Katherine Boo, Zawsze
piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju, tłum.
Adriana Sokołowska-Ostapko, wyd. Znak Literanova
Dziennikarka Katherine Boo
za książkę „Zawsze piękne” została uhonorowana w 2012 roku
National Book Award – jedną z najbardziej prestiżowych i
poważanych nagród literackich w USA. Bardzo szybko, bo już w lutym
(zwycięzcy NBA są informowani o nagrodzie w listopadzie) książka
ukazała się w Polsce. „Zawsze piękne” to jednak taka pozycja,
o której warto wspominać jak najczęściej, nie tylko w dniu
premiery. To przykład literackiego kunsztu, a zarazem powagi, z jaką
autorka odnosi się do spraw ludzi z najniższego szczebla drabiny
społecznej. Wybór indyjskiego slumsu nie był – jak można by się
spodziewać - podyktowany szukaniem egzotyki ani pokazaniem nędzy
dla niej samej. Już wcześniej Katherine Boo zajmowała się
sprawami najuboższych, tyle że w Ameryce, i także wtedy jej
dziennikarska praca była doceniana i nagradzana (m.in. Nagrodą
Pulitzera), chociaż nie zaowocowała powstaniem książki. Między
tak różnymi kulturowo społecznościami Boo znalazła wiele cech
wspólnych, tych samych problemów, które nie pozwalają na wyrwanie
z zaklętego kręgu biedy bez względu na zaradność, pomysłowość
i wytrwałość.
Celem autorki było nie
tylko utrwalenie pewnego obrazu życia, ale i szukanie odpowiedzi na
pytania, dlaczego tak się dzieje, co powoduje brak solidarności
między ludźmi nawet o tej samej pozycji społecznej, jaki jest
rzeczywisty wpływ działań rządowych na ich codzienność, jak
funkcjonuje struktura władzy, która bez zdziwienia przyjmuje fakt,
że byle jak sklecone chatki, schowane dla zachowania estetyki za
murem, sąsiadują z najbardziej znanymi hotelami i reprezentacyjną
drogą na bombajskie lotnisko?
Boo odnosi się do swoich
bohaterów z sympatią i szczerym zainteresowaniem, ale bez tworzenia
mitów na ich temat. Podglądaniu ich zmagań z codziennymi
problemami poświęciła ponad trzy lata, korzystała z pomocy
tłumaczy, po wielokroć wracała do tych samych kwestii, potwierdzeń
szukała w oficjalnej dokumentacji. Co ciekawe uniknęła suchości
stylu i banalności uogólnień. Sama usunęła się w cień
(wyjąwszy krótki rozdział końcowy), oddając głos wyłącznie
kilkorgu mieszkańcom Annawadi, zwłaszcza nastoletniemu Abdulowi,
zbieraczowi śmieci i żywicielowi kilkuosobowej rodziny, którego
świat legł w gruzach po samospaleniu sąsiadki Fatimy.
Boo tak poprowadziła
narrację, że łatwo zapomnieć, że mamy do czynienia z dokumentem,
a nie fikcją. O tym, że „Zawsze piękne” opisują prawdziwe
wydarzenia, przypominają sprawy zbyt bulwersujące, by mogła
podołać im autorska wyobraźnia. Przykłady korupcji, oszustw i
zakłamania dotyczących m.in. edukacji są na tyle złożone, że
mogą być tylko skutkiem powszechnie uznawanego systemu, który nie
jest nastawiony na pomaganie innym, ale na zdobywanie dodatkowych
pieniędzy do prywatnej kieszeni. Te przykłady są o tyle szokujące,
że nie przebiegają wzdłuż jednej granicy wytyczonej na linii
biedni – bogaci. Tych granic jest dużo więcej, bo zawsze znajdzie
się ktoś w rozpaczliwszym położeniu. Tacy, jak studentka Mandżu,
którzy rzetelnie pracują za środki otrzymane od państwa (i to nie
ze strachu przed kontrolą!), należą do wyjątków.
Lektura „Zawsze
pięknych” nie należy do łatwych i przyjemnych, chociaż jest
napisana płynnie i z dużym wyczuciem. Dla mnie to jedna z
najważniejszych książek wydanych w tym roku.
PS. Po „Zawsze piękne”
przeczytałam także poświęcone Indiom „Lalki w ogniu” Pauliny
Wilk. To świetne uzupełnienie książki Katherine Boo, która
jednak dość nieoczekiwanie obnaża największą słabość „Lalek
...” - brak jednostkowego, osobistego doświadczenia przy
prezentowaniu danych kwestii. To dzięki niemu tekst amerykańskiej
dziennikarki tak mocno porusza i ujmuje autentyzmem.
Bardzo się cieszę, że to dobra książka, bo kupiłam ją jakiś czas temu i dorzuciłam do kolejki. Kiedy nadejdzie jej czas, porównam własne wrażenia z Twoimi:) Miłego dnia!
OdpowiedzUsuńMyślę, że nie będziesz rozczarowana :) Miłego dnia i... czytania!
Usuń