wtorek, 25 czerwca 2013

Tadeusz Biedzki, Sen pod baobabem



Tadeusz Biedzki, Sen pod baobabem, wyd. Zysk i S-ka

Gładkie strony, a na nich zastygłe w bezruchu kobiety w kolorowych sukniach z materiałów we wzory niespotykane w Europie. Ich soczyste barwy przepięknie odcinają się od ich ciemnej, lśniącej skóry, nadają swoim właścicielkom wygląd kwiatów. Odciągają uwagę od pokrytej pyłem ziemi i wszędobylskich śmieci, zwłaszcza tych plastikowych. Żadne z nich nie trafią do koszy, bo tych po prostu nie ma. Pomyłka! Tadeusz Biedzki i jego żona Wanda, podróżując przez Afrykę Zachodnią, natrafili raz na kosz na śmieci. Paradoksalnie – pusty, stojący wśród odpadków. Nie znajdziemy go wśród cudnej urody zdjęć, które nie rzadko zajmują nawet dwie strony. Portrety dzieci, młodych dziewcząt, krajobrazy, sceny z targowisk, z drogi pokonywanej autobusem lub wózkiem ciągniętym przez osiołka – te fotografie pozwalają zobaczyć rzeczywistość opisaną w „Śnie pod baobabem”, łącznie z niespotykanym w naszej szerokości geograficznej odcieniem nieba, oraz biedę, pstrokatą i dla nas nie do ogarnięcia.

Dla Tadeusza Biedzkiego, przedsiębiorcy i podróżnika, nie była to pierwsza wyprawa po krajach unikanych przez turystów. Dlatego nie poświęca miejsca opisom przygotowań, gromadzenia funduszy i niezbędnych zapasów. Dzięki dziennikarskiemu doświadczeniu nie spisuje każdego swojego kroku. Starannie wybiera fakty z podróży i łączy je w interesującą narrację, której niezamierzonym wątkiem staje się zagrożenie ze strony jednego z przewodników. Autor tak samo chętnie pisze o stuletnim meczecie z gliny, największej tego typu budowli na świecie (i bezustannie remontowanej od dnia powstania), jak o spontanicznym włączaniu się Afrykanów w zabawy i tańce. Pisze o niewolnictwie, którym Afrykanie tłumaczą zacofanie swoich krajów. Potem wyjaśnia brak pokory Tuaregów wobec państwowych granic i paszportów. Rozpala wyobraźnię niegdysiejszymi bogactwami Timbuktu: złotem i... nieistniejącym już uniwersytetem, po którym pozostały tysiące kunsztownych rękopisów i ksiąg, sprzedawanych za bezcen przez miejscowych. Przeraża animistycznymi praktykami, które wymagają składania ofiar, także z ludzi. Na własną rękę sprawdza opowieści Dogonów o ich kosmicznych przodkach, którzy na mnie akurat największe wrażenie zrobili konstrukcją domów starszych. Są one tak niskie, by obradujący mogli w nich tylko siedzieć, żeby – gdy któregoś poniosą nerwy i spróbuje w złości skoczyć na równe nogi – otrzeźwił go kontakt z sufitem. Co ciekawe, to nie tylko dogoński patent na podejmowanie decyzji bez rozlewu krwi.

Jednak książka Biedzkiego to nie tylko skakanie od jednej ciekawostki do drugiej. To także kontakt z ludźmi, często serdeczny, obfitujący w inne oczekiwania obu stron, co wynika i z kultury, i z mentalności. Oraz sytuacji życiowej, która niewiele się zmieniła od czasu, gdy po Afryce jeździł Kapuściński. Za jego czasów nieosiągalnym dziecięcym marzeniem był ołówek, teraz – długopis, czasem mazak. Biedzki poświęca dużo miejsca sposobie myślenia Afrykanów, który wypycha ich z ogólnoświatowego nurtu cywilizacji i techniki. Nie patrzy przy tym na nich z góry, raczej z głębokim namysłem co do przyszłości kontynentu i jego mieszkańców. Dla których życiową szansą jest wyjazd członka rodziny do Europy, a dla ich dzieci – adopcja przez białych. Niestety.

Sen pod baobabem” to książka mądra i wnikliwa, zachwycająca szatą graficzną, a przede wszystkim – uczciwym pokazaniem codzienności tego tak naprawdę nieznanego kawałka świata. Zbyt mało ważnego, by pokazywać go w serwisach informacyjnych, zbyt biednego, by chcieć o nim myśleć, zapomnianego do czasu krwawego konfliktu, którego już nie można ignorować.

2 komentarze :

  1. Hm - polecasz a więc może to być dla mnie ciekawa podróż. Zobaczę, napiszę po przeczytaniu. W Twoich rekomendacjach przydałyby się jeszcze ceny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nie, mogę podawać ceny z okładki. "Sen pod baobabem" - 39 zł 90 gr. Pozdrawiam :)

      Usuń