Wisława Szymborska, Błysk
rewolwru, Biblioteka Gazety Wyborczej, wyd. Agora SA
Doskonale pamiętam ten
rok studiów, gdy podczas wykładu oznajmiono nam, że Wisławie
Szymborskiej przyznano nagrodę Nobla. Na część koleżanek z
kierunku (filologia polska!) wiadomość ta wpłynęła w
zadziwiający sposób. Zaczęły dostojnie przemierzać
uniwersyteckie korytarze z obowiązkowym tomikiem poezji Szymborskiej
pod pachą, by wymieniać się nabożnym szeptem uwagami o „drogiej
Wisełce”. W dobrej wierze postawiły poetkę na piedestał, gdzie
miał się kurzyć w czci przez następne wieki. Jakby przyjęły
„Błysk rewolwru”? Ten zupełnie niepoważny zbiór przeróżnych
rodzajów twórczości, ujmujących w nawias dzieciństwo, ostatnie
chwile i to, co pomiędzy - całe życie poetki. Rysunki jej
autorstwa, listy, pierwsze literackie próby, limeryki, epitafia, a
nawet wymyślone przez nią adoralia, rajzefiberki, lepieje i
metzyje. Które nigdy wcześniej nie doczekały się wydania. Niemal
wszystkie podszyte poczuciem humoru i błyskotliwością, a pisane z
szelmowskim błyskiem w oku. Każda strona „Błysku rewolwru” to
jakaś nowa niespodzianka, nie tylko literacka. To także zdjęcia,
szkice, wyklejanki, obok druku ręczne pismo, możliwość zobaczenia
rękopisów w oryginale. Plus dodatkowe informacje na marginesach,
które wyjaśniają, tłumaczą, umiejscawiają w czasie. Dlatego
także od strony graficznej ta książka to prawdziwe cudeńko.
Pierwsze dni spędziłam na przeglądaniu jej i odkrywaniu coraz to
nowych szczegółów, na podczytywaniu i wynikających z tego
podśmiechujkach i podśmiewajkach. Zdumiona i oczarowana
frywolnością i brakiem jakiejkolwiek ideologii zamieszczonych w
niej tekstów. Zdążyłam już nawet puścić w świat - jako
kapitalną historyjkę - treść listu o romansie z towarzyszem Mao.
Na tyle, na ile jest to możliwe bez znajomości chińskich
ideogramów.
Po „Błysku rewolwru”
Wisława Szymborska na zawsze pozostanie w mojej świadomości jako
poetka, która przyjęła Nobla, a odrzuciła nobliwość.
Na szczęście!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz