bardzo młodym. Styl
Kowalewskiej ma w sobie coś gorzkiego, jakieś rozpaczliwe nuty, jak myśli,
które dopadają nas w środku nocy i nie dają zasnąć. Mimo to jej bohaterowie
cechują się wewnętrzną siłą, a śledzenie ich losów bywa frapujące.
Piszę bohaterowie, a mam na
myśli jedną osobę – Inkę, która po latach przyjeżdża do nadmorskiej
miejscowości, w której się wyrosła, do ciotki, która ją wychowała, a teraz jest
umierająca. Rodzina wita ją częściej z niechęcią niż z życzliwością, widząc w
Ince niewdzięcznicę i przybłędę łasą na spadek, który jej się nie należy. „Tam,
gdzie nie sięga już cień” przypomina budową cebulę. Czytanie tej powieści, to
jak zdejmowanie warstwy za warstwą i odkrywanie kolejnych faktów, zaskakujących
także dla głównej bohaterki. Świetne u Kowalewskiej jest to, że nie ogranicza
ona dramatyzmu w życiu Inki tylko do zawodu miłosnego. Tak samo nie skupia
fabuły tylko na tym, co się dzieje między mężczyzną a kobietą. Uczucia, o
których pisze, łączą ludzi pozostających z sobą w różnych relacjach, nie tylko
romantycznych czy erotycznych. Pod tym względem jej proza wydaje mi się
bogatsza niż to bywa w książkach tego typu.
„Tam, gdzie nie sięga już
cień” ma także swoje minusy. Są to postacie męskie, nakreślone na zasadzie
kontrastu. Pewny siebie łajdak kontra poczciwy, przyzwoity chłopak bez skazy. I
jeszcze to banalne zakończenie. Wiem, że autorka chciała wynagrodzić swojej
bohaterce (i przy okazji czytelniczkom) dotychczasowe emocjonalne napięcie i
zmarnowane lata. I ma do tego prawo. Mi ono jednak jakoś mało pasuje do
nastroju książki. Nie żebym nie życzyła głównej bohaterce szczęścia, ale...
jakoś za łatwo to poszło, zbyt oczywiście. Przynajmniej w porównaniu do
odkrywania tajemnic z przeszłości Inki i jej bliskich.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz