czwartek, 19 grudnia 2013

Isabelle Laflèche, Kocham Paryż




Isabelle Laflèche, Kocham Paryż, tłum. Dorota Malina, wyd. Wydawnictwo Literackie

Wiedzieliście, że zamachy w Madrycie zostały sfinansowane dzięki sprzedaży pirackich płyt CD, a do wyrabiania fałszywych perfum używa się moczu? Że początkujące modelki to młodziutkie, nieletnie dziewczyny, które zanim zrobią karierę, muszą spłacić „dług” zatrudniającej jej agencji? „Kocham Paryż” to lektura z gatunku przyjemnych i odprężających, ale poruszająca przy okazji poważniejsze problemy, dotyczące mrocznej strony świata haute couture. Jest to na pewno duży plus tej powieści, gdyż gatunek, do którego ona należy, bardzo rzadko rejestruje tragedie inne niż złamane serca swoich bohaterek (rzadziej bohaterów). Podobnie było i w „Kocham Nowy Jork”, powieści, dzięki której po raz pierwszy miałam styczność z francuską prawniczką, Catherine Lambert. „Kocham Paryż” to kontynuacja jej przygód, rozgrywająca się tym razem w stolicy szyku i światowej elegancji – w Paryżu. I wierzcie mi, zmiana miejsca akcji ma duży wpływ na przebieg fabuły. „Kocham Paryż” nie jest podobny do poprzedzającego go tytułu. Catherine wraca do swojego miasta, ale nie po to, by nadal ambitnie piąć się po szczeblach kariery w międzynarodowej prawniczej korporacji. Teraz zasila szeregi działu prawnego domu mody Christiana Diora. I już pierwszego dnia pracy okazuje się, że ta przyjemna posada wiąże się z niebyt miłymi konsekwencjami. Tak oto w powieści o fatałaszkach i przysmakach francuskiej kuchni pojawia się wątek kryminalny. A wraz z nim wiele informacji o środowisku handlarzy podróbek markowych produktów i jego powiązaniach ze światem przestępczym.
Atmosfera robi się coraz groźniejsza (co jest odmianą po „Kocham Nowy Jork”), niemniej Catherine i tak korzysta z uroków życia w Paryżu. Wielbiciele tego miasta powinni czytać tę książkę z mapą w ręku i zaznaczać na niej przytulne kawiarenki i słynące z dobrej kuchni restauracje, sklepy z modnymi kreacjami, luksusowe i zabytkowe hotele, muzea, a nawet jedną księgarnię. Francuskie wtręty w tekście tylko podkreślają niezwykłą atmosferę tego miasta. Podoba mi się, jak Isabelle Laflèche ustami swojej bohaterki dokonuje porównań między Nowym Jorkiem a Paryżem oraz ich mieszkańcami. Uwagi te są pozbawione uprzedzeń i złośliwości, podkreślają to, co dobre zarówno w jednym, jak i drugim mieście.
Główną (i dla mnie najmniej fajną) różnicą między pierwszą a drugą częścią historii Catherine jest opisywanie w najnowszym tomie szczegółów garderoby niemal każdej pojawiającej się postaci. Laflèche wręcz nie może się przed tym powstrzymać. Jednak jej bohaterka nie jest oderwaną od rzeczywistości mieszkanką modowego raju, o czym świadczą jej dość trzeźwe uwagi o rzeszach kobiet, których nie stać na oryginalnego Diora czy Chanel i gdyby nie podróbki, nigdy nie miałyby do czynienia z produktami kojarzącymi się z wytwornością i przepychem. Czy o absurdalnie wyśrubowanych cenach luksusowych towarów albo zapisach tylko dla wybranych (i bardzo bogatych) na limitowaną serię torebek lub butów. Wydaje mi się, że w porównaniu z pierwszym tomem tego typu spostrzeżeń jest jakby mniej. A może toną one pod stertą ubrań? Na szczęście mimo opisów różnych kreacji akcja wartko posuwa się do przodu, wątki kryminalne i romansowe idą łeb w łeb, a atmosferę podkręca asystent Catherine – Rikash, którego styl i podejście do życia są tak wyraziste, barwne i pełne entuzjazmu, że czasem nawet przyćmiewa on pozostałych bohaterów książki. Generalnie jestem na TAK i czekam na kolejny tom :)



W tej księgarni Catherine dostała telefon z pogróżkami


 
Zdjęcie z witryny księgarni www.galignani.fr

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz