Grażyna Plebanek, Córki
Rozbójniczki, Seria z miotłą, wyd. W.A.B.
Dotąd z nazwiskiem
Grażyny Plebanek kojarzyłam tylko „Nielegalne związki”,
lekturę wypełnioną niepokojącą erotyką, z takim zapleczem
psychologicznym, że dyskusje na jej temat długo nie przestawały
milknąć w gronie moich najbliższych znajomych. Każda z nas
wyciągała z tej książki coś zupełnie odmiennego, inaczej
interpretowała zachowania jej bohaterów, innej poddawała je
ocenie. W „Córkach Rozbójniczki” upatrywałam czegoś w rodzaju
kontynuacji „Nielegalnych związków” - tak silne wrażenie
zrobił na mnie ten tytuł. Pierwszy rzut oka w treść okazał się
jednak rozczarowaniem, gdyż nie znalazłam tam tej Plebanek, którą
przyszło mi poznać wcześniej. „Córki Rozbójniczki” leżały
więc z boku, zapomniane, czekały na swój moment. Kiedy w końcu po
nie sięgnęłam, zrozumiałam, że omal nie straciłam szansy na
kolejną intelektualną przygodę w wydaniu Grażyny Plebanek. Która
jak widać nie lubi wracać do sprawdzonych rozwiązań, za to
chętnie wydeptuje nowe ścieżki.
Z listy lektur, a także
filmów autorka tworzy bardzo intymną autobiografię, w której nie
liczy się data urodzenia, skończone szkoły i pierwsze miłości,
ale literatura, muzyka, film. Nie ma znaczenia, czy dana historia
wydarzyła się naprawdę, ale jakie wiążą się z nią emocje i
przemyślenia. W „Córkach Rozbójniczki” widać jak na dłoni,
jak bardzo czytanie ma wpływ na rozwój osobowości, jak potrafi
wniknąć do krwiobiegu, inspirować i prowadzić w kierunkach nawet
nie przeczuwanych przez pisarzy, reżyserów i... życie, o którym
się mówi, że pisze najlepsze scenariusze. Obiektem fascynacji
Plebanek są postacie fikcyjne i te istniejące naprawdę, których
życiorysy przyswaja poprzez lekturę ich biografii oraz dzienników.
Fantastyczne, jak kobieta zmieniona w lisa czy czarownice z powieści
Pratchetta, a nawet zwierzęce, jak wilcza rodzina z książki
Farleya Mowata. Ten przypadek jest tym bardziej interesujący, że
Plebanek jest wyraźnie pod wrażeniem osoby samego Mowata, pisarza i
kanadyjskiego obrońcy przyrody. A przecież pisze przede wszystkim o
kobietach.
„Córki Rozbójniczki”
są zbiorem refleksji i odczuć, osobistym odczytaniem wielu tekstów,
wcale nie hermetycznych i wcale nie przeznaczonych tylko dla
wybranych skoro znalazła się wśród nich m.in. zapamiętana przeze
mnie z dzieciństwa „Godzina pąsowej róży” Marii Krüger
czy „Szara Wilczyca” Curwooda. Treść „Córek ...” bywa
feministyczna, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Stawia na
pierwszym miejscu kobiecość w różnych jej przejawach i w różnych
okresach życia. Na pewno nie jest wymierzona przeciwko
mężczyznom, jak mogłoby się wielu wydawać (dlaczego
coraz częściej feministka znaczy tyle samo co pospolita obelga?).
Plebanek tylko raz ujawnia swoją pogardę – jej przedmiotem nie
jest ród męski jako taki, ale... Stanisław Przybyszewski, którego
żonie, Dagny Juel, poświęciła cały rozdział (jeden z
najlepszych zresztą).
Generalnie jestem
urzeczona „Córkami Rozbójniczki”, chociaż uczciwie dodam, że
było kilka rozdziałów, które nie wciągnęły mnie tak głęboko,
jak stało się to udziałem większości z nich. Czy to z racji
tego, że mam już pewne tematy przerobione sama z sobą, czy
dlatego, że czasami lepiej samemu czytać (oglądać, słuchać czy smakować!) i odkrywać coś tylko dla
siebie. Choćby kredo życiowe Isadory Duncan, która mawiała:
„Kocham ziemniaki i młodych mężczyzn”.
brzmi całkiem ciekawie :)
OdpowiedzUsuńi jest :)
Usuńbrzmi bardzo interesująco, ciekawi mnie czy kobieta w moim wieku, która już b.wiele tematów "przerobiła" też się zafascynuje? Napiszę Ci po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii :)
Usuń