Alexander McCall Smith,
Mieć siedem lat, seria „44 Scotland Street”, tłum. Elżbieta
McIver, wyd. Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA
Niedawno zamieściłam
recenzję innego tytułu Alexandra McCalla Smitha, akurat z jego
serii afrykańskiej. Nie będę więc pisać ponownie o samym autorze
(chociaż to bardzo interesująca postać), a bardziej skupię się
na jego książce, najnowszej z cyklu „44 Scotland Street”.
Szóstka na grzbiecie książki informuje, że to już dosyć
zaawansowana historia. Lecz na szczęście dla czytelników, cyklami
powieściowymi McCall Smitha rządzi reguła, która głosi, że
nigdy nie jest za późno, by sięgnąć po którykolwiek tom, choćby
się miało zacząć lekturę niejako od środka. Ba, uważam nawet,
że można jego książki kupować w ciemno na jako prezent dla osób,
które lubią czytać, a których preferencji co do konkretnych
pisarzy nie jesteśmy pewni. McCall Smith jest mistrzem w opisywaniu
codzienności i konstruowaniu niezwykle sugestywnych sylwetek swoich
bohaterów – tak bardzo normalnych i sympatycznych, chociaż
niepozbawionych pewnych wad, a czasem nawet zwykłej małostkowości.
Szkocka seria obejmuje
perypetie kilkunastu mieszkańców Edynburga. Niektórych z nich
łączą bliższe więzi, podczas gdy z innymi postaciami mają do
czynienia tylko przelotnie. To świetny sposób na pokazanie różnych
postaw i doświadczeń życiowych, wśród których zawsze znajdziemy
takie, które będą nas bawić bardziej niż inne, oraz takie, z
którymi łatwiej przyjdzie nam się utożsamić. Założę się
jednak, że nic nie jest w stanie przebić naszej sympatii do
Bertiego, który w magiczny sposób, cokolwiek działoby się w
poprzedzających tomach, wciąż nie ukończył siedmiu lat. Chociaż
marzy mu się dorosłość i uwolnienie od kurateli bardzo postępowej
matki. Postać Ireny pokazuje w krzywym zwierciadle nowoczesne trendy
w wychowaniu, które kompletnie ignorują rzeczywiste potrzeby dzieci
i zaprzeczają różnicom wynikającym z płci. Irena jest tak
nieznośna, że autor usuwa ją na pewien czas z akcji w
spektakularny i pełen fantazji sposób. Równie zaskakujące jest
zejście ze sceny Antonii podczas jej podróży z przyjaciółmi do
Włoch, chociaż biedaczka nie budziła nigdy aż tak negatywnych
emocji, co matka Bertiego. I szczerze mówiąc liczę, że autor
wymyśli dla niej jakiś pozytywny ciąg dalszy. Żałuję też, że
McCall Smith nie rozwinął tym razem bardziej wątku Bruce'a
Andersona, przez co nie od razu dowiemy się, czy rzeczywiście
zszedł on z dobrej drogi ku ustatkowaniu się. Za to jego krótkie
pojawienie się wprowadza niezły zamęt w myślach Matthew, który
właśnie stoi na życiowym rozdrożu, ponieważ jego nowa sytuacja
rodzinna wymaga podjęcia wielu ważnych decyzji.
„Mieć siedem lat” to
szalenie miła lektura, która przypomni szkolne, nie zawsze cudowne
lata zależności od dorosłych. Uświadomi, jakie niespodzianki może
kryć oczekiwanie na dziecko, zatrudnianie nowych pracowników czy
zbyt bliski kontakt z wielką sztuką. Przypomni też, jakie stresy
niesie z sobą zmiana lokum. Do zalet tej powieści należy brak
złośliwości, poczucie humoru i duża doza prawdopodobieństwa
opisywanych wydarzeń. Te cechy sprawiają, że „Mieć siedem lat”
jest doskonała na podróż, byle nie za długą, bo w tym wypadku
przydadzą się również poprzednie części cyklu!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz